Opinia o Tobie kroczy za Tobą jak cień

Odchodząc z pracy, poprosiłeś szefa, by napisał opinię na twój temat – i słusznie. Pamiętaj jednak, że bardziej wartościowe są referencje ustne

Opinia o Tobie kroczy za Tobą jak cień
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

12.08.2010 | aktual.: 13.08.2010 11:27

Odchodząc z pracy, poprosiłeś szefa, by napisał opinię na twój temat – i słusznie. Pamiętaj jednak, że bardziej wartościowe są referencje ustne.

Z referencjami łatwiej o dobrą posadę. Rozumiał to już na studiach Grzegorz Sarnicki, dziś psycholog biznesu i trener. Po każdej zakończonej praktyce prosił więc przełożonych lub specjalistów z działu personalnego, by skreślili parę słów o jego mocnych stronach, talentach, zaangażowaniu.

- Zawsze zdawałem sobie sprawę, że dzięki referencjom konsultanci HR lub menedżerowie uzupełnią mój obraz, który wyłania się z bezpośrednich rozmów ze mną, z mojego CV i listu motywacyjnego – podkreśla ekspert.

Dzisiaj, gdy sam prowadzi firmę (szkoleniową), nigdy się nie wzbraniał przed wystawieniem pracownikom – a nawet stażystom – takiego dokumentu.

- Skoro sam proszę swoich klientów o rekomendację, dlaczego nie miałabym jej udzielać pracownikom, którzy zdecydowali się robić karierę w innym miejscu? – mówi Sarnicki. – Świat biznesu opiera się na zaufaniu. Rekomendacje zmniejszają ryzyko zatrudnienia osoby niewiarygodnej, niepewnej, nieodpowiedniej.

Jest tylko jedno ale: taka opinia nie może być laurką, bo z tego są później same kłopoty.

Grzegorz Sarnicki zaprosił kiedyś do współpracy – w charakterze trenera – młodego psychologa, bo jego rekomendacja składała się wyłącznie z pozytywów i pochwał. Że niby taki solidny, zdolny, inteligentny, kreatywny, komunikatywny i profesjonalny. Prawda wyszła na wierzch już w po pierwszych tygodniach. Ów chodzący ideał prowadził szkolenia nieprzygotowany, spóźniał się, był opryskliwy, uczestników traktował z góry. Na koniec nudnego wykładu, widząc brak zainteresowania na sali, potrafił powiedzieć słuchaczom, że szkoda na nich wysiłku, nerwów i czasu. - Gdy tego typu incydenty zaczęły się powtarzać, zadzwoniłem do jego byłego szefa – wspomina Sarnicki. – Zapytałem go, na jakiej podstawie wystawił leniowi taką laurkę. Jego dawny dyrektor powiedział z rozbrajającą szczerością: wolałem napisać same superlatywy, byle tylko mieć bydlaka z głowy!

Dziś Sarnicki apeluje do menedżerów: - Kodeks pracy nie zobowiązuje was do pisania referencji, ale jeśli już się na to decydujecie, róbcie to rzetelnie.

Kłamstwo ma krótkie nogi

Jan Kaliciński, właściciel sieci sklepów spożywczych w Wielkopolsce, nie ma zaufania do referencji. Bo są one – według niego – przekłamaną reklamówką kandydatów. Zwłaszcza że na ogół redagują je sami zainteresowani, a zwierzchnicy tylko się pod nimi podpisują. Dlatego Kaliciński nigdy nie zadowala się tym, co dostaje na piśmie. Uważa, że konieczna jest weryfikacja ustna – czyli telefony do wielu ludzi z branży, aby poznać całą prawdę o kandydacie.

- Każda branża to w gruncie rzeczy małe środowisko – twierdzi biznesmen. – Ludzie dobrze się znają. I jeśli dobrze rozmówcę pociągnie się za język, różne sprawki i grzeszki kandydata wyłażą na światło dzienne. A to ktoś za dużo pije, a to lubi zbyt mocno kobietki, a to podejrzany był o jakieś oszustwa. Każdy pisze o sobie, że jest święty. Papier wszystko przyjmie. Ale kłamstwo ma krótkie nogi.

Grzegorz Sarnicki uważa, że owszem, można telefonować do wielu różnych firm i osób. Ale żeby zaoszczędzić czas, lepsza jest komórka do konkretnego człowieka – szefa, współpracownika czy kontrahentami zainteresowanego. A najlepiej wysłuchać kilku opinii, choćby wzajemnie się wykluczających, i na tej podstawie wyciągnąć właściwe wnioski.

- Pytam kandydatów o nazwiska i numery telefonów osób, z którymi mogę się skontaktować, by porozmawiać na ich temat – tłumaczy Sarnicki. – W przypadku dojrzałych pracowników są to głównie ich byli menedżerowie i specjaliści z jednej zmiany, siedzący biurko w biurko lub realizujący ten sam projekt. Co zaś się tyczy świeżo upieczonych absolwentów, chodzi mi o wykładowców, promotorów lub dyrekcję uczelni. *Gdy szef chce się zemścić *

Referencje to laurki i przekłamane reklamówki kandydata? Nie zawsze. Arkadiusz Bober, przedstawiciel handlowy z Wrocławia, nigdy nie pokazałby żadnemu pracodawcy opinii, jaką wystawił mu ostatni szef. Są w niej – twierdzi zainteresowany – same nieprawdziwe zarzuty. Dotyczą np. jego stosunku do obowiązków służbowych, predyspozycji osobowościowych czy traktowania kolegów i klientów.

- Mój eks-pracodawca do dziś chowa do mnie urazę, bo ja jeden umiałem mu się przeciwstawić – opowiada Bober. – Na, ale teraz drżę na myśl, że mi zaszkodzi. Podczas rozmowy telefonicznej z potencjalnym pracodawcą może przedstawić mnie jako cwaniaka, nieroba i chama. Tak zrobił na papierze, dlaczego nie miałby tych podłych oszczerstw powtórzyć przez telefon?
- W tej sytuacji trzeba otwarcie powiedzieć o tych obawach na rozmowie kwalifikacyjnej – radzi Grzegorz Sarnicki. – Mądrzy menedżerowie i doświadczeni rekruterzy wiedzą, że weryfikację trzeba przeprowadzać we współpracy z kilkoma osobami, a nie tylko z jedną, byłym szefem. Dopiero gdy ewentualne zarzuty potwierdzają się w kilku niezależnych źródłach, konsultant powinien wziąć je pod uwagę.

Mirosław Sikorski

pracownikfirmareferencje
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (9)
Zobacz także