Oszukał ponad 100 osób na przeglądach aut. Grozi mu 10 lat więzienia
52-letni diagnosta samochodowy przyjmował łapówki w zamian za poświadczanie nieprawdy w dowodach rejestracyjnych. Po kilku miesiącach wpadł w ręce policji i nie może wykonywać zawodu. Grozi mu do 10 lat pozbawienia wolności.
Na trop mężczyzny, pracującego na jednej ze stacji diagnostycznych mieszczących się w powiecie wrocławskim już kilka miesięcy temu wpadli funkcjonariusze zajmujący się zwalczaniem korupcji z Komendy Wojewódzkiej Policji (KWP) we Wrocławiu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zuchwała kradzież w Poznaniu
Policjanci prowadzili prace operacyjne i szczegółowo przeanalizowali zebrane informacje.
Potwierdzał sprawność aut, nie prowadził badań
Z ustaleń policji wynika, że diagnosta potwierdzał sprawność pojazdów w dowodach rejestracyjnych, nie przeprowadzając żadnych badań tych aut. 52-latek w zamian za łapówki poświadczał nieprawdę w dowodach rejestracyjnych.
"Pojazdy, które badał diagnosta, nawet nie wjeżdżały do stacji kontroli. W jego ręce trafiały jednak dowody rejestracyjne, które były podbijane na kolejny rok i potwierdzały sprawność techniczną pojazdów" - informuje st. asp Aleksandra Pieprzycka z sekcji prasowej KWP we Wrocławiu.
Diagnosta oszukał ponad 100 osób. Grozi mu więzienie
Policja ustaliła, że diagnosta oszukał w ten sposób 103 osoby. W trakcie czynności mundurowi zabezpieczyli dowody rejestracyjne i pozwolenia czasowe pojazdów, które czekały na podbicie, a także zaświadczenia o przeprowadzonych przeglądach technicznych. Na poczet przyszłych kar policjanci zabezpieczyli znalezioną u sprawcy gotówkę.
Mężczyzna został już zatrzymany i usłyszał zarzuty przyjmowania korzyści majątkowych oraz poświadczania nieprawdy w dokumentach. Za to przestępstwo grozi kara do 10 lat pozbawienia wolności.
Prokurator zastosował wobec 52-latka dozór i skierował akt oskarżenia do sądu, który ustali ostateczny wymiar kary. Obecnie 52-latek nie może wykonywać zawodu, a jego przyszłości zawodowej również zadecyduje sąd.
Stacje diagnostyczne chcą podwyżki opłaty
O stacjach diagnostycznych zrobiło się głośno w czerwcu 2024 r., kiedy do Ministerstwa Infrastruktury trafiło pismo, w którym osiem stowarzyszeń branżowych napisało wprost: "Brak działania w ostatnich 20 latach doprowadził do zapaści branży". Chodzi o opłatę za przegląd samochodu, która od 2004 r. wynosi 98 zł.
Artur Sałata, wiceprezes Stowarzyszenia Inżynierów i Techników Komunikacji RP (SITK), postulował w rozmowie z "Dziennikiem" by badanie techniczne pojazdu kosztowało równowartość 10 proc. płacy minimalnej, czyli 430 zł brutto (od lipca krajowe minimum wzrosło do 4300 zł brutto).
Resort infrastruktury przekazał, że trwają prace koncepcyjne dotyczące możliwości podniesienia opłat na przykład o stopień inflacji. - Przygotowywaliśmy pomysły dotyczące tego, jak pogodzić interesy kierowców, którzy chcą, by było tanio oraz interesy przedsiębiorców, którzy chcą podwyżek, ale w ogóle nie było decyzji w sprawie tak wysokich podwyżek i ich nie będzie - zadeklarował w rozmowie z WP minister Dariusz Klimczak.
Inni przedstawiciele branży także przyznają, że ta kwota 430 zł może okazać się nie do przeforsowania i wskazują, że podwyżka mogłaby ograniczyć się do 246 zł brutto. Takie stanowisko prezentuje m.in. Polska Izba Stacji Kontroli Pojazdów.
- Co to jest 100 zł od samochodu? Zakupy w Biedronce są dzisiaj droższe - ocenił w rozmowie z naszą redakcją pracownik warszawskiej stacji.