Pakiet EMS już nie pomaga rynkom

Nowy paradygmat, który najwyraźniej przyjęła Wall Street od początku tygodnia, został w piątek bardzo dokładnie przetestowany. Chodzi oczywiście o zasadę: euro może tracić, ale banki są dzięki EMS bezpieczne, a dane makro dobre, więc indeksy mogą rosnąć.

Pakiet EMS już nie pomaga rynkom
Źródło zdjęć: © Fot. Xelion

17.05.2010 10:02

Okazało się, że dane makro były znowu bardzo dobre, ale to bykom nie pomagało.

Dane o sprzedaży detalicznej w USA były pozytywne. Sprzedaż wzrosła o 0,4 proc. m/m (oczekiwano 0,2 proc.), a bez samochodów tyle ile oczekiwano, czyli o 0,4 proc. Wydatki po odliczeniu samochodów, paliw i materiałów budowlanych spadły o 0,2 proc. Wzrost wydatków na paliwa nie jest pozytywem. Dane o produkcji przemysłowej były lepsze od oczekiwań. Produkcja wzrosła o 0,8 proc. (oczekiwano wzrostu o 0,5 proc.). Wykorzystanie mocy produkcyjnych wzrosło do 73,7 proc. Mimo niepokojów na rynku majowy indeks nastroju Uniwersytetu Michigan (dane wstępne) wzrósł z 72,2 do 73,3 pkt.

Co więc takiego sprawiło, że rynki zachowywały się źle? Bardzo zaszkodził wywiad, jakiego udzielił Josef Ackermann, prezes Deutsche Bank. Powiedział, że wcale nie jest pewne, iż Grecja będzie zdolna do spłacenia długów. Poza tym stwierdził, że pakiet EMS (którego był jednym z autorów) pomoże w ustabilizowaniu sytuacji w Hiszpanii i we Włoszech, ale może nie pomóc Portugalii. Pojawiła się też znowu agencja Moody's. Stwierdzono, że dalsza obniżka ratingu Grecji jest możliwa 80 proc. prawdopodobieństwa, jeżeli pogorszą się warunki rynkowe lub nie będą realizowane założenia planu pomocowego. Przypomniano sobie też to, co w czwartek mówił Paul Volcker, szef Fed przed Alanem Greenspanem, szefem rady doradczej prezydenta Obamy. Stwierdził, że martwi się tym, że strefa euro może się załamać. Oliwy do ognia dodał premier Chin, który powiedział, że fundamenty ożywienia gospodarczego nie są solidne. Wielu analityków mówiło też o możliwości rozprzestrzenienia się buntu społecznego z Grecji na Portugalię i Hiszpanię.

Rynek akcji od początku sesji mocno tracił. Niejako oficjalnym, najczęściej podawanym powodem, była obawa o to, że duże cięcia budżetowe w strefie euro doprowadzą do spowolnienia gospodarczego na całym świecie. Tak naprawdę jednak wszystkie wymienione wyżej czynniki doprowadziły rynek do wyciągnięcia wniosku: EMS nie pomaga, więc trzeba uciekać. Indeksy spadały bardzo mocno. NASDAQ tracił nawet blisko trzy procent, a S&P 500 około 2,5 procent, ale ostatni kwadrans był szarżą byków. Znowu idea kupowania na spadkach wygrała, ale nie ocaliło to rynku przed blisko dwuprocentowymi spadkami. Z poniedziałkowego wzrostu niewiele zostało, a jeśli widzi się, że pakiet EMS nie działał, to trudno być optymistą.

GPW rozpoczęła piątkową sesję tak jak można tego było oczekiwać: spadkiem indeksów. Spadała olbrzymia większość cen akcji, ale na WIG20 najmocniej chyba wpływał spadek ceny KGHM, który opublikował gorszy od oczekiwań raport kwartalny. WIG20 spadał praktycznie bez przerwy i ustabilizował się na poziomie około półtora procent niższym od czwartkowego zamknięcia. PZU jednak drożał, podważając twierdzenia o jego psychologicznym wpływie na rachowanie rynku.

W okolicy południa rozpoczął się proces polowania na dobre dane makro, które miały napłynąć z USA. WIG20 odrabiał straty szybciej niż inne giełdy europejskie. Po publikacji pierwszego zestawu danych makro znowu zaczął się osuwać, po drugim raporcie (produkcja w USA) sytuacja nieco się poprawiła, ale fixing dobił obóz byków, odejmując od WIG20 około 30 punktów. Spadek o 2,8 proc. należy uznać za bardzo poważny, a z poniedziałkowego (10.05) wzrostu indeksów niewiele już zostało. Najbliższe sesje pokażą kierunek na dłużej.

Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)