Panowie do kuchni, panie do roboty!

Jeszcze niedawno kobieta utrzymująca mężczyznę byłaby wytykana palcami i stanowiła sensację w całej okolicy. Sam "utrzymanek" z pewnością też nie miałby lekkiego życia

Panowie do kuchni, panie do roboty!
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos

23.03.2011 | aktual.: 24.03.2011 11:31

Taka sytuacja była usprawiedliwiona tylko w wyjątkowych okolicznościach. Kiedy stan zdrowia partnera uniemożliwiał mu podjęcie pracy, albo gdy akurat został zwolniony i jeszcze niczego nie znalazł. Wszystko wskazuje jednak na to, że coraz bardziej realny staje się obraz "domowego koguta" i realizującej się w biurze kobiety biznesu. Przeprowadzone niedawno badania dowodzą, że panowie są gotowi zrezygnować lub zawiesić swoją karierę, by pomóc żonie w realizacji zawodowych ambicji.

Work Life zapytał 8 tys. mężczyzn, czy byliby gotowi zawiesić na kołku swoje ambicje i skupić się na pomocy żonie. Przeszło 60 proc. badanych odpowiedziało twierdząco. Jak donosi serwis thelocal.se, aż 25 proc. Szwedów nie ma nic przeciwko temu, by utrzymywała ich żona. Co ciekawe - kobiety, które jak dotąd częściej rezygnowały z pracy, by zająć się domem, mniej chętnie niż panowie zdecydowałyby się dziś, na zawieszenie kariery, by ułatwić realizację zawodowych planów mężowi. Wg. Manpower Sweden, tylko 4 na 10 kobiet - nie miałoby z tym problemu. Czego dowodzą szwedzkie badania? Czy panowie są bardziej skłonni do poświęceń, leniwi, czy też osławione partnerstwo w związkach wreszcie faktycznie zaczyna istnieć? I czy tylko Szwedzi gotowi są na takie zachowania?

Nie ma niestety badań mówiących o stosunku polskich mężczyzn do kwestii bycia utrzymywanym przez żony, czy rezygnowania dla nich z kariery. Jednak z rozmów z nimi wynika, że i w Polsce sytuacja się zmienia. - W tej chwili pracujemy oboje - i ja i żona - mówi pan Jarosław, pracownik jednej z dużych redakcji. - I szczerze mówiąc, gdyby którekolwiek z nas zrezygnowało z pracy, to ze względów finansowych musielibyśmy radykalnie zmienić sposób życia. Do tej pory, gdy któreś z nas musiało w jakiś sposób ograniczyć pracę, robiła to żona. Jednak nie dlatego, że jest kobietą, tylko z czysto praktycznych pobudek. Ja zarabiam więcej, więc uszczerbek w budżecie byłby większy. Poza tym żona część obowiązków zawodowych mogła wykonywać z domu, nie musiała więc rzucać pracy, tylko ograniczyć jej zakres. Ja takiej możliwości niestety nie miałem - tłumaczy 42-letni mężczyzna. - Gdyby tylko istniała, z przyjemnością bym na to przystał. Szczególnie, że moja żona nie kocha domowych obowiązków, a w pracy czuje się jak ryba w
wodzie, z kolei ja najlepiej odnajduję się w kuchni. Mam nadzieję, że kariera żony rozwinie się na tyle dobrze, że niedługo będę mógł zostać "kogutem domowym", który gotuje i sprząta. 38-leni Grzegorz Szamotulski nie wyobraża sobie takiej sytuacji. - Fajnie jeśli kobieta odnosi w pracy sukcesy, ale nie zgodziłbym się zrezygnować z własnej kariery, by ona się mogła rozwijać w pracy - mówi zdecydowanie. - Od żony też bym tego nie oczekiwał. Moim zdaniem zdrowo jest, gdy każde z nas ma swoją pracę, własne pieniądze i cząstkę odrębnego świata. Jednak gdyby to żona więcej zarabiała i z jakichś powodów byłoby wygodniej, bym to ja wziął urlop tacierzyński, nie miałbym z tym problemu - tłumaczy pracownik banku.

57-letni Zygmunt Łuczak nie musi spekulować. On właściwie przeszedł na utrzymanie żony. - Całe życie wydawało mi się to nierealne. Przez pierwsze piętnaście lat małżeństwa tylko ja pracowałem, bo żona po urodzeniu drugiego dziecka została w domu i dbała o wszystkie domowe sprawy - opowiada. - Wróciła do pracy, gdy dzieci były już duże i zakochała się w niej. Gdy po zamknięciu firmy, w której pracowałem przez całe życie, przeszedłem na własną działalność, na świecie pojawiły się wnuki i delikatna sugestia ze strony dzieci, że przydałby się dyspozycyjny dziadek do opieki - wspomina pan Zygmunt. - Ograniczyłem więc pracę do minimum. Dziś to żona jest głównym "żywicielem rodziny", a ja pracuję dla przyjemności - mówi ze śmiechem. Dodaje jednak, że bez tej "odrobiny" zajęcia i zgromadzonych przez lata zapasów finansowych pewnie nie czułby się w tej sytuacji do końca komfortowo. - I nie chodzi tu o płeć tego, kto zarabia. Jako dorosły, zdrowy człowiek źle bym się czuł, będąc w pełni na czyimś utrzymaniu. Wszystko
jedno - żony czy rodziców. Polscy panowie nie są więc do końca zdecydowani, by zrezygnować ze swoich zawodowych ambicji. Jednak porzucenia pracy nie oczekują też od nich kobiety. - Fajnie jeśli facet jest zdecydowany pójść na urlop, gdy na świecie pojawi się dziecko, czy podzielić się domowymi obowiązkami, czy nawet ograniczyć swoje ambicje, gdy kariera kobiety nabiera tempa i potrzebuje wsparcia partnera. Nie chciałabym jednak na dłużej mieć w domu faceta, który chodzi w fartuszku, myje podłogi i każdego dnia czeka na mnie z obiadem. Myślę, że szybko oboje zaczęlibyśmy się męczyć w tej sytuacji - tłumaczy Justyna Elas, specjalistka od PR. - Taki facet w domu byłby dla mnie wielkim wyrzutem sumienia, że zamiast siedzieć w domu, poświęcam się pracy. Poza tym myślę, że szybko zaczęłyby się nieporozumienia na tle finansowym - dodaje. - Nie ma dla mnie znaczenia, które z pary pracuje więcej, a które mniej. Kto w związku zarabia lepiej lub gorzej. Ale najzdrowszym sposobem na partnerski układ jest podział
obowiązków i w domu i w pracy. Jak widać na taki układ w Polsce gotowe są już obie strony. Może więc niedługo płeć przestanie mieć decydujące znaczenie przy podejmowaniu decyzji, kto pracuje, a kto zajmuje się domem?

AD/MA

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)