Ponadprzeciętne sukcesy w pracy, a w seksie kompletna klapa
To problem wielu polskich pracoholików. Miłość z prostytutką nic tu nie pomoże
Mariusz na studiach był prymusem. Teraz jest karierowiczem. Liczą się dla niego tylko wyniki. Jeśli są poniżej oczekiwań, wpada w emocjonalnego doła. W pracy, na korcie tenisowym, w grze w golfa, wszędzie i zawsze musi być numerem jeden. Perfekcja, klasa mistrzowska, sukces. Te określenia można odnieść do wszystkich sfer jego życia. Z wyjątkiem seksu.
Od roku Mariusz ma nową żonę, młodszą od niego o jakieś 15 lat. Niestety, nie jest w stanie zadowolić jej w łóżku. Na początku myślał, że jest to skutek zmęczenia i pracoholizmu. Seksuolog wyjaśnił mu jednak, że problem tkwi w czymś innym. W jego niezdrowym dążeniu do doskonałości. Im bardziej stara się zaspokoić partnerkę, tym większe ma kłopoty z erekcją. We frustrację wpędza go świadomość, że poprzedni facet jego kobiety był w sypialni o niebo od niego lepszy.
Viagra, porno, masturbacja
43-letni Mariusz wydał już fortunę na viagrę. Natomiast z wizyt u terapeuty zrezygnował, bo nie podobały mu się jego diagnozy i metody leczenia. Uznał je za kiepskie, skoro nie przyniosły natychmiastowej poprawy. Nade wszystko zaś deprymowało go to, że musi się dostosować do czyichś wskazówek. On ważny i budzący respekt szef miałby się komuś spowiadać i kogoś słuchać? Nigdy! To nie leży w jego naturze. Jeśli jest do czegoś przyzwyczajony, to do rządzenia, a nie do wykonywania czyichś poleceń.
Menedżer zaordynował sobie „terapię z profesjonalistką”. Płatna miłość miała mu pomóc rozluźnić się i przełamać łóżkową niemoc. Tymczasem wpędza go w dodatkowe kompleksy. Bo przy prostytutce rzeczywiście potrafi się otworzyć, ale przy młodziutkiej, atrakcyjnej żonce nadal jest nieporadny i spięty. Jednak wizyty w agencji towarzyskiej przeszły już w uzależnienie. Podobnie jak zachowania autoerotyczne i oglądanie pornografii. Mariusz się tego wstydzi, bo porno i masturbacja – mówi – są dobre dla pryszczatego nastolatka, a nie dla poważnego dyrektora regionalnego w dużej, międzynarodowej korporacji, którym jest od czterech lat. Ale nałóg jest silniejszy od uczucia wstydu. Przypadek Mariusza nie jest odosobniony. Dotyczy on wielu perfekcjonistów na eksponowanych stanowiskach. Doktor Wiesław Ślósarz z Instytutu Psychologii Uniwersytetu Wrocławskiego mówi o tzw. chorobie biznesu, czyli aleksytymii. Polega ona na tym, że pacjent nie umie się przyznać – nawet przed samym sobą – do swych uczuć. A złe funkcjonowanie
na płaszczyźnie emocjonalnej, psychicznej, interpersonalnej przekłada się na seks.
Dotknięty tą dolegliwością człowiek – częściej mężczyzna niż kobieta – charakteryzuje się przerostem „ja zewnętrznego” i zanikiem „ja wewnętrznego”. Przedmioty i traktowani przedmiotowo ludzie są jedynym światem, w którym się dobrze porusza. W relacjach międzyludzkich, jeśli nie są kontakty czysto służbowe, zupełnie się odnajduje. Nie umie określić swych przeżyć i nastrojów. A tak naprawdę uzewnętrznianie uczuć uważa za coś słabość. Za przeciwieństwo profesjonalizmu. Dla niego być zawodowcem, to tyle, co zachować emocjonalny chłód i dystans. Najpierw taki człowiek stosuje wobec najbliższych te same standardy, które obowiązują w pracy, a później się dziwi, że jego życie rodzinne, prywatne, intymne legło w gruzach. Łatwiej mu znaleźć wspólny język z prostytutką, niż z własną kobietą. Żona bowiem nie jest rzeczą, a panienka z domu publicznego – owszem.
Bez emocji i gry wstępnej
Menedżerowie często nie umieją pielęgnować zdrowych, normalnych związków partnerskich. Dlatego – tak jak Mariusz – szukają substytutów, w formie seksu bez zobowiązań i emocjonalnego obciążenia. Potwierdzają to statystyki amerykańskie. Wśród 1200 osób aresztowanych za seks z prostytutką dominują mężczyźni w wieku 26-45 lat, wykształceni, zamożni, na stanowiskach i przeważnie żonaci. Czego szukają w domach publicznych? Ekscytujących doznań, dewiacji, przełamania kolejnych tabu – jednym słowem, tego wszystkiego, czego z powodu pruderii nie dostaną od stałych partnerek? Absolutnie nie. 60 proc. ankietowanych przyznało, że „numerki” z przedstawicielką najstarszego zawodu świata w ogóle nie różniły się od tych z żoną. Powód korzystania z agencji towarzyskich jest oczywisty. Przed obcą kobietą nie trzeba się wstydzić niemocy. Można być potraktowanym jak bezbronne dziecko lub bez zbędnej gry wstępnej rozładować się jak sztubak.
Mirosław Sikorski