Porażka negocjacji ws. budżetu UE na 2011 rok
Porażką zakończyły się negocjacje między PE a rządami UE ws. budżetu na 2011 r., za co winą dyplomaci obarczali grupę płatników netto: W.Brytanię, Holandię, Szwecje i Danię. To oznacza, że wydatki UE będą opierać się na niekorzystnym dla odbiorców funduszy prowizorium.
16.11.2010 | aktual.: 16.11.2010 02:09
- Nie udało nam się zakończyć negocjacji w przewidzianym terminie do północy. Niestety według mojej oceny kilka państw nie chce rozmawiać o finansowaniu UE w przyszłości i o tym co martwi Parlament Europejski - że UE ma coraz więcej zadań i ambicji, za czym nie idą środki - powiedziała PAP sprawozdawczyni PE ds. budżetu, eurodeputowana Sidonia Jędrzejewska (PO).
- Komisja Europejska żałuje, że mamy fiasko. Zdecydowana większość delegacji narodowych była gotowa na kompromis z PE. Tylko kilka z nich nie - powiedział na konferencji prasowej komisarz ds. budżetu Janusz Lewandowski.
Zapowiedział, że KE - zgodnie z tym co przewiduje Traktat w sytuacji braku porozumienia budżetowego - zaproponuje niebawem nową propozycję budżetu na 2011 rok. Ale nie uda jej się przyjąć na czas i przynajmniej przez kilka pierwszych miesięcy, budżet będzie składać się z tzw. prowizorycznych dwunastek, czyli jednej dwunastej budżetu na rok 2010 na każdy miesiąc. Ostatni raz taka sytuacja miała miejsce w 1988 roku.
Prowizorium oznacza znacznie mniej środków m.in. na unijną dyplomację czy fundusz solidarności (służy wsparciu ofiar klęsk żywiołowych), ale może też zaszkodzić odbiorcom funduszy spójności. - Przynajmniej początek 2011 nie będzie łatwy dla odbiorców funduszy z budżetu UE, bo budżet zacznie się prowizorium. To zaszkodzi kilku unijnym programom i może dotknąć także politykę spójności, ale zrobimy, co w naszej mocy, by chronić beneficjentów - powiedział Lewandowski.
Za porażkę negocjacji dyplomaci oskarżyli delegacje czterech krajów płatników netto: Wielkiej Brytanii, Holandii, Szwecji i Danii, które nie zgodziły się na instytucjonalno-polityczne postulaty eurodeputowanych, którzy zabiegali o silniejszą pozycję PE w negocjacjach nowej wieloletniej perspektywy finansowej UE po 2013. Ponadto domagali się debaty o nowych własnych dochodach UE, w tym europodatku, który zasiliłby unijny budżet, uniezależniając go w pewien sposób od obecnych narodowych składek państw członkowskich.
Te postulaty odrzuciły niektóre kraje członkowskie, argumentując, że kwestię jak europodatek należą do wyłącznych kompetencji państw członkowskich i PE nic do tego. - To Londyn zerwał negocjacje. Nie chce rozmawiać o współpracy z PE ws. nowej perspektywy finansowej - powiedział dyplomata nowego kraju UE.
Kwestią sporną w ostatnich dniach negocjacji nie była natomiast wielkość budżetu 2011. Delegacja PE, kierowana przez przewodniczącego Jerzego Buzka, już w ubiegłym tygodniu poszła na ustępstwo i zgodziła się na mniejszy budżet, dokładnie taki, jakiego domagały się rządy, czyli w wysokości 126,5 mld euro (wzrost o 2,9% w stosunku do roku 2010). Początkowo PE domagał się wydatków na poziomie 130,5 mld euro. "Mieliśmy bardzo wyważone stanowisko. Nie prosiliśmy ani o jedno euro więcej!" - przypomniał Buzek. Ocenił, że była "jasna większość za porozumieniem" i tylko "kilka krajów je zablokowało".
Także Jędrzejewska ostrzega, że w prowizorium budżetowym "straty mogą być i dla polityki spójności, bo mogą być spóźnienia w płatnościach". A to dlatego, że nie będzie wystarczających środków. W przypadku prowizorium każdego miesiąca nie będzie można wydać więcej niż wynosi jedna dwunasta budżetu 2010. A w przypadku wielkich inwestycji infrastrukturalnych z funduszy spójności faktury spływają nie co miesiąc, ale za dłuższy okres i wtedy jest ryzyko, że nie będzie można ich zapłacić, bo przewyższą dostępne środki.
Jeżeli chodzi o wspólną politykę rolną, to kraje będą musiały "założyć część środków na dopłaty bezpośrednie dla rolników za Unię" - powiedziała Jędrzejewska. KE zwróci im dopiero jak budżet 2011 formalnie zostanie przyjęty.
- Są tacy co wierzą, że uda się osiągnąć nowe porozumienie nawet do końca roku, ale ja do tych optymistów nie należę. Nad tą propozycją negocjowaliśmy siedem miesięcy, od 27 kwietnia, więc dlaczego teraz mielibyśmy się porozumień w miesiąc. - powiedziała. - Najsmutniejsze jest to, że kilka krajów w ogóle nie chce rozmawiać z PE - oceniła
W tym roku negocjacje budżetowe przebiegają wyjątkowo dramatycznie. Grupa krajów płatników netto do unijnej kasy, w której prym wiedzie Wielka Brytania, od kilku miesięcy sprzeciwia się nadmiernemu wzrostowi wydatków, wskazując na kryzys i drastyczne cięcia w narodowych budżetach. Po raz pierwszy zgodnie z Traktatem z Lizbony PE jest równoprawnym partnerem Rady ministrów finansów, jeżeli chodzi o wszystkie wydatki roczne UE. Poprzednie rozmowy kończyły się jednak porażką.