Pracownicy na dopalaczach
Poranna kawa to dla wielu pracowników przeżytek. Nie chodzi już o to, by się obudzić i energicznie zabrać do pracy, potrzebny jest dopalacz, który da kopa.
22.02.2008 | aktual.: 22.02.2008 14:20
Poranna kawa na dzień dobry, to dla wielu pracowników przeżytek. Nie chodzi im już o to, by się obudzić i energicznie zabrać do pracy, potrzebują "dopalaczy".
Napoje pobudzające (energy drinki) stoją w automatach w wielu firmach. Pracownicy coraz częściej przyznają, że bez nich nie mogliby pracować. Tego typu produkty są masowo stosowane w firmach, w których trzeba błyskawicznie przygotować projekt.
- Zdarza się, że muszę przygotować duży projekt i mam na to dwie doby. To są dwie doby pracy non stop. Kawa tu nie pomoże. Stosuję więc energy drinki, które sprowadza szef od zagranicznego producenta - są mocniejsze od tych, które są u nas dostępne. Piję je co trzy, cztery godziny. To daje potężnego kopa. Potem po pracy, jestem strzępem nerwów. Muszę odpocząć, załapać równowagę, żeby móc zasnąć. Wiem, że to może się źle skończyć. Od miesiąca boli mnie wątroba - twierdzi Kamil, pracuje jako copywriter w warszawskiej agencji reklamowej.
Są tacy, którzy na "dopalaczach" żyją przez cały czas. - Jestem dj w sopockim klubie. Pracuję w nocy, ale muszę przyznać, że lubię napoje pobudzające. Lepiej się po nich czuję, jestem bardziej rozmowny, przebojowy, mam więcej pomysłów na fajną muzę. Bez napoju czuję się jak kapeć, pewnie jestem uzależniony, na lae to nie alkohol. Dużo moich znajomych rozpoczyna dzień od takiego "malinowego kopniaka" - twierdzi Adam.
Weronika pracuje na ostrym dyżurze w gdańskim szpitalu. - Już na studiach, gdy uczyłam się do egzaminów piłam energy drinki. Do tego łykałam lecytynę i żeń-szeń. Teraz często mam nocne dyżury i bez dopalacza nie dałabym rady. Gdy przesadzę, boli mnie głowa, chce mi się pić, drżą ręce i wali serce. Jako lekarz wiem, że muszę dbać, by nie przedawkować. Realia są jednak takie, że brakuje nam pracowników i ci, którzy są, muszą pracować za dwóch. Bez substancji chemicznych to niemożliwe - mówi Weronika
Specjaliści biją na alarm. Twierdzą, że robiące zawrotną karierę "dopalacze" mogą być niezwykle groźne.
- Oczywiście nic się nie dzieje, gdy człowiek pije energy drinki z umiarem. Gdy akurat przyjdzie nam jechać autem w nocy, jak najbardziej, warto sięgnąć po napój. Gdy jednak kierowca tira, kilka nocy i dni z rzędu jedzie na "dopalaczach", to z pewnością źle się to skończy. Te produkty, mówiąc w największym skrócie, uzależniają, mogą doprowadzić do nieodwracalnego uszkodzenia narządów wewnętrznych. Człowiek może mieć poważne kłopoty z układem nerwowym. Nie mówiąc już o psychice. Żyjąc w sytuacji podwyższonej aktywności, łatwo wpaść w pracoholizm i depresję - wyjaśnia Edward Luboń, psychiatra.
Zobacz też:
Zwalniam i już
Europa żąda podwyżek płac