Pracownicy walczą w sądzie o nadgodziny. Nawet nie mieli świadomości, że pracodawca ich wykorzystuje

100 tys. złotych, w tym 30 tys. zł za 250 nadgodzin. O takie zadośćuczynienie przed sądem walczy zwolniony pracownik firmy doradczej EY. O tym, że pracodawca go wykorzystuje dowiedział się, gdy zapadł na zdrowiu. Podobnych mu jest więcej, także państwowych spółkach jak Poczta Polska czy Wars.

Pracownicy walczą w sądzie o nadgodziny. Nawet nie mieli świadomości, że pracodawca ich wykorzystuje
Źródło zdjęć: © Pixabay.com
Jacek Bereźnicki

11.07.2017 | aktual.: 11.07.2017 09:57

Sprawę zwolnionego pracownika EY (dawniej: Ernst & Young) opisuje "Gazeta Wyborcza". - W EY panuje kultura nadgodzin. Zapewniano mnie, że w zadaniowym systemie pracy nie są płatne. Nie miałem pojęcia, że coś mi się za nie należy - mówi dziennikowi M.

Pracownik EY został zwolniony, gdy z powodu kłopotów ze zdrowiem zaczął pracować osiem godzin dziennie zamiast kilkunastu. Poszedł z tym do prawnika i wtedy przypadkowo dowiedział się, że firma powinna była płacić mu za setki nadgodzin, które wypracował.

Jego sytuacja pogorszyła się, gdy zaczął zbierać dowody na przepracowane nadgodziny. Przesłanie na prywatną skrzynkę mailową zrzutów ekranu ze służbowego komputera zostało uznane za wyprowadzanie poufnych danych firmy. I zwolnienie zmieniono na dyscyplinarne.

Problem nie tylko korporacji

Jak zaznacza gazeta, tocząca się już od jesieni 2015 roku przed sądem sprawa dotyczy 250 nadgodzin, bo tylko na tyle udało się zebrać dowody. W rzeczywistości było ich znacznie więcej.

Przypadek M. uświadomił problem nadgodzin innemu pracownikowi firmy EY, który także poszedł z tym do sądu. W tym przypadku chodzi już o 500 nadgodzin.

Problem nadgodzin nie dotyczy jednak tylko korporacji w rodzaju EY, ale pojawia się także w państwowych spółkach. Należnych pieniędzy za nadgodziny nie otrzymują na przykład listonosze Poczty Polskiej czy pracownicy Warsu.

Problem jest związany z tzw. zadaniowym systemem pracy. W takim przypadku pracodawca wyznacza pracownikowi zadanie do wykonania w określonym terminie, ale nie mówi nic o godzinowym wymiarze pracy.

W taki sposób najczęściej pracują przedstawiciele handlowi, ale chętnie z systemu takiego korzystają pracodawcy, którzy chcą oszczędzić na kosztach pracowników. Lub tacy, którzy mają problem z niedoborem kadr i dodatkowe zadania "upychają" obecnym pracownikom.

Szczególne potrzeby pracodawcy na co dzień

Kodeks pracy stanowi, że nadgodziny są dopuszczalne tylko w przypadku "szczególnych potrzeb pracodawcy", ale praktyka jest taka, że nadgodziny są codziennością tysięcy firm.

Nie zawsze narzucanie pracownikom nadgodzin dzieje się jednak na ich szkodę. Często korzystają z tego chętnie, o ile pracodawca wywiązuje się ze swoich obowiązków.

Nadgodziny powinny być bowiem hojnie wynagradzane - pracownik powinien dostawać standardowo o połowę wyższą stawkę godzinową, a w przypadku pracy w nocy, niedziele i święta nawet dwukrotnie wyższą.

Warto jednak pamiętać, że Kodeks pracy ogranicza liczbę nadgodzin do 150 w całym roku. Tylko w przypadku kierowców zawodowych jest to 260 godzin rocznie. Żadnych ograniczeń nie ma za to w przypadku osób piastujących stanowiska kierownicze.

Problem pojawia się jednak wtedy, gdy pracodawca łamie prawa pracownika, a ten nawet nie ma świadomości, że jest wykorzystywany. Gdy nadgodziny łatwo udowodnić, walka przed sądem pracy ma jednak bardzo duże szanse powodzenia.

"Gazeta Wyborcza" poprosiła EY o odniesienie się do sprawy, ale spółka odpisała, że do czasu wydania prawomocnego wyroku nie będzie jej komentować. EY zapewnia, że przestrzega prawa pracy i "dochowuje wszelkiej staranności w swoich działaniach".

Wirtualna Polska zwróciła się do PKP Intercity (właściciela spóki Wars) oraz do Poczty Polskiej z prośbą o wyjaśnienie, czy zatrudniają pracowników w systemie zadaniowym. Zapytaliśmy też Państwową Inspekcję Pracy, czy taka forma zatrudnienia listonoszy i konduktorów jest zgoda z przepisami Kodeksu pracy.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)