Pracownik nie jest już "skarbem"

Największy kapitał czy niepotrzebny balast, którego natychmiast trzeba się pozbyć? Kim są pracownicy dla firmy w dobie kryzysu? I czym może się skończyć bezmyślne zwalnianie ludzi?

03.03.2009 | aktual.: 03.03.2009 15:54

Jeszcze rano jako reprezentantka firmy udzielała wywiadu w ogólnopolskiej telewizji biznesowej. A już po południu wychodziła z gabinetu dyrektora personalnego z wypowiedzeniem w ręku. Dwadzieścia lat pracy w bankowości, studia MBA, trzy języki obce, publikacje w prasie finansowej. Kariera uwieńczona sukcesami wręcz spektakularnymi. Nazwisko znane w branży. Te argumenty nie wystarczyły, żeby utrzymać się w pracy. Agnieszka usłyszała, że przyczyna zwolnienia leży całkowicie po stronie banku. Czyli? Z jego trudności wynikłych z globalnego kryzysu.

Menedżerka rozumie, że w ciężkich czasach należy ciąć koszty, także osobowe. Jednocześnie jest zdania, że pracodawca, rezygnując z tej klasy ekspertów co ona, strzela sobie w stopę. Bo oszczędności, które w ten sposób uzyska, są niewspółmiernie małe wobec zysków, jakie ci ludzie przynieśliby swoim firmom.,br> - "_ Mam szerokie kontakty w świecie biznesu. Międzynarodowe negocjacje, w których uczestniczyłam, niejednokrotnie przynosiły mojemu bankowi krocie. Mimo dekoniunktury byłabym równie zmotywowana i skuteczna" _ - przekonuje Agnieszka.

Talenty na wagę złota

Ewa Małyszko, szefowa firmy Simetris, uważa, że cięcie kosztów to zarazem najprostsze i najtrudniejsze rozwiązanie.
- "_ Pamiętajmy, że każdy kij ma dwa końce. Znaczne ograniczenie wydatków może przyczynić się również do zmniejszenia strony przychodowej" _ - ostrzega pani prezes.
Z kolei Jacek Santorski, psycholog biznesu, twierdzi, że decyzje o zwolnieniach często dyktuje strach, a nie rzetelna analiza ekonomiczna. Zna organizacje, które po prostu dostosowują się do rynkowych trendów (zwycięża odruch stadny). I przypomina, że takie globalne korporacje, jak Procter&Gamble, Johnson&Johnson, IBM czy General Electric, wyszły cało z poprzednich kryzysów tylko dzięki zakotwiczeniu w wartościach.

- "_ Szefowie zwycięskich koncernów nigdy nie szli na skróty" _ - tłumaczy Santorski. - "_ Kiedy inni prezesi w panice rozstawali się z połową załogi, oni byli lojalni wobec swoich kluczowych pracowników. Bo wiedzieli, że rezygnacja z jakości, którą gwarantują zdolni specjaliści, to wstęp do bankructwa" _.

Konsultant dodaje, że w czasach niedostępności kredytów i spadającego popytu jedne firmy bezmyślnie redukują zatrudnienie, a inne, oświecone i dalekowzroczne - zatrudniają zwolnionych. Oczywiście, tylko tych, których nazywa się talentami.
- "_ Teraz jest najlepszy moment na pozyskanie najwartościowszych ludzi" _ - zaznacza Santorski. - Dlaczego? Bezrobotne "gwiazdy biznesu" mają mniejsze oczekiwania płacowe. A z wdzięczności pracują na zdwojonych obrotach.
Oddziel ziarno od plew

Zwolennikiem mądrego zwalniania był Jack Welch, legendarny prezes GE. Pozbył się on jednej trzeciej załogi. Głównie osób mniej produktywnych oraz tych, które łatwo można zastąpić. Jednocześnie "rozpieszczał" pracowników, którzy w firmie zostali. Zapewnił im atrakcyjny pakiet socjalny, programy regeneracji oraz konferencje i szkolenia na najwyższym poziomie. Bo w kryzysie - jak mówił - trzeba osiągnąć jeszcze ambitniejsze cele biznesowe niż w okresie prosperity. Tyle że dużo skromniejszymi zasobami. A zatem w ludzi trzeba inwestować.

Co do tego nie ma również wątpliwości Thierry Iovane, dyrektor Chartered Institute of Management Accountants (CIMA) na Europę i Amerykę Łacińską. Jego zdaniem firmy po prostu nie mogą sobie pozwolić na zwalnianie - a także niezatrudnianie - wybitnych fachowców. Co więcej - trzeba ustawicznie podnosić kwalifikacje kluczowych specjalistów.
Według szefa CIMA, kiepski lub niedouczony pracownik to dla przedsiębiorstwa pewne straty. Przykład? Prezes czy dyrektor finansowy, który nie orientuje się dobrze w sytuacji makroekonomicznej, może dziś nadal prowadzić interesy w Rumunii czy na Ukrainie. Tymczasem realizowane tam projekty skazane są z góry na niepowodzenie, ponieważ kraje te stoją na skraju bankructwa.

Jak zauważa menedżer z CIMA, umiejętne zarządzanie finansami firmy to w dzisiejszych czasach bardzo cenna zdolność.
- "_ Dobrze wykwalifikowany, a tym samym wyszkolony pracownik jest w stanie przyczynić się do zmniejszenia zadłużenia w przedsiębiorstwie" _ - wyjaśnia Thierry Iovane. - Inteligentne przenoszenie aktywów z jednej dziedziny do drugiej może pozwolić na ograniczenie kosztów. Lub nawet przynieść oszczędności, które organizacja z powodzeniem wykorzysta na inwestycje. Wobec tego na szkoleniach osób zajmujących odpowiedzialne stanowiska nie wolno oszczędzać. - To już nie jest kwestia mieć czy być - to inwestycja w przyszłość firmy - klaruje dyrektor CIMA. Cyrograf lojalności

No dobrze. Ale co się stanie, gdy menedżer czy specjalista po szkoleniu zdecyduje się przejść do konkurencji? Firma traci wtedy podwójnie. Po pierwsze, wydane na edukację pieniądze - z punktu widzenia pracodawcy - wyrzucone są w błoto. Po wtóre, cenny pracownik zabiera swoje know-how do innego przedsiębiorstwa, przez co może ono zyskać strategiczną przewagę na rynku. - "_ Dojrzały szef czy pracownik nigdy nie opuści pracodawcy, który w niego zainwestował. Szczególnie teraz, gdy mamy spowolnienie gospodarcze i wskaźniki bezrobocia idą ostro w górę" _ - uspokaja Jacek Santorski.

Jednak Thierry Iovane radzi firmom się zabezpieczyć. Poprzez odpowiednio skonstruowane umowy lojalnościowe.
- "_ Pracownik związany takim kontraktem wykorzysta zdobytą wiedzę w pracy, przyczyniając się tym samym do sukcesów firmy" _ - twierdzi Iovane. - "_ Pracodawca, podpisując tak zwaną lojalkę, zyska osobę, która pomoże mu w najtrudniejszych sytuacjach kryzysowych" _.

(Janusz Sikorski)

zwolnieniapracownikpraca
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)