Pracownik w szponach obsesji

Im więcej dajesz z siebie, tym gorsze osiągasz wyniki? Prawdopodobnie jesteś ofiarą wypalenia zawodowego.

Pracownik w szponach obsesji

30.03.2009 | aktual.: 30.03.2009 12:51

* Im więcej dajesz z siebie, tym gorsze osiągasz wyniki? Prawdopodobnie jesteś ofiarą wypalenia zawodowego. Jeśli w porę nie wyhamujesz, wkrótce wylądujesz w szpitalu. A wcale nie jest pewne, że po rekonwalescencji szef będzie chciał cię nadal zatrudniać. Dziś w cenie są pracownicy silni, zdrowi.*

Dr Aleksander Perski, psycholog i badacz stresu ze Sztokholmu, opisuje przypadek menedżerki w średnim wieku. Nadmiernie obowiązkowa i przesadnie dokładna. Prawdziwa perfekcjonistka, wzór lojalności. Przez lata pracowała po kilkanaście godzin dziennie. A nieskończoną robotę zabierała do domu, by wykonywać ją w nocy. Zawsze do dyspozycji firmy. Dzisiaj narzeka na bezsenność, ma nadciśnienie, choroby dermatologiczne i dolegliwości żołądka. Ponadto niszczą ją depresja i ekstremalne wręcz zmęczenie. Taki stan specjaliści nazywają wypaleniem zawodowym. Polega on na wyczerpaniu rezerw energetycznych organizmu. Na zakłócenie równowagi między stawianymi sobie wymaganiami a swoimi możliwościami – fizycznymi, intelektualnymi, emocjonalnymi. Zjawisko dotyczy nie tylko nowoczesnych, zachodnich gospodarek, ale także Polski.

Doświadcza go m.in. 43-letni Andrzej, dyrektor działu finansowego w dużym koncernie medialnym. Całkiem niedawno wyszedł po zawale ze szpitala. Wziął urlop wypoczynkowy, za radą rodziny i lekarzy. Ale co z tego, skoro zamiast wyjechać na jakieś odludzie, by się odstresować, siedzi w domu i przegląda raporty kwartalne swojego wydawnictwa. Co godzinę sprawdza służbową pocztę. No i odbiera każdy telefon z firmy. A nawet sam do niej dzwoni parę razy dziennie.

- Mam szczerze dość atmosfery w pracy, uciążliwego szefa i nieszczerych kolegów – przyznaje menedżer. - Ale od tej niechęci silniejszy jest lęk, że jeśli się wyłączę, firma uzna mnie za zbędny element, balast, generator kosztów. I najzwyczajniej w świecie dostanę wypowiedzenie.

Drenaż sił i energii

Wypalenia grozi głównie zorientowanym na sukces kobietom w wieku 30-35 lat – wynika z badań dr. Perskiego. Dlaczego? Zwykle są one zatrudnione na dwóch etatach. Ten oficjalny to firma, a nieformalny – dom, dzieci, gotowanie, sprzątanie. Drugą grupą szczególnego ryzyka są specjaliści, których praca polega na intensywnych kontaktach z innymi osobami, np. handlowcy, telemarketerzy, PR-owcy, eksperci HR, pielęgniarki, lekarze. Na błyskawiczne wyeksploatowanie narażeni są także przełożeni perfekcjoniści. Nigdy nie zadowala ich to, co sami zrobili. Tym surowiej oceniają swoich podwładnych. Nie wierzą w ich kwalifikacje, solidność czy nawet w szczere chęci. W rezultacie? Wolą wziąć na siebie większość obowiązków niż delegować swoje zadania i uprawnienia.

Inny problem ma 29-letnia asystentka Anna. Jej szefowa nie wyręcza jej w niczym. Za to skrupulatnie sprawdza wykonaną robotę. I chętnie wykazuje wszelkie błędy i niedociągnięcia, zresztą najczęściej nie rzeczywiste, tylko wynalezione na siłę.

- Gdyby dyrektorka tyle energii przeznaczyła władała we własną pracę co w kontrolowanie innych, byłaby niewątpliwie człowiekiem sukcesu – mówi Anna. – A tak jest kobietą głęboko nieszczęśliwą i sfrustrowaną. Zdziwię się bardzo, jeśli swojej nieufności nie przypłaci jakimś zawałem. Jak wiem, już teraz jedzie na jakichś prochach.

Menedżer na dopingu

Niestety, korzystanie z farmakologicznych „dopalaczy” to już norma zarówno wśród pracoholików, jak i ofiar wypalenia zawodowego. Według badań Hansa-Dietera Noltinga, po środki stymulujące, uspokajające oraz po różne „poprawiacze nastroju” sięga aż dwa miliony Niemców. 800 tysięcy bierze je regularnie. Niemały udział ma w tym prawdopodobnie aktualny kryzys gospodarczy. Bo w trudnych czasach ideałem jest menedżer i pracownik gotowy do działania przez 24 godziny na dobę. Problem w tym, że doping bywa na początku skuteczny. Pozwala pracować za dwóch, a nawet za trzech. Ale z czasem okradany podstępnie z energii organizm zaczyna się buntować. Nieposłuszeństwo okazuje np. poprzez mdłości, załamanie nerwowe lub nawet zawały.

Jacek Santorski, partner w Grupie Firm Doradczych Values, radzi rezygnację z używek i pseudomedycznych „dopalaczy”.

- Lepiej zrobić sobie przerwę, iść na spacer, zadzwonić do przyjaciela albo porządnie się wyspać – przekonuje psycholog. – Bo kto nie ma czasu na odpoczynek, wcześniej czy później będzie musiał znaleźć czas na leczenie się.

Nieczuli pracodawcy

Czy pracodawcy wyciągają rękę do wypalonych pracowników? Bynajmniej. Niektórzy wkładają na ich barki dodatkowe ciężary. Jak pokazał ubiegłoroczny sondaż Polskiego Stowarzyszenia Zarządzania Kadrami (PSZK) oraz Centrum Medycznego Enel-Med, 20 proc. menedżerów HR i dyrektorów personalnych nie ma czasu na życie prywatne, a dwóch na trzech zabiera pracę do domu.

Piotr Palikowski z PSZK zauważa, że sondaż został przeprowadzony jeszcze w okresie prosperity, gdy dziewięć na dziesięć firm zgłaszało problemy kadrowe. Wtedy obchodzono się z pracownikiem jak z jajkiem, a obecnie to on musi pokazać pracodawcy, że umie działać na zdwojonych obrotach. Jest w pełnie efektywny. I nie stwarza żadnych problemów, chociażby zdrowotnych.

- Zatem jest niemal pewne, że gdyby ankietę przeprowadzono dzisiaj, jej wyniki byłyby dużo bardziej zatrważające – mówi Palikowski.

Zgadza się z nim 33-letni Dariusz z Warszawy, pracownik banku. Jeszcze rok temu korzystał z firmowego karnetu sportowo-rekreacyjnego oraz z abonamentu medycznego w znanej ogólnopolskiej sieci przychodni. Teraz, z powodu kryzysu, który dotknął branżę finansową, jego pracodawca ogłosił plan oszczędnościowy. Skończyła się opieka zdrowotna na koszt firmy. Nie ma też darmowych wejściówek na siłownię i basen. Co gorsza, bank pożegnał się z częścią personelu. A ci, których redukcje nie dotknęły, przejęli obowiązki zwolnionych. - Harujemy jak woły, a nie widzę, by zarząd chciał nas jakoś wspomóc – narzeka Dariusz. – Nawet o wzięcie dnia wolnego jest coraz trudniej.

Kryzys jako alibi

Raport Naczelnej Rady Lekarskiej nie pozostawia złudzeń: aż 90 proc. chorób somatycznych wiąże się z pracą, a raczej z tym, że staje się ona wartością nadrzędną. Co zrobić, żeby sprawy zawodowe nie przesłoniły nam innych dziedzin życia? Jak zachować to, co Amerykanie nazywają work-life balance?

Piotr Palikowski obawia się, że tam, gdzie najważniejsze są teraz wyśrubowane wyniki, trudno liczyć na zrozumienie przełożonego. Będzie on raczej dążył do osiągnięcia założonych planów – produkcyjnych, sprzedażowych, finansowych – za wszelką cenę, nie patrząc na ograniczoną wytrzymałość i potrzeby swoich podwładnych. Silni być może wytrzymają, a słabsi będą wymienieni na młodszych pracowników, którzy jeszcze mają w sobie dużo motywacji, entuzjazmu i energii.

- W tej sytuacji osoby skłonne do pracoholizmu jeszcze bardziej uzależnią się od pracy – uważa Palikowski. – Zawsze znajdą pretekst, by więcej czasu spędzać w firmie, a mnie w domu. Kryzys i rosnące bezrobocie są usprawiedliwieniem ich destrukcyjnego nałogu.

Trzeba mieć pasję

Skoro nie ulży nam firma, musimy pomóc sobie sami. Jacek Kalinowski, informatyk z Poznania, siłę, spokój ducha i chęć do życia odzyskuje na zajęciach z tańca. Gdy ćwiczy walca, tango, rumbę albo musical dance, zapomina o całym świecie. Czuje tylko radość i harmonię ze swoim ciałem.

- Odnowiony, wracam do pracy z innym, bardziej pozytywnym nastawieniem – cieszy się Kalinowski. – Już mnie nie wkurza szef, korporacyjna nowomowa czy to, że z powodu oszczędności w firmowej kuchnie nie ma już służbowej kawy. Z kolei dla Beaty Podgórskiej, nauczycielki języka polskiego z Gdyni, najlepszą metodą na tzw. reset są podróże. Dlatego nie może doczekać się wakacji. Już wykupiła wycieczkę do Grecji.

- Zwiedzanie nowych miejsc w Polsce i za granicą to zastrzyk anergii, który pozwala mi intensywnie pracować i wychowywać dwójkę dzieci — podkreśla polonistka. Jednak nie zawsze pasja czy urlop są rozwiązaniem problemu. Jeśli bardzo nie lubimy swojej firmy czy wykonywanego zawodu, nigdy nie będziemy wykonywali pracy z satysfakcją. Nie zmieni tego nawet najdłuższy i najbardziej intensywny wypoczynek.

Jak twierdzi Jerzy Nowak, psycholog biznesu i trener, praca będąca obsesją męczy. Natomiast ta, która jest pasją, dodaje skrzydeł. Niczym pewien popularny napój energetyzujący.

- Żeby się nie wypalić, trzeba znaleźć zajęcie, które najlepiej odpowiada naszemu charakterowi, temperamentowi i zainteresowaniom – wskazuje Nowak.

(Janusz Sikorski)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2)