Rodzina w kryzysie (finansowym)

„Kryzys finansowy – jaka przyszłość? Dziś i jutro gospodarstw domowych, sieci doradców ds. zadłużenia konsumenckiego i sektora finansowego”. Odpowiedź na pytanie zawarte w tytule międzynarodowej konferencji zorganizowanej w Gdańsku nie jest ani łatwa, ani prosta. Kryzys odbija się głęboko w kieszeniach wielu Europejczyków, jednak zachowanie indywidualnych kredytobiorców zależne jest od kilku czynników, choćby geopolitycznych uwarunkowań, strefy euro czy historii.

Rodzina w kryzysie (finansowym)
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

05.01.2012 | aktual.: 09.01.2012 12:16

Inaczej do kwestii zadłużania podchodzą Polacy, wyrwani z socjalistycznej ekonomii raptem 22 lata temu, inaczej Bośniacy, którzy do dziś odczuwają czkawkę po bałkańskiej wojnie i muszą się zmagać z 40-proc. bezrobociem, jeszcze inaczej „rozpieszczeni” Grecy, których zadłużenie gospodarstw domowych z 24 miliardów euro w 2001 r. wzrosło do 117 miliardów w 2008 r. Konferencja, która odbyła się w dniach 29 listopada-1 grudnia, gromadząc przedstawicieli wielu krajów i instytucji eksperckich z i spoza Unii Europejskiej, odpowiedzi na pytanie „jaka przyszłość?” nie przyniosła. Miała bowiem za zadanie podpowiedzieć jak jest u innych, czy i jakie wprowadzają oni uregulowania prawne by ulżyć tym, którzy wpadli w spiralę zadłużenia.

Za gdańską konferencją stało Stowarzyszenie Krzewienia Edukacji Finansowej, współzałożyciel i członek Komitetu Zarządzającego międzynarodowego stowarzyszenia Europejska Sieć Zadłużenia Konsumenckiego (European Consumer Debt Network - ECDN), z siedzibą w Belgii. Do ECDN, której szefuje dr Hans W. Grohs z austriackiego ASB Schuldnerberatungen GmbH, należą organizacje, instytucje i badacze z obszaru Europy, zajmujący się problematyką zwalczania zjawiska nadmiernego zadłużenia wśród konsumentów i gospodarstw domowych, a przez to zapobieganiu występowania zjawiska wykluczenia finansowego. Stowarzyszenie powstałe w 2007 r. zrzesza aktualnie ok. 30 organizacji reprezentujących większość państw UE.

Tym razem specjaliści spojrzeli na kryzys także od strony nauki. A stało się to za przyczyną prof. Beaty Świeckiej z Uniwersytetu Szczecińskiego, współautorki trzech publikacji poświęconych tej tematyce.

– Na polski problem zadłużania się gospodarstw domowych spojrzeliśmy szerzej. Nie tylko przez pryzmat finansowy, ale też socjologiczny, psychologiczny czy marketingowy – wyjaśnia prof. Świecka.

Czy Polacy nie zauważyli kryzysu?

Wyniki są nader interesujące. W listopadzie br. „Financial Times” opublikował tekst, w którym zapytał – czy Polacy nie zauważyli kryzysu? Badania wskazują, że zauważyli – świadczą o tym i liczby, i podejście do problemu, ale paradoksalnie, ich optymizm utrzymał się na wysokim poziomie. W maju i czerwcu br. wskaźnik optymizmu konsumentów wynosił 83,49 i 84,82 pkt., klimat gospodarczy 70,71 i 71,96 pkt., skłonność do zakupów 92,02 i 93,39 pkt., we wrześniu i październiku br. skłonność do zakupów straciła jeden punkt i spadła z 94,27 do 93,60 pkt., ale optymizm konsumentów zyskał dwa kolejne punkty. Nie spadło także zainteresowanie kredytami hipotetycznymi.

– Moja obawa dotycząca kredytów hipotecznych jest taka – mówi prof. Świecka – że gdy w którymś momencie radość konsumenta z posiadania własnego M ustąpi miejsca pytaniu: ja będę to musiał spłacać do emerytury?! wtedy pojawi się frustracja i rozczarowanie. To jest niebezpieczne.

Kredyty dla gospodarstw domowych począwszy od 2002 r. charakteryzuje systematyczny przyrost: od 86,1 mld w 2002 r., przez 254 mld w 2007 r., 419 mld w 2009 r., aż po 477 mld zł w 2010 r. Polacy zadłużali się w instytucjach bankowych, spółdzielczych kasach oszczędnościowo-kredytowych, u pośredników kredytowych, w parabankach i instytucjach pozabankowych (świadczące usługi masowe, instytucje pozarządowe, kasy zapomogowo-pożyczkowe, lombardy, osoby fizyczne). Wraz z przyrostem zadłużenia rosła także liczba klientów czasowo nie wywiązujących się ze zobowiązań. Od 1 469 765 w sierpniu 2009 r., przez 2 035 560 w listopadzie 2010 r., po 2 079 642 w sierpniu 2011 r. Z danych wynika, że łączna kwota zaległych płatności Polaków w sierpniu 2011 r. wynosiła 32,51 mld zł, zaś procent Polaków nie regulujących zobowiązań terminowo wyniósł 5,4. Największy dłużnik (dane BIK) zalega, bagatela, 94,05 mln zł. Długi zarówno konsumentów jak i przedsiębiorców wobec banków sięgnęły 61 mld zł (stan na marzec 2011 r.), z tytułu
niezapłaconych podatków wobec Skarbu Państwa – 22,5 mld, zaległych zobowiązań wobec Jednostek Samorządu Terytorialnego – 10 mld, zaś czynszów – 2,5 mld zł. W grudniu 2009 r. wprowadzono w Polsce regulacje prawne w zakresie upadłości konsumenckiej. Jakie przyniosły efekty? Na koniec kwietnia 2010 r. z tej możliwości skorzystało w Polsce 16 osób. Dla porównania, w Wielkiej Brytanii (w 2007 r.) było to 53 tys. osób, w Niemczech (2007 r.) – 105 tys.

Dlaczego nie płacą?

Przyczyn polskiej „niewypłacalności” jest wiele. Naukowcy dzielą je na pierwotne i wtórne. Do tych pierwszych zaliczają: brak zabezpieczenia finansowego, np. oszczędności, rezerwy finansowej, majątku zarówno w gotówce jak i aktywach trwałych. Brak zabezpieczenia oraz łańcuch zdarzeń o charakterze wtórnym, jak choćby utrata pracy, zdrowia, śmierć głównego żywiciela rodziny, doprowadzają do finansowej katastrofy. Skutki społeczne tych zjawisk są bolesne.

– W skali makro oznaczają wzrost rozwarstwienia, patologii, ubóstwa, wykluczenia czy marginalizacji – argumentuje prof. Świecka. – To także spadek bezpieczeństwa finansowego, wzrost zjawiska wyuczonej niezdolności, samowykluczenia czy chorób. W skali mikro z kolei charakteryzują się spadkiem motywacji do pracy, inwestycji w zdrowie, doskonalenie zawodowe czy samooceny.

Równie niebezpieczne są skutki ekonomiczne. Mowa o spadku perspektywy tworzenia dochodu, wzroście migracji zarobkowej, czy ucieczki od płacenia podatków. I tu otwiera się pole do popisu dla państwa (jako instytucji) i organizacji pozarządowych. Chodzi nie tylko o rozwiązania regulacyjne, edukację finansową, politykę socjalną, rozwój regionalnych ośrodków doradztwa finansowego, ale też działania w zakresie nieuczciwych praktyk, polityki w zakresie zatrudniania osób wykluczonych finansowo czy działań wpływających na zwiększenie oszczędności gospodarstw domowych. To też apel do instytucji finansowych o odpowiedzialne udzielanie kredytów, o głęboką współpracę z firmami posiadającymi bazy dłużników, ujednolicenie procedur ustalania zdolności kredytowej, a także o edukację finansową. Oczywiste jest, że tym samym procesom podlegać powinni i kredytobiorcy. Przede wszystkim powinni posiadać i realizować strategię finansową, budżet gotówkowy, rezerwę finansową czy wreszcie podnosić wiedzę stricte ekonomiczną.

Jednym z ważniejszych elementów tej układanki, na który zwracali uwagę specjaliści, jest tzw. system wczesnego ostrzegania. Mowa o sygnalizowaniu wszelkich zagrożeń wewnątrz gospodarstwa domowego i jego otoczenia, które jak przekonują naukowcy, są wysyłane na długo przed nadmiernym zadłużeniem i niewypłacalnością. Sygnały te – jak wynika z analizy – tworzone są na podstawie informacji, które odczytuje się wykorzystując grupy bądź pojedyncze wskaźniki finansowe i niefinansowe tworzone przez członków gospodarstwa domowego, a przede wszystkim osobę zajmującą się zarządzaniem finansami w gospodarstwie (mistrzami w tej dziedzinie są Holendrzy).

Czerwona lampka powinna rozbłysnąć w chwili, gdy dostrzegamy zmniejszenie kwoty dochodu lub jego utratę, opóźnienia w spłacie odsetek bądź kapitału zaciągniętego kredytu czy pożyczki, podwyższenie kwoty kredytu, zator płatniczy, chybioną inwestycję, zły stan zdrowia czy skłonność do konsumpcjonizmu i innych nałogów itp. Bez działań naprawczych gospodarstwo domowe popadnie w stan nadmiernego zadłużenia a nawet niewypłacalności.

– Na problem należy jednak spojrzeć wielowarstwowo – podkreśla prof. Świecka. – Z jednej strony mamy kłopot z zadłużaniem, z drugiej atakujące w mediach reklamowe hasła „jesteś tego warta”, „powinieneś to mieć”, „potrzebujesz tego”.

Ustawa na całe zło?

Panaceum na polskie niedociągnięcia ma być najświeższa Ustawa o kredycie konsumenckim (weszła w życie 18 grudnia br.), implementująca do polskiego porządku prawnego postanowienia unijnej Dyrektywy (2008/48/WE). W artykule 9 ustawodawca napisał: „Kredytodawca przed zawarciem umowy o kredyt konsumencki jest zobowiązany do dokonania oceny ryzyka kredytowego konsumenta. (…) Ocena ryzyka kredytowego dokonywana jest na podstawie informacji uzyskanych od konsumenta lub na podstawie informacji zawartych w bazie danych lub zbiorze danych kredytodawcy”.

– I tu – zwrócił uwagę Krzysztof Markowski, prezes Biura Informacji Kredytowej SA – powinno paść pytanie, co zrobić z osobą, która tej zdolności kredytowej nie ma? Czy firma będzie mogła mieć roszczenia w sytuacji, gdy kredyt nie będzie spłacany? Przecież wiedziała o nikłej lub żadnej zdolności kredytowej klienta.

Inną kwestią jest edukacja i zrozumienie pojęć ekonomicznych. – Proszę zauważyć – przekonywał prezes BIK S.A. – że Polacy mówią, iż kupili coś na raty, a nie że zaciągnęli kredyt na telewizor, lodówkę czy komputer.

Dlatego tak ważny jest system wymiany informacji kredytowej nie tylko na poziomie krajowym. Po pierwsze zapobiega nadmiernemu zadłużaniu się konsumentów, po drugie minimalizuje oszustwa bankowe, m.in. „kradzieże tożsamości”, po trzecie ułatwia ocenę zdolności kredytowej i wiarygodności konsumenta, po czwarte wreszcie pozwala zniwelować asymetrię informacji pomiędzy kredytodawcą i kredytobiorcą. W bazie BIK znajduje się obecnie 92 mln rachunków należących do 24,5 mln osób. Korzysta z niej 640 instytucji. Według wskaźnika BDI (umożliwia identyfikację i klasyfikację klientów wg prawdopodobieństwa występowania nadmiernego zadłużenia) klientów z klasy D, czyli osób, które w niedługim czasie przestaną spłacać – jest już 222 tys. (z zadłużeniem 15,8 mld zł). Do kategorii osób, które nie mogą żyć bez kredytu zalicza się tych, którzy mają 10 i więcej rachunków kredytowych (145 tys. osób na przełomie 2009 i 2010 r., obecnie – 104 tys., średnio przypada na osobę kwota 130 tys. zł).

BIK – co ważne – to nie tylko informacja dla kredytodawców, to – zgodnie z nowym kierunkiem – odejście od postrzegania informacji o swojej historii kredytowej jako produktu związanego jedynie z relacjami bankowymi. Reasumując, to zasoby informacyjne zarówno dla instytucji finansowych, jak też ich klientów.

W innych krajach

Dla porównania w Bośni i Hercegowinie, która nie należy do UE, brak rozwiązań prawnych związanych chociażby z upadłością konsumencką to duży problem.

– Jesteśmy krajem małym, liczącym 4,3 mln mieszkańców o bardzo wysokim bezrobociu, oficjalnie wynoszącym 20 proc., nieoficjalnie 40 proc. – relacjonuje Adnan Mesic z International Finance Corporation. – Proszę pamiętać, że to kraj leczący powojenne rany. W latach 2006-2007 nastąpiła ekspansja kredytowa, rosła liczba zadłużonych. Rosła w przeciwieństwie do instytucji doradczych, pomocowych, czy to państwowych, czy pozarządowych. Bośniacy są narodem, który nawet jeśli ma problem, np. na poziomie rodziny, nie pójdzie po pomoc do obcych, sam będzie starał się znaleźć wyjście z sytuacji. I kiedy pojawiły się kłopoty ze spłacaniem kredytów, o pomocy z zewnątrz słyszeć nie chcieli. Dlatego tak istotne w naszym kraju są działania edukacyjne. Tak ważna jest wymiana poglądów i doświadczeń. Chodzi nam przede wszystkim o ochronę konsumentów, o uświadomienie im praw, ale i obowiązków.

Centralny Rejestr Kredytobiorców działa w Bośni i Hercegowinie od 2008 r. Jak wynika z danych – liczba osób uzależnionych od kredytów sięgnęła 10 proc. Dla porównania, z pomocy doradztwa kredytowego skorzystało tysiąc osób, głównie tych nie potrafiących już spłacać swoich zaległości.

Podobne kłopoty – choć na nieco innym poziomie – ma Grecja. Kraj na skraju bankructwa, jeden z kamieni u szyi, ciągnących strefę euro na dno. – Przechodzimy przez silny kryzys ekonomiczny, który uderza we wszystkie warstwy społeczne, ale głównie w osoby o najniższym i średnim dochodzie. Setki tysięcy ludzi straciło pracę i to w przeciągu miesięcy – przyznaje Melina Mouzouraki, prawnik, ekspert ds. konsumenckich. – Koszt życia pozostaje wysoki, a państwo tymczasem ogłasza coraz to nowe podatki „karmiąc” swój narastający dług. Gospodarstwa domowe wpadły w poważne tarapaty związane z kredytami hipotecznymi.

Nadmierne zadłużenie to aktualnie jeden z poważniejszych problemów społecznych w Grecji. Kredyt gospodarstw domowych wzrósł z 24 mld euro w 2001 r. do 117 mld w 2008 r. Grecja – w strefie euro – ma największy odsetek kredytu konsumenckiego (pożyczki i karty kredytowe) w stosunku do PKB (15,1 proc. w 2008 r.).

– Co więcej, stopy procentowe kredytu konsumenckiego były i nadal są najwyższe w strefie euro – dodaje Mouzouraki. – Nadmiernie zadłużeni mieszkańcy, którzy udowodnią stałą niezdolność do spłacania długu, objęci są prawną pomocą. Te osoby mogą dostosować swoje płatności i uzyskać zwolnienie z części długu pod warunkiem, iż spłacą dług za okres 4 lat – płacąc w zależności od dochodów kwotę zadłużenia określoną przez sąd.

Problem nadmiernego zadłużenia i niewypłacalności to więc już choroba europejska. Lekarstwa działającego w 100 proc. na razie brak. Pytanie o przyszłość pozostaje więc retoryczne.

Renata Moroz

kryzys finansowykredytyzadłużenie
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)