Rosołowa recydywa
Pięciu mieszkańców Lublina regularnie oblewało się wrzątkiem celem wyłudzenia odszkodowania. Ubezpieczycielom zgłaszali, że to wynik wypadku przy gotowaniu. Wszyscy dostawali gigantyczne odszkodowania, ale teraz zajęła się nimi prokuratura - podaje "Dziennik Wschodni".
14.11.2014 | aktual.: 15.11.2014 16:49
W środę przed Sądem Okręgowym w Lublinie stanęło pięciu mężczyzn i kobieta, którzy w ocenie prokuratury wyłudzali odszkodowania od firm ubezpieczeniowych. Wszyscy działali w podobny sposób. Mężczyźni podpisywali umowy ubezpieczenia z różnymi towarzystwami, a po jakimś czasie dochodziło do wypadków. Oskarżeni mieli oblewać się gorącą cieczą, a ubezpieczycielom mówili, że doszło do wypadku podczas gotowania rosołu albo galarety.
Jeden z oskarżonych szczególnie bał się o swoje zdrowie. Waldemar F., były przedsiębiorca, wykupił aż 12 polis ubezpieczeniowych i w ocenie śledczych wyłudził ponad 100 tys. zł. Oskarżono go także o próbę wyłudzenia kolejnych 250 tys. zł. Na razie nie przyznaje się do winy.
- Ubezpieczałem się, bo prowadzę aktywny tryb życia i często ulegam urazom. A kiedy nie pracuję, nie zarabiam - wyjaśniał przed sądem. - Poza tym często podróżuję służbowo do Egiptu, gdzie jest napięta sytuacja. Można tam stracić zdrowie lub życie - tłumaczył oskarżony.
Z relacji oskarżonego do wypadku miało dojść we wrześniu 2010 roku. Zeznał, że zaprosił wtedy znajomych na wspólne oglądanie filmu z wesela. Dzień wcześniej przygotowywał dla gości rosół. - Kiedy przestawiałem garnek, rosół wylał się na brzuch, spodenki, nogi i podłogę - opowiada Waldemar F. - Wskoczyłem do wanny, by ochłodzić oparzone miejsca zimną wodą.
W sprawie powołano biegłych, którzy badając wypadki dostrzegli kilka powtarzających się prawidłowości. Do zdarzeń dochodziło zawsze w podobnych okolicznościach, a poparzenia obejmowały zazwyczaj ręce, brzuch i nogi. Jednak ani razu nie zdarzyło się, by poparzone zostały genitalia.
W ocenie biegłego jest to niemożliwe, wszak ciecz spływa pionowo i płyn powinien nasączyć również bieliznę, która przez to wywołałaby jeszcze mocniejsze poparzenia. Waldemar F. przed sądem stwierdził, że rosół gotował w żeglarskich spodenkach z membraną. "Można powiedzieć, że są wodoodporne" - tłumaczył.
Ale to nie wszystko. Poparzenia na ciałach pozostałych mężczyzn były poziome, co zdaniem biegłych mogło świadczyć o tym, że również pozostali oskarżeni leżeli z mokrym ręcznikiem na kroczu podczas gdy ktoś inny polewał ich gorącą wodą. Jak podaje "Dziennik Wschodni" według lekarzy nie mógł to być ani rosół, ani galareta, bo są to tłuste substancje, których temperatura wrzenia to 200-250 stopni Celsjusza. Oznacza to, że spowodowałyby mocniejsze poparzenia, niż te, które mieli oskarżeni. Waldemar F., który miał wyłudzić najwięcej, twierdzi, że tłuszcz z rosołu wybierał łyżką, bo "w domu nie preferujemy tłustego jedzenia".
Żaden z oskarżonych nie przyznaje się do winy, nawet ten, który poparzył się dwa razy - za co dostał ponad 50 tys. zł.