Rząd obniża podatek, a Polacy i tak coraz biedniejsi. Przez inflację starcza na coraz mniej
Inflacja w Polsce galopuje, a zmiany cen na sklepowych półkach to właściwie codzienność. Dla gorzej sytuowanych Polaków drożejące produkty spożywcze stają się prawdziwym problemem. Między innymi z myślą o nich rząd 1 lipca obniżył podatek PIT. Jak się jednak okazuje, wiele to nie pomoże. I tak stać nas na mniej niż jeszcze kilka miesięcy temu.
03.07.2022 13:38
- Żeby kompensować ubytki w portfelach wiążące się z wysokimi cenami, a te wysokie ceny wiążą się z manipulacjami cenowymi Gazpromu i wojną w Ukrainie, proponujemy program niskie podatki, sprawiedliwe podatki i uproszczone podatki – tak pod koniec kwietnia premier Mateusz Morawiecki zapowiadał obniżkę stawki PIT z 17 do 12 proc. To wówczas szef rządu przyznał, że wprowadzone w styczniu zmiany podatkowe w ramach "Polskiego Ładu" były totalnym niewypałem. Większość z nich wycofał.
12-procentowy PIT zaczął obowiązywać od lipca. Oznacza to, że dla wielu pracujących wypłata za ten miesiąc będzie wyższa niż jeszcze w czerwcu. Z wyliczeń firmy Grant Thornton wynika, że stracą tylko ci najlepiej sytuowani Polacy, z pensjami dużo powyżej 10 tys. zł brutto. Nic nie zyskają natomiast osoby zarabiające pensję minimalną. Będą dostawać tyle samo, co przez ostatnie pół roku, w czasie obowiązywania zasad podatkowych z Polskiego Ładu.
Choć głośno krytykowany, Polski Ład i tak poprawił nieco sytuację najmniej zarabiających. Jeśli ktoś w ubiegłym roku dostawał 3010 zł brutto, czyli tyle, ile wynosi teraz pensja minimalna, inkasował 2210 zł "na rękę". W styczniu, po zmianach w podatkach, 3010 zł brutto oznaczało już 2364 zł "na rękę", czyli o 154 zł więcej. Tyle też będzie wynosiła minimalna wypłata netto po 1 lipca.
Dalsza część tekstu pod materiałem wideo
Bardziej ucieszą się ci zarabiający więcej. Przy pensji w wysokości 4 tys. zł brutto, zatrudnieni na umowę o pracę dostaną w lipcu "na rękę" o 35 złotych więcej niż w czerwcu. I o 149 zł więcej niż w grudniu 2021 roku, kiedy działały jeszcze stare przepisy podatkowe. Natomiast pensja rzędu 6 tys. zł brutto to już 101 zł zysku w porównaniu z czerwcem. Co ciekawe, zarabiający taką kwotę zyskują po raz pierwszy, ponieważ dla nich wprowadzenie Polskiego Ładu w styczniu nie oznaczało żadnego polepszenia sytuacji – zarabiali dokładnie tyle samo, co w ubiegłym roku.
Zmiany w wynagrodzeniach netto w ostatnich miesiącach
Choć premier Morawiecki zapowiadał obniżkę PIT-u jako zmianę, która przyniesie Polakom ulgę w dobie drastycznych podwyżek cen, to jednak nie uratuje to ludzi przed drożyzną. Co najwyżej lekko złagodzi negatywne skutki inflacji. Nawet z niższymi podatkami stać nas bowiem na coraz mniej.
Ceny mocno w górę
Porównaliśmy przeciętne ceny podstawowych produktów spożywczych z grudnia 2021 roku, czyli z ostatniego miesiąca obowiązywania zasad podatkowych sprzed epoki "Polskiego Ładu", z cenami z maja tego roku. To najświeższe dostępne dane GUS. Tych za czerwiec jeszcze nie ma – miesiąc dopiero co się skończył, a statystycy potrzebują czasu, by dokładnie przeanalizować i zestawić wszystkie liczby. Z tego porównania wynika jasno – drożeją wszystkie podstawowe produkty spożywcze.
Od grudnia ceny niektórych z nich wzrosły znacząco. Na przykład polędwica drobiowa zdrożała z 22,80 do 26,06 zł za kilogram, czyli o ponad trzy złote. A mówimy zaledwie o okresie pięciu miesięcy. Mocno podrożał też schab bez kości – z 18,22 do 22,08 zł za kilogram. O 20 procent poszła w tym czasie w górę mąka pszenna (z 3,33 do 4,06 zł za kilogram), rosną też ceny kaszy, produktów mlecznych, oleju czy jaj.
Inflacja zjada obniżkę PIT
Ta drożyzna natychmiast "zje" wyższe pensje, które dostanie za lipiec wielu Polaków. Sprawdziliśmy, jaka jest siła nabywcza obecnej pensji minimalnej, czyli 3010 zł brutto, rozliczanej według zasad podatkowych z grudnia ubiegłego roku (czyli przed jakimikolwiek zmianami), i według obecnych zasad. Co wychodzi z tego porównania?
Jeśli ktoś zarabiał w grudniu 3010 zł brutto, to miał "na rękę" 2210 zł i mógł za to kupić na przykład 630 bochenków chleba, 664 kilogramy mąki pszennej czy 237 litry oleju rzepakowego. Teraz, po zmianach podatkowych, taka osoba ma "na rękę" 2364 zł i stać ją 571 bochenków chleba (o 59 bochenków mniej niż w grudniu), 582 kilogramy mąki pszennej (o 81 kilogramów mniej) czy 213 litrów oleju rzepakowego (o 24 litry mniej). Tylko w przypadku sera twarogowego można go kupić tyle samo, co pod koniec ubiegłego roku.
Na mniej mogą sobie pozwolić również osoby o wyższych zarobkach. Ktoś, kto zarabia 6 tys. zł brutto, w grudniu ubiegłego roku mógł za pensję netto kupić 1230 bochenków chleba, a teraz już tylko 1068 (o 163 mniej). Pół roku temu stać go było 1297 kilogramów mąki pszennej, a teraz na 1089 (o 208 mniej). Taki pracownik może też kupić o 19 kilogramów polędwicy drobiowej mniej (170 zamiast 189), a jeśli chodzi o olej rzepakowy, to ta różnica sięga 66 litrowych butelek (398 obecnie wobec 463 w grudniu ubiegłego roku).
Przypomnijmy, inflacja w Polsce w czerwcu 2022 r. wyniosła już 15,6 proc. - wynika z najnowszych, wstępnych danych GUS. To najwyższy odczyt od marca 1997 r. Żywność względem maja zdrożała o 0,7 proc., więc przyjęte przez nas w tabelach ceny poszły w górę już tylko nieznacznie. Porównując jednak z czerwcem ubiegłego roku, zanotowały wzrost aż o 14 proc.
Tomasz Sąsiada, dziennikarz Wirtualnej Polski