Rzecznik prasowy - pracownik na cienkiej linie

Dyspozycyjność o każdej porze, otwartość, umiejętność szybkiego reagowania na zmiany, doskonały kontakt z ludźmi, elastyczność, błyskawiczny refleks. Dużo? To i tak tylko niektóre z cech, jakie powinien mieć rzecznik prasowy.

Rzecznik prasowy - pracownik na cienkiej linie
Źródło zdjęć: © thinkstock

16.11.2012 | aktual.: 17.11.2012 09:39

Ten pakiet zalet jest naturalnie wart dobrych zarobków. Ale z drugiej strony, nie ma się co łudzić: nawet duże pieniądze nie zrobią dobrego rzecznika z kogoś, kto nie czuje specyfiki tej pracy.

Szef się chwali, rzecznik tłumaczy

Ile zarabiają rzecznicy? Jak w wielu zawodach w Polsce: bardzo różnie. Niektórzy zarabiają grubo powyżej 10 tysięcy, pozostali mają tyle, żeby przeżyć. Inna jest gaża rzecznika w dużej, mocno stojącej na nogach prywatnej firmie. Inna – w peryferyjnym urzędzie miasta czy instytucji z tradycyjnie niedofinansowanej branży, jak kultura. Zdaniem mediów, niekiedy to sumy niewspółmierne do zasług. Skromniej widzą pensje w tej branży analitycy firmy Sedlak & Sedlak, którzy podają, iż rzecznicy zarabiają najczęściej w przedziale pomiędzy 3 a 6 tys. zł. Takie gaże mają dotyczyć połowy z nich. Dużo to czy mało?

Na to pytanie również nie da się odpowiedzieć jednoznacznie, bo rzecznik rzecznikowi nierówny. Skala spoczywających na nim zadań w firmie niedobrze odbieranej, którą media mają na widelcu, jak choćby PZPN za poprzedniego prezesa czy niektóre urzędy, znacznie odbiega od rzecznikowania np. w galerii sztuki czy kurii biskupiej.

Nawet bycie rzecznikiem miasta miewa różne oblicza. Znacznie więcej spraw na głowie ma biuro prasowe w ratuszu dużej aglomeracji, czy choćby tam, gdzie niedawno zdarzyła się jakaś afera. Luźniej jest w miejscu, gdzie niewiele się dzieje.

O pracy rzecznika panuje opinia, że to niewdzięczny kawałek chleba. Powód? Rzecznikowanie ma polegać w dużej mierze na tłumaczeniu się z cudzych błędów i udzielaniu informacji (z obowiązkowym uśmiechem) wiecznie poszukującym dziury w całym dziennikarzom.

– Niektórzy śmieją się, że od chwalenia się sukcesami jest szef, a od zbierania cięgów rzecznik, i może niekiedy tak bywa – przyznaje Magdalena Jachim, rzecznik prasowy miejskiego urzędu w Sopocie. – Dlatego osoba na tym stanowisku musi wbić sobie do głowy parę zasad, które powinny jej zapewnić minimum komfortu psychicznego. Przede wszystkim pamiętać, że nie jest odpowiedzialna za fakty, które podaje. Inaczej może nie wytrzymać ciśnienia. Musi też nauczyć się, jak, przyznając się do błędu reprezentowanej przez siebie instytucji, zarazem mówić o niej dobrze.

Ścisły kontakt z władzą

Żeby praca rzecznika miała sens, musi on ściśle kooperować z najważniejszymi osobami w firmie. Jeśli to ministerstwo – z szefem resortu, jeśli urząd miasta – z prezydentem. Jeśli zakład pracy – z dyrektorem czy z prezesem. Najważniejsza przyczyna: spójność przekazu. – Nie może być tak, że z tej samej instytucji wychodzą do mediów różne wypowiedzi na ten sam temat. Że szef mówi jedno, a pracownik czy rzecznik za chwilę twierdzi co innego – tłumaczy Jachim. Tylko wtedy, gdy jest ustalone, kto, co i kiedy przekazuje mediom, może być mowa o konsekwencji w kształtowaniu przez rzecznika wizerunku firmy.

Rzecznik bywa dla mediów przysłowiowym chłopcem do bicia, ale sam musi trzymać nerwy na wodzy. Jeśli oddaje cios, to w rękawiczkach, w przeciwieństwie do dziennikarzy, którzy niekiedy jadą po bandzie. Jego zadaniem jest uprzejmie i kompetentnie informować, wyjaśniać i służyć pomocą. Jeśli trzeba, w środku nocy.

– Rzecznik musi być tam, gdzie pojawią się media. Kiedyś na terenie zakładu, w którym prowadziłem biuro prasowe, nad ranem wybuchł pożar. Pech chciał, że akurat wyjechałem poza miasto i o sprawie dowiedziałem się następnego dnia. Szefowie byli bardzo niezadowoleni – wspomina proszący o anonimowość były pracownik PR, od lat nie pracujący w branży.

Z kolei Magdalena Jachim wspomina telefon o szóstej rano od pracownika telewizji, który natychmiast chciał się dowiedzieć, gdzie na jednej z ulic może się podłączyć do prądu. – Na tego typu sytuacje nie wolno się obrażać, denerwować. Musimy pamiętać, że dziennikarz nie jest samoistnym bytem. Robi to, czego wymagają od niego szefowie. Dzwoni na przykład o dzikiej porze, bo za chwilę zamknie się gazeta i musi zdążyć. Dlatego dobrze, jeśli rzecznik sam ma dziennikarskie doświadczenia. Łatwiej mu wtedy zrozumieć czyjąś sytuację – uważa.

Przy tym rzecznik musi też jednak wystrzegać się błędu polegającego na przekonaniu, że zawsze i wszędzie, o wszystkim musi wiedzieć. To prosta droga do paranoi. Powinien zbierać wszelkie informacje choćby po to, by móc prowadzić swoją politykę i zapobiegać kryzysom. Gdy jednak czegoś nie wie, musi umieć się do tego przyznać. To nie powód do wstydu. Ważne, by jak najszybciej samemu pozyskać potrzebne informacje albo wiedzieć, gdzie skierować pytającego.

Jeśli rzecznik będzie zbytnio brał do serca niepowodzenia, przejmował się każdym drobiazgiem, szybko doprowadzi to do wypalenia, ostrzegają doświadczeni piarowcy. Wtedy nie pozostanie mu nic innego, jak poszukanie innej pracy.

Praca na tym stanowisku to nieustanne balansowanie na linie: między sukcesem a wpadką, między zwierzchnikami a mediami. A także między gonieniem w piętkę a dystansem do wykonywanych zajęć. Każdy rzecznik musi o tym pamiętać.

JK /JK

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (35)