Skandynawskie eldorado Polaków 450 m nad ziemią

Najnowsze badania przeprowadzone przez Work Service dowodzą, że prawie co trzeci Polak chętnie wyjechałby do pracy za granicę. Najczęściej wskazywanymi kierunkami emigracji zarobkowej są Niemcy, Wielka Brytania i Skandynawi

Skandynawskie eldorado Polaków 450 m nad ziemią
Źródło zdjęć: © © 3dmentat - Fotolia.com

26.11.2013 | aktual.: 13.01.2014 14:10

Najnowsze badania przeprowadzone przez Work Service dowodzą, że prawie co trzeci Polak chętnie wyjechałby do pracy za granicę. Najczęściej wskazywanymi kierunkami emigracji zarobkowej są Niemcy, Wielka Brytania i Skandynawia.

- Norwegowie mają ogromny niedobór inżynierów - mówi Grzegorz Lamot, który zajmuje się rekrutacją w firmie Globetek Engineering Resource. - Dlatego próbują przyciągnąć do siebie specjalistów z zagranicy.

Co oferują? Przede wszystkim atrakcyjne zarobki - najniższą stawką oferowaną inżynierowi za rok pracy w tym skandynawskim kraju jest 200 tys. zł. Nie mniej atrakcyjna jest opieka socjalna w Norwegii. Tam po prostu chce się wyjechać.

Ukryty cel

W norweskich stoczniach czy na platformach wiertniczych zatrudniane są całe grupy Polaków. Gdzieniegdzie tworzą się już nawet polskie struktury pracowników. Często jednak firmy mają jeszcze jeden cel ukryty w zatrudnianiu Polaków - chcą się przygotować na podbój polskiego rynku.

- Mam kontakt z dwoma norweskimi firmami, które po to szukały Polaków do pracy, żeby później (po przeszkoleniu) wprowadzili oni ich markę na polski rynek - mówi Lamot. - Jedna z tych firm, zajmująca się budową i modernizacją platform wiertniczych, kupiła już w Polsce duże biuro projektowe i zatrudnia do niego Polaków, bo chce, żeby to oni byli trzonem firmy we własnym kraju - oczywiście z technologią narzuconą przez Norwegów - tłumaczy.

Za co nas cenią?

Oprócz tego, że stanowimy tańszą kadrę, jesteśmy wykwalifikowani, a do tego mocno wyspecjalizowani - co na Zachodzie jest rzadkością - robimy więcej niż się od nas oczekuje.

- Znam taki przypadek: elektromechanik z Polski pracuje na stanowisku technika w firmie, która robi wozy opancerzone. Dostaje schemat od inżyniera, ale dostrzega w nim błędy. Co robi? Reaguje. Prosi kogoś o poprawę albo sam dokonuje korekty, bo wie, że zgodnie z otrzymanym planem podepnie coś źle. To wynika z jego wiedzy, doświadczenia i odpowiedzialności - mówi Wojciech Dreja, menedżer w Globetek. - Firmy w Wielkiej Brytanii preferowały (i to też mówiły po cichu) zatrudniać jako mechaników, tokarzy - generalnie ludzi od detalu - speców z Polski - opowiada.

W jednej z fabryk w Wielkiej Brytanii, do której rekrutowała Polaków firma Globetek Engineering Resource, wydajność wzrosła o 100 proc.

- Wynika to z tego, że Polacy znają swoje obowiązki. Kiedy już decydują się na wyjazd za granicę do pracy - naprawdę pracują, bo chcą zarobić - mówi Dreja. - Szkoda tylko, że na starcie daje się im niższe stawki, niż te proponowane lokalnym pracownikom - podkreśla.

Polacy pną się wysoko

Platformy wiertnicze w Norwegii - najwyższa nazywa się Troll A i mierzy ponad 472 m. W suchym doku wygląda jak statek kosmiczny, kiedy jest zanurzona w wodzie widzimy tylko niewielką jej część.

- Kiedy dostaliśmy pierwszy kontrakt na rekrutację ludzi na platformę wiertniczą okazało się, że nie jest to takie proste. Nie można, ot tak, kogoś tam wysłać - mówi Grzegorz Lamot. - Żeby wyjechać na platformę trzeba mieć zdrowie, a więc odpowiednie badania, zaświadczenie o niekaralności, paszport i odpowiednie przeszkolenie. Niektóre z tych czynników już na pierwszy rzut eliminowały część kandydatów - tłumaczy.

Najgorszy do przejścia jest test HUET (helicopter under water). Zapina się pięć osób w specjalnej, podwieszonej kabinie helikoptera i zrzuca się je pod wodę. Ich zadaniem jest jak najszybsze uwolnienie się z zanurzonej w wodzie maszyny. Chodzi oczywiście o to, aby lecący na platformę pracownicy, w razie wypadku, byli w stanie się uratować. Okazuje się, że w Polsce jest tylko jedno miejsce, w którym można przeszkolić ludzi i wydać im odpowiednie certyfikaty.

- Mieliśmy przetestować 40 osób. Za granicą test HUET przeprowadzany jest na basenie, z odpowiednim sprzętem. A w Polsce? Gdańsk, basen portowy, czarna woda, nie widać nic. Testy wypadły nam w lutym, więc o temperaturze wody nie wspomnę - opowiada Dreja. - Do tego dźwig, klatka, w której zamykani są ludzie i zanurzani trzy metry pod wodą. Nieciekawe warunki. Kilka osób nie podeszło wówczas do tego testu ze względu na lęk - wspomina.

Firmie udało się jednak przeszkolić kilkudziesięciu ludzi w Wielkiej Brytanii - koszt zdobycia certyfikatu przez jedną osobę to ok. 600 funtów, czyli jakieś 3 tys. zł.

Życie na platformie

Kto jest potrzebny na platformę? W zasadzie ta sama załoga co na statek. Oprócz kadry technicznej (monterów, spawaczy)
, są też ludzie, którzy ich wspierają - gotują, sprzątają. I wszyscy ci ludzie muszą zostać przeszkoleni. Większość z nich śpi na statkach. Aby dostać się na platformę podpływa mniejszymi jednostkami.

- Każda platforma ma swojego meteorologa, który określa czy są odpowiednie warunki na to by przeprowadzić „embarding", czyli bezpieczne podpłynięcie statku do platformy - opowiada Dreja. - Jeśli fala jest za wysoka, nie można takiej próby podjąć. To jest życie na pełnym morzu i to ono dyktuje warunki - dodaje.

Kiedy platforma działa, to w zasadzie wszystkie prace na niej skupiają się na utrzymaniu ruchu. Natomiast kapitalny remont platformy i jej malowanie odbywa się w suchym doku.

Morskie monstrum kusi zarobkami

Wysokie stawki dotyczą wszystkich grup zawodowych, które pracują na platformach wiertniczych. Spawacze, monterzy czy mechanicy utrzymania ruchu otrzymują, oprócz wysokich stawek godzinowych czy dziennych (dzienne stawki otrzymuje kadra kierownicza), także inne dodatki jak: rozłąkowe za pracę na morzu, za nadgodziny i trudne warunki pracy.

- Średnie zarobki pracowników utrzymania ruchu i kierowników średniego szczebla wahają się od kilkuset do kilku tysięcy euro tygodniowo - mówi Dreja. - Na najwyższe stawki mogą liczyć osoby o unikalnych, rzadkich kwalifikacjach jak np. spawania czy malowania na wysokości. Prace te odbywają się na linach, więc sam fakt przejścia niezbędnych do ich wykonywania kursów (odpowiedników kursów alpinistycznych) podnosi stawki dwukrotnie - tłumaczy.

Coś za coś

Atrakcyjne wynagrodzenie jest jednak rekompensatą bardzo trudnych warunków pracy. Zaczynając od pracy w godzinach nadliczbowych 24 godziny na dobę 365 dni w roku, przez sztormy, obfite opady, mrozy na Morzu Północnym po awarie i zagrożenie wybuchem.

- Z doświadczenia wiem, że nawet krótki, dwumiesięczny kontrakt na morzu dla wielu osób może być bardzo traumatyczny - tłumaczy Dreja. - Proszę sobie wyobrazić, że mieszkanie na statku i monotonna kuchnia może prowadzić do chęci powrotu do domu. Nie każdy psychicznie wytrzymuje trudne warunki pracy - podkreśla.

Powyższe problemy dotyczą jednak platform czynnych, będących na morzu - tam także najtrudniej się dostać do pracy. Łatwiej pracuje się na remontach w suchych dokach w portach w Norwegii, Emiratach Arabskich czy Stanach Zjednoczonych. Tam warunki są lepsze, bo i praca jest na lądzie - ale zarobki już nie takie jak na morzu.

Jolanta Miśków

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (250)