SKO wraca do szkół. I da zarobić

Szkolne Kasy Oszczędności wracają do łask. Jedna z ikon PRL-u święci triumfy w największym polskim banku PKO BP. Dzięki niej dzieci mają nie tylko nauczyć się oszczędzać, ale też przejść wstępny kurs ekonomii. Jaki z tego zysk dla banku? Młodzi i perspektywiczni klienci.

SKO wraca do szkół. I da zarobić
PKO BP/ szkolneblogi.pl

10.02.2011 | aktual.: 10.02.2011 14:50

Szkolne Kasy Oszczędności wracają do łask. Jedna z ikon PRL-u ma święcić triumfy w największym polskim banku PKO BP. Dzięki niej dzieci mają nie tylko nauczyć się oszczędzać, ale też przejść wstępny kurs ekonomii. Jaki z tego zysk dla banku? Młodzi i perspektywiczni klienci.

SKO to - obok książeczki mieszkaniowej, Peweksu i bonów na samochód - ekonomiczny relikt PRL. Choć pierwsze pojawiły się ponad 80 lat temu, to właśnie w okresie powojennej gospodarki centralnie planowanej odniosły największy sukces. Oszczędzały niemal wszystkie dzieci, a w ciągu zaledwie kilku lat powstało ponad 20 tys. SKO.

Zbierasz w SKO, zarabia PRL

SKO stały się nawet sprawą polityczną wpisaną w plan 6-letni i peerelowskie ustawy, a na rewersie książeczki można było znaleźć informację:
"Nawet z najdrobniejszych kwot złożonych przez Ciebie i Twoich kolegów na zbiorczą książeczkę oszczędnościową PKO gromadzą się wielkie sumy, biorące udział w budowie nowych domów, szkół, teatrów, kin, ośrodków sportowych".

Dzieci namawiano więc do rywalizacji w oszczędzaniu niczym stachanowców do pracy. Zamiast oprocentowania były konkursy z nagrodami. W Olimpiadzie Oszczędnych do wygrania były między innymi takie rarytasy jak radioodbiorniki, zegarki czy aparaty fotograficzne. Cała klasa wygrać mogła natomiast wycieczkę do stolicy czy nad morze.

Obraz
© (fot. PKO BP)

Pracując przy sianokosach czy wykopkach ziemniaków, dzieci zbierały na rower, zegarek czy nową piłkę. Głównie jednak to, co przez cały rok szkolny udało się na książeczce zapisać, było przeznaczane na szkolne wycieczki.

SKO reaktywacja

Złote czasy SKO skończyły się razem z bankructwem państwa w latach 80. Dziś w PKO BP i bankach spółdzielczych pieniądze oszczędza mniej niż 200 tys. dzieci. A szkoda, bo tam, gdzie SKO jeszcze istnieje, dzieci pieniądze nadal sumienie zbierają.
- Aktualnie na koncie w naszej szkoły jest 44 tys. zł. Jedna z dziewczynek uzbierała przez kilka lat już 5 tys. zł. Nie oznacza to jednak, że jej rodzice są jakoś wyjątkowo majętni. U nas takich nie ma - mówi Maria Szurna ze Szkoła Podstawowej w Szczuczynie. - Dziś jest pierwszy dzień po feriach. Dzieci przyniosły mi około 800 zł. To rzeczywiście uczy je oszczędzania. Są takie, które potrafią przynieść złotówkę, bo nie chcą wydać - dodaje.

Czasy wpisywania oszczędności na książeczkę już niedługo mają przejść do historii. PKO BP chce z programu uczynić swój sztandarowy produkt. Od stycznia pieniądze na książeczkach SKO rosną o 4,5 proc. w skali roku i jest to najwyżej oprocentowany produkt banku. To jednak dopiero początek zmian.
- Od września chcemy zaproponować produkt dla dzieci, jakiego w Polsce i na świecie jeszcze nie było - mówi Michał Macierzyński, ekspert od bankowości i nowoczesnych technologii specjalnie zatrudniony w PKO BP, by rozkręcić SKO.

Szczegółów zdradzać jednak nie chce. Wiadomo tylko, że dzieci po raz pierwszy w historii będą mogły pomnożyć swoje oszczędności jak na lokacie. Wcześniej oprocentowanie było liczone tylko od zbiorczej książeczki, a zyski szły na zakupy nagród czy sprzętu sportowego dla szkół.
- Osobiście chciałbym, aby kapitalizacja pieniędzy w SKO odbywała się jak najczęściej. Nie chodzi nawet o ominięcie podatku Belki, bo mówimy o kwotach rzędu 100-150 złotych, ale chodzi o to by dzieciaki mogły zobaczyć, że ich oszczędności naprawdę rosną - tłumaczy Michał Macierzyński. Taka zmiana będzie możliwa, bo każde dziecko będzie mieć swoje indywidualne konto - jeszcze nie wiadomo, jak dokładnie będzie to wyglądać, bo polskie prawo zakazuje posiadania rachunku bankowego osobom poniżej 13. roku życia. Na pewno jednak dzieci podgląd do konta będą miały przez internet.

Na razie w sieci działa już strona szkolneblogi.pl, na której poszczególne szkoły podpowiadają sobie, jak oszczędzać, w jaki sposób można zarobić oraz przede wszystkim dzielą się informacjami o zgromadzonych w SKO kwotach.

Bank na dziecku nie zarobi

- Pod koniec roku szkolnego ok. 140 tys. obecnie składających w programie dzieci powinno uzbierać ok.13-14 mln zł. Chcemy, by za dwa lata te liczby się podwoiły - mówi o planach rozwoju Michał Macierzyński.
Dla tak dużego banku są to więc kwoty śmiesznie małe. Dlaczego zatem PKO BP chce inwestować w SKO? Po pierwsze dlatego, że to świetne narzędzie marketingowe. Po drugie, bo liczy na młodych klientów.
- Gdy popatrzymy na wiek klienta naszego banku to jest on powyżej średniej rynkowej. SKO może to w dłuższym terminie zmienić. Liczymy, też że gdy rodzice przekonają się do tej formy oszczędności przez dzieci, to sami przyjdą do nas do banku. Zmuszać jednak nikogo nie będziemy. Chcemy przekonać ich dobrą ofertą, dopasowaną do potrzeb całej rodziny - tłumaczy ekspert PKO BP.

Być może oprócz SKO pojawią się więc specjalne programy oszczędnościowe dla rodziców, np. by oszczędzać na osiemnastkę dziecka czy jego studia. Specjalne zachęty czekają też na nauczycieli, którzy prowadzą kasy. Mogą liczyć na darmowe konto od banku, czy promocje na kartę kredytową. W zamian bank liczy nie tylko na prowadzenie SKO, ale także edukację ekonomiczną.

- Uczymy, co to jest bank, konto czy pieniądz, a także jak gospodarnie nim obraca. Do tego dochodzi edukacja ekologiczna, np. zbieranie makulatury - mówi Iwona Zaniuk ze Szkoły Podstawowej w Czuchlebach. - Na pewno dużo większa jest dziś otoczka. Bank oferuje dużo nagród, konkursów. Kiedyś było tak, że to opiekun musiał wszystko załatwiać. Dziś finansuje to bank, a dzieci dostają piórniki, portfele czy pendrive'y - dodaje.

pko bpprlbank
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)