Sprawa mBanku to dopiero początek
Banki będą musiały zwrócić nawet kilkadziesiąt milionów złotych za źle naliczone raty kredytów walutowych - uważa Tomasz Żuk. Autor bloga pozwalembank.pl dodaje, że to nie wszystkie pieniądze, które mogą odzyskać kredytobiorcy.
07.05.2014 | aktual.: 09.05.2014 11:54
Klienci tzw. starego portfela wygrali w sądzie z mBankiem. Ile przegrana sprawa sądowa będzie bank kosztowała?
Tomasz Żuk, autor bloga pozwalembank.pl: W mediach pojawiła się kwota 5 mln zł, ale to tylko część pieniędzy. Po pierwsze wymogi formalne sprawiły, że pozew zbiorowy dotyczył tylko krótkiego okresu. Teraz, gdy klienci pójdą do sądu już po pieniądz,e będą ubiegali się o zwrot za cały okres. Na moim przykładzie mogę podać, że w przypadku kredytu z 2006 roku na 370 tys. zł chodzi o kwotę 10 tys. zł. Do tego dochodzą odsetki ustawowe w wysokości 13 proc. To daje dodatkowe 3 tys. zł.
Takich osób jak ja jest w href="http://finanse.wp.pl/isin,PLBRE0000012,notowania-podsumowanie.html">mBankumBanku (Zobacz notowania spółki ») kilkanaście tysięcy. Moim zdaniem bank będzie musiał odpisać na ten cel co najmniej kilkadziesiąt milionów złotych. I to tylko z powodu odgórnego ustalania oprocentowania kredytu.
Czy dla sądu, który będzie teraz liczył, ile wynosiły nieprawnie zawyżone raty, ta rachunkowość to duży problem?
Nie, to formalność. Po ostatnim wyroku sądu stało się jasne, że oprocentowanie powinno wynosić tyle ile w dniu zaciągnięcia kredytu. To więc prosta tabelka w excelu. Zresztą przed pozwem zbiorowym były pozwy indywidualne klientów banków, więc jest to już przećwiczony scenariusz.
*Banki mogą czekać kolejne pozwy? *
Na pewno. Szykuje się pozew dotyczący spreadu. I tu już nie będzie 1200 klientów. To może być 10 tys. osób. Ja sam naliczyłem w swojej umowie 20 zapisów niezgodnych z prawem. I w każdej zamierzam zgłosić się do sądu, choć nie wszystkie wiążą się z kwestiami finansowymi. Po załatwieniu kwestii ustalanego tylko przez bank oprocentowania już zaczynają szykować się pozwy o klauzule waloryzacyjne. Dotyczy to niemal wszystkich instytucji, które udzielały kredytów we frankach czy euro. Do pozwu szykują się już klienci Millennium.
Tak zwane kredyty walutowe de facto były kredytami złotówkowymi, to w naszej walucie kwota zobowiązania jest wymieniona w umowie. Problem w tym, że bank tę kwotę przeliczał w ramach klauzuli waloryzacyjnej po swoim kursie na franki. Następnie te wirtualne franki przy wyliczaniu raty jeszcze raz przeliczał na złotówki. Za każdym razem, pobierając coś na kształt prowizji.
Tymczasem w umowie czy regulaminie brak zasad w oparciu o które bank ustala kurs waluty do spłaty kredytu. Nie wiadomo, czy powinien to być kurs średni NBP, czy może jakiś inny. To analogiczna sprawa jak z oprocentowaniem. Ponieważ umowa tego nie określała, więc banki robiły, co chciały i może to być powód do podważenia tych kwot.
*Do tego na końcu dochodzi jeszcze wspomniany spread. Choć mamy już ustawę antyspreadową, to przez lata klienci płacili według kursu ustalanego przez banki. *
< Oczywiście, że to także daje możliwość zaskarżenia. Po pierwsze zasady naliczania spreadu nie są w ogóle ujęte w umowie. Na przykład mój bank zmieniał jego wysokość kilkukrotnie, nigdy mnie o tym nie informując. Po prostu naliczał wyższą ratę. Robił to zresztą zazwyczaj tuż przed ograniczającymi spread rekomendacjami KNF.
< Ustawa antyspreadowa to tylko dodatek. Tak naprawdę podpisując ze mną umowę bank powinien jasno i przejrzyście zapisać zasady naliczania tej opłaty. Zresztą odsyłanie do tabel kursowych banków w regulaminie już zostało uznane przez sądy antymonopolowe za klauzule niedozwolone.
Ile statystyczny kredytobiorca mógł stracić przez źle naliczany spread walutowy? Ile będzie mógł odzyskać?
Dziś trudno to policzyć; to sądy będą musiały zdecydować po jakim kursie będzie spłacany kredyt. Może to być średnia wysokość z tabeli NBP, a może jeszcze inaczej zostanie to obliczone. Teoretycznie możliwe jest całkowite wyeliminowanie przeliczania z franków na złotówki, tylko wzięcie tej pierwotnej kwoty z umowy. Wtedy kredyt stanie się tak naprawdę złotowym.
Część osób twierdzi, że tak się stać nie może. Klient podpisywał bowiem umowę o kredyt waloryzowany, a ponieważ nie zostało zapisane do końca na jakich zasadach, to ustalić będzie to musiał po prostu sąd. Sprawa jest skomplikowana. Wiadomo, że były to klauzule niedozwolone, tylko nie wiadomo, jak teraz policzyć te pieniądze.
Wspomniał pan, że w sumie naliczył u siebie 20 klauzul niedozwolonych i wszystkie zamierza pan zaskarżać? Ile będzie panu musiał oddać *href="http://finanse.wp.pl/isin,PLBRE0000012,notowania-podsumowanie.html">mBankmBank?*
Mogę wymieniać: kwestia ubezpieczenia niskiego wkładu własnego, podwyższone oprocentowanie do czasu wpisu do hipoteki, ubezpieczenia kredytu, które jest zawierane pomiędzy ubezpieczycielem a bankiem, a ja za nie tylko płacę.
W optymistycznym scenariuszu mam do odzyskania nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych. Banki zaboli, jeśli sukces odniosą klienci banku Millennium, którzy chcą anulowania klauzul waloryzacyjnych. Jeśli wygrają, zostaną ze zwykłym kredytem złotowym. Banki odczują to już mocno i zaczną, tak jak my, ponosić konsekwencje, tego co sprzedawały. A o tym, że mają się czego bać, niech świadczy ostatnia wypowiedź prezesa NBP Marka Belki. Na zjeździe bankowców większość jego przemówienia dotyczyła problemów z frankowymi kredytami. To już nie tylko bomba, która wybuchła klientom w momencie kryzysu. Teraz coraz głośniej tyka w samych bankach.
_ Tomasz Żuk prowadzi bloga pozwalembank.pl, na którym opisuje wszystkie kwestie związane z sądowymi protestami klientów walutowych. Z wykształcenia jest prawnikiem, ale nie pracuje w tym zawodzie. Jak sam o sobie mówi, jest szarym Kowalskim z rodziną, dziećmi i kredytem walutowym. _