Starcia przed JSW, policja użyła gazu i armatki wodnej (aktl.)

#
Dochodzą informacja o starciach z policją i dalsze wypowiedzi związkowców
#

09.02.2015 15:25

09.02. Katowice (PAP) - Część spośród setek uczestników manifestacji przed Jastrzębską Spółką Węglową starła się w poniedziałek po południu z policją. Funkcjonariusze użyli m.in. gazu i armatki wodnej. Związkowcy wzywają do rozmów ministra skarbu. Apelują też o to politycy PiS.

Na demonstrację przed budynkiem spółki większość górników przyszła w kaskach. Jak wyjaśniali związkowcy, zrobili to dla odróżnienia się od ewentualnych innych uczestników demonstracji. Przed spółką wybuchały petardy, wyły syreny, płonęły opony i race, unosił się gaz pieprzowy. Zniszczone zostały drzwi do budynku JSW. Górnicy domagali się - głównie niecenzuralnie - odejścia prezesa JSW Jarosława Zagórowskiego.

Część protestujących starła się z chroniącą budynek spółki policją, która użyła m.in. gazu pieprzowego i armatki wodnej. Manifestujący m.in. wyrywali słupki podtrzymujące okoliczne drzewa i rzucali kulkami z łożysk. Skandowali "gestapo, gestapo" i "policja, zostaw górnika".

Związkowcy z Międzyzwiązkowego Komitetu Protestacyjno-Strajkowego mówili na początku demonstracji, że prezes zaprosił ich tego dnia na rozmowy z jego udziałem wiedząc, że to na ich żądanie przez ostatni tydzień trwały negocjacje bez jego udziału. "To już jest po prostu kpina. Stąd już ta determinacja naszych załóg, że to oni przyszli. Oni chcą tu Zagórowskiego, niech wyjdzie, niech próbuje rozmawiać z tymi ludźmi" - wzywał wiceszef Solidarności w JSW Roman Brudziński.

Zapewnił, że na poniedziałkową demonstrację związki zapewniły własne służby, które zapanują, "żeby ten budynek nie został jeszcze dzisiaj spalony".

Brudziński zaznaczył, że od poniedziałku część załóg kopalń ma podejmować protesty głodowe, od wtorku rozpocząć ma się strajk okupacyjny. "Górnicy wiedzą, kto doprowadził tę spółkę do takiego stanu, jaki jest na dzień dzisiejszy. Mają pełen przekaz, wiedzą, że to ci, którzy tutaj zarządzają tą firmą, są za to odpowiedzialni. I dziwi ich, że politycy nie podejmują odpowiednich decyzji" - powiedział wiceszef Solidarności w JSW.

"Czekamy na obecność tutaj właściciela, ministra Karpińskiego, żeby wreszcie pojawił się, bo jeżeli nie zarząd, jeżeli nie rada nadzorcza, to w końcu chyba właściciel, który ma ponad 51 proc. Bo akcjonariusze już do nas pisali..." - wskazał związkowiec.

Brudziński przypomniał, że podpisany w piątek protokół uzgodnień i rozbieżności (będący efektem ubiegłotygodniowych rozmów z udziałem negocjatora Longina Komołowskiego) zakłada wyrzeczenia załogi w postaci 7-10 proc. ich wynagrodzenia.

"Wydaje się to niewystarczające. Dla nas najgorszą rzeczą, jaka przez ten weekend się zdarzyła, to jest to, że na dzień dzisiejszy nikt nie interesuje się, co dzieje się w JSW. Rada nadzorcza nie zajęła się wnioskiem, nie zwołała nadzwyczajnego posiedzenia. Właściciel większościowy milczy i czeka nie wiadomo na co" - mówił Brudziński. "Tu jeżeli nie włączy się właściciel w postaci czy to ministra Kowalczyka, czy ministra Karpińskiego, to ja nie wyobrażam sobie rozwiązania tej sprawy" - dodał.

Wiceprzewodniczący Solidarności w JSW ocenił, że spółka nie ma obecnie perspektyw wzrostu wydobycia. "Gdyby było coś w tym kierunku robione, to i pracownicy chętniej zrzekliby się nawet i większej części swego wynagrodzenia, bo mieliby przed sobą perspektywę, że sytuacja za dwa-trzy lata ustabilizuje się" - ocenił Brudziński.

Rzecznik komitetu protestacyjno-strajkowego Piotr Szereda wskazał, że załogi zgodziły się już na pewne wyrzeczenia, ale pod warunkiem, że "osoba, która do tej pory prowadziła tę spółkę i doprowadziła do sytuacji krytycznej, odejdzie i zaufają innej osobie, zarządowi w innym składzie".

"Dzisiaj dowiadujemy się, że pan prezes Zagórowski nas zaprasza i w mediach proponuje nowe otwarcie, jakby tych negocjacji do tej pory nie było i rzuca nowymi propozycjami, jakich do tej pory nie dawał. W związku z tym nie rozumiemy, dlaczego cztery dni negocjowaliśmy z udziałem mediatora, obserwatorów, traciliśmy czas" - dodał Szereda.

Odnosząc się do podanych wcześniej informacji zarządu JSW, że z każdym dniem strajku w kopalniach rośnie zagrożenie pożarowe, zawałowe, a także niszczeją maszyny rzecznik komitetu zapewnił, że komitet strajkowy wyznacza pracowników do odpowiedniego zabezpieczenia i wentylowania podziemnych wyrobisk.

"Nawet jeżeli jest taka potrzeba, to górnicy wiedzą - jest robiona przecinka, normalny fedrunek, żeby odjechać ze ścianą, żeby usunąć zagrożenia. Nawet jeżeliby załoga miała w jakiej kopalni, w jakiejś ścianie przerwać strajk, żeby ratować, to to zrobi. (...) Dbamy o nasze stanowiska pracy. Jedynie nie dba o nasze miejsca pracy pan prezes Zagórowski" - ocenił Szereda.

Pytani o możliwość utraty - wskutek strajku - dotychczasowych klientów JSW, związkowcy mówili, że górnicy zdają sobie sprawę z sytuacji, także same związki monitorują przez swoje struktury sytuację w koksowniach. "Nie jest jeszcze tak źle" - zdiagnozował w nich sytuację rzecznik strajkujących związków.

Związkowcy przytaczali też błędne - ich zdaniem - decyzje zarządu JSW. Mówili m.in. o "politycznej" decyzji zakupu kopalni Knurów-Szczygłowice od Kompanii Węglowej przy pustej kasie JSW. Opowiadali np. o braku potrzebnych inwestycji w zakłady przeróbcze (rzędu 8 mln zł), co skutkuje koniecznością wożenia dużych ilości węgla między kopalniami transportem samochodowym (co ma kosztować ponad 4 mln zł rocznie) - przy jednoczesnej inwestycji w hotel "Różany gaj" w Gdyni (za ok. 30 mln zł).

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)