Strefa euro: Po co się tam pchać?
To absurd, że Polski nie ma w strefie euro - mówi były premier Estonii Mart Laar. Z drugiej strony - czy warto stać w kolejce po zgniłe jajo?
13.09.2010 | aktual.: 19.02.2014 08:34
To absurd, że Polski nie ma w strefie euro - mówi były premier Estonii Mart Laar. Z drugiej strony - czy warto stać w kolejce po zgniłe jajo?
- W czasie kryzysu najlepiej radzą sobie kraje spoza strefy euro. Po co się tam pchać? Na razie to źródło kłopotów - twierdzi Janusz Lewandowski, komisarz ds. budżetu w Komisji Europejskiej. Przyznaje jednak, że strategiczna linia powinna pozostać bez zmian. Jak przekonuje, Unii Europejskiej grożą głębsze podziały niż kiedykolwiek.
- Zawisło nad nami niebezpieczeństwo, że kraje zaczną się dzielić na "euro" i "non-euro". Kryzys prowadzi do spotkań klubowych za zamkniętymi drzwiami. Grozi nam sytuacja, w której decyzje będą nam tylko komunikowane. To bardzo niewygodna pozycja. Dlatego trzymamy nogę w otwartych drzwiach. Nawet za cenę pomocy i daniny dla krajów w strefie euro, które mają problemy. To daje nam moralną przepustkę do dialogu o przyszłości strefy i całej UE - tłumaczy Janusz Lewandowski.
Z unijnym komisarzem nie zgadza się Marek Belka, były premier, prezes NBP. - Obecnie podziały w UE przebiegają według linii północ-południe. Północ to Niemcy i ich satelity. Takie kraje, jak Austria, Czechy, Słowacja, kraje nadbałtyckie, Skandynawia, Beneluks są gospodarczymi satelitami Niemiec. Z drugiej strony mamy kraje skupione w Klub Med [Club Méditerranée, czyli kraje basenu Morza Śródziemnego - przyp. red.]. W ostatnich latach okazało się, że w strefie euro są kraje, które zupełnie sobie nie radzą. A z drugiej strony kraje spoza strefy, jak np. Czechy, które radzą sobie lepiej od Niemiec - opisuje Marek Belka.
Prezes NBP Marek Belka o polskim członkostwie w strefie euro
Kryzys najmniej boleśnie odczuły te kraje, które musiały przeprowadzać reformy. Problemy mają te, które popełniły grzech zaniechania. Z jednej strony mamy Estoni, która po dużym załamaniu ostro przycięła wydatki, przeprowadziła reformy, a dziś wchodzi do strefy euro. Z drugiej strony Marek Belka podaje przykład Słowenii, która startowała z pozycji lidera w regionie, a teraz przeżywa teraz bardzo głęboki kryzys.
- Co gorsza, nie wydaje się, żeby szybko z niego wyszła. Powód - nigdy się nie reformowali - bo byli za blisko średniej unijnej - twierdzi Belka.
Euro nam nie ucieknie
Nie miejmy złudzeń. Przez ostatnie 20 lat nigdzie nas nie chciano. Jan Krzysztof Bielecki, były premier dziś przewodniczący Rady Gospodarczej przy Prezesie Rady Ministrów, zauważa, że nigdzie nas nie zapraszano. - Owszem, słyszeliśmy miłe słowa, czasem nawet dawano nam pieniądze, ale takiego instytucjonalnego wbudowania w struktury nigdy nie było. Wszystko musieliśmy sobie wydeptać - dodaje.
Były premier podkreśla, że trzeba stawić nogę w drzwi rozpychać się, ale nie za wszelką cenę.
- Musimy mieć świadomość, że my wykonujemy swoją pracę domową. Nie płaczemy, mamy swoją dumę - komentuje problemy niektórych krajów strefy euro Jan Krzysztof Bielecki . Jednocześnie zaznacza, że trzeba rozpychać się dalej.
Premier Estonii Mart Laart zauważa, że patrząc dziś na elitarny klub euro, absurdem jest to, że Polski w niej nie ma.
- Przecież lepiej spełnia kryteria niż wiele krajów będących już w strefie. To musi się zmienić - podkreśla były estoński premier.
Marek Belka nie ma złudzeń. Według prezesa NBP Polska w końcu wejdzie do unii walutowej. - Ja to bym chciał, by koledzy zza Odry przyszli do nas i poprosili nas, byśmy weszli do strefy euro - podsumowuje.
Jan Kaliński, Wirtualna Polska