Szef w pracy może cię zbadać alkomatem. Pracodawca dmuchać każe - pracownik musi

Przepisy dają broń w walce z nietrzeźwymi pracownikami. Pracodawcy mają wreszcie realną możliwość sprawdzenia, czy chwiejący się podwładny nie skonsumował w przerwie poza kanapkami kilku piw albo "piersiówki".

Szef w pracy może cię zbadać alkomatem. Pracodawca dmuchać każe - pracownik musi
Źródło zdjęć: © AFP

15.07.2011 | aktual.: 15.07.2011 10:59

Takie kontrolę są w interesie właścicieli firmy. Dlaczego? Bo za ewentualny wypadek przy pracy odpowie nie tylko nietrzeźwy, ale i ten, który dopuścił, aby "podchmielony" mógł pracować.

Jak było do tej pory? Pracodawca mógł uniemożliwić podjęcie pracy nietrzeźwemu, a na ewentualną kontrolę zgodę musiał wyrazić sam pracownik. Zdarzało się, że w takich sytuacjach nietrzeźwy brał po prostu urlop na żądanie. Jak jest teraz?

- Pracodawca może żądać od pracownika, którego podejrzewa o naruszenie obowiązku zachowania trzeźwości w miejscu pracy badania na zawartość alkoholu w organizmie - informuje Jacek Strzyżewski z Państwowej Inspekcji Pracy w Poznaniu.

Kontrola za pomocą alkomatu może być wykonana w miejscu pracy i nie jest potrzebna do tego policja. Jeśli pracownik podważy wynik, to zawsze można przeprowadzić badanie z krwi. Tylko, że przeprowadzić je można tylko w placówce służby zdrowia.

Co jeśli zatrudniony w ogóle odmówi badania na trzeźwość? Po nowelizacji przepisów jest to równoznaczne z domniemaniem, że spożywał alkohol. A za to może już być pociągnięty przez pracodawcę do odpowiedzialności.

- Tak, mamy alkomat. Nie powiem, że przypadki nietrzeźwych pracowników się nie zdarzały. Byli też tacy, którzy odmawiali badania - przyznaje Michał Wiza, jeden z kierowników budowy w firmie Pekabud-Morasko.

Faktem jest, że to właśnie w budownictwie przypadki nietrzeźwych pracowników są zmorą. Choć jak przyznają nasi rozmówcy, na budowach nie pije się już tak otwarcie jak, kiedyś. Pomimo to kadra kierownicza nadal znajduje pochowane "piersiówki" i butelki po piwie na placach budów. Z kolei przy większych inwestycjach zdarzają się już bramki z ochroniarzami, którzy sprawdzają, co jest wnoszone na plac.

Więcej w papierowym wydaniu "Głosu Wielkopolskiego"

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)