Szefowie rozbierają pracowników. Dla zysku!
Coraz więcej szefów rozbiera pracowników. Wszystko po to, by przyciągnąć klientów i polepszyć kondycję finansową firmy.
07.12.2010 | aktual.: 07.12.2010 16:46
Gdy szef zauważył, że w zakładzie fryzjerskim jest coraz mniej klientów, wykupił reklamę w lokalnej gazecie. A w oknie zakładu umieścił kolorowy neon. Klientów nie przybywało, a wynajmowanie lokalu sporo kosztowało. Gdy do interesu trzeba było już sporo dopłacać, szef musiał uczynić to, co nieuniknione – zwolnić pracowników i zamknąć firmę. Wpadł jednak na pomysł: przyciągnie klientów rozebranymi fryzjerkami. Stwierdził jednak, że nie będzie naciskał na pracownice, jeśli one nie zaaprobują pomysłu. Kobiety, gdy stanęły przed perspektywą bezrobocia, rozebrały się.
Daj się uwieść nożyczkom
- No nie całkiem. Chodziły na wysokich szpilkach, wszystkie miały majtki i staniki, niektóre uszyły sobie takie specjalne fartuszki, widać było co nieco między szelkami. Rozdawaliśmy ulotki z reklamą zakładu w całej Warszawie. Na ulotkach były dość tandetne, ale chwytliwe hasła „rozebrane fryzjerki zapraszają”, „piękne widoki gratis”, „daj się uwieść ich nożyczkom”. Po tygodniu mieliśmy tłumy, przychodziły nawet kobiety. Nie zmuszałem pracownic do rozebrania się. Po prostu musieliśmy zrobić coś takiego, żeby nie zamknąć firmy. Poza tym nie byliśmy pierwszym zakładem, który tak zrobił. Stanęliśmy na nogi i udało się nawet otworzyć drugi zakład, moje podwładne nie muszą się już rozbierać - twierdzi Tomasz Rochmann.
Fryzjerką, która wtedy rozebrała się była m.in. Ania, obecnie prowadzi drugi, firmowy zakład.
- Gdyby ktoś mnie zmuszał, na pewno bym się nie zdecydowała. Ale rzeczywiście nie było innej rady. Śmiałyśmy się, że to szaleństwo. Mój chłopak każdego dnia wystawał pod salonem i patrzył przez okno, czy czasem ktoś mnie nie molestuje. Wstydziłyśmy się pierwszego dnia, potem jakoś poszło. Ostatecznie nie byłyśmy aż tak nagie. Klienci na szczęście nie byli aroganccy. Przychodziły prawdziwe pielgrzymki licealistów. Niektórzy strzygli się kilka razy w tygodniu! Akcja trwała przez miesiąc i tyle wystarczyło, żeby podreperować finanse zakładu. Mimo to krępuję się mówić, że się rozebrałam w pracy. Drugi raz bym tego nie zrobiła – mówi Ania, prosi o niepodawanie nazwiska.
Nie szczędzili pieniędzy na napiwki
Podobny sposób na zarobek zastosowano kilka lat temu w poznańskiej myjni samochodowej. Właściciel, żeby przyciągnąć klientów zatrudnił urodziwe pracownice, które myły auta w kusych spodenkach i w samych biustonoszach. Roznegliżowane pracownice można też spotkać w restauracjach i barach. Prawie nagie kelnerki zapewniają zarobek nie tylko właścicielowi lokalu, ale przede wszystkim sobie. Zadowoleni klienci często nie szczędzą pieniędzy na napiwki.
Podszywają się pod fryzjerki
W Internecie aż roi się od ofert „fryzjerki tylko w figach” albo umów się z nagimi fryzjerkami”. Osoby, kryjące się pod tego typu anonsami nie mają jednak nic wspólnego z fryzjerkami. W taki sposób reklamują się prostytutki, które za udawanie fryzjerek biorą więcej pieniędzy niż zwyczajne panie lekkich obyczajów. Ale jeśli klient chce, to mogą obciąć włosy oraz ogolić zarost brzytwą lub maszynką - przyznała kobieta, która ogłaszała się w jednym z portali ogłoszeniowych.
Wydawać by się mogło, że zarabiają wyłącznie roznegliżowane pracownice. Tymczasem również mężczyźni zrzucają ubranie dla pieniędzy. Nate Wise, który sprząta prywatne mieszkania wyłącznie w samych slipkach, oferuje swe usługi w całych Stanach Zjednoczonych. Jak sam przyznał na antenie telewizji, dzwonią do niego przede wszystkim zamężne, panie w średnim wieku. Wise twierdzi, że jako były pływak i tancerz jest przyzwyczajony do pokazywania ciała, a przy tym dobrze się bawi, no i zarabia więcej niż gdyby sprzątał w ubraniu. Kto chce wynająć rozebranego sprzątacza, musi zapłacić 50 dolarów za godzinę. Ale cena, jak zapowiada Wise, zależy od tego jak brudne jest mieszkanie i ile czasu zabiera jego wyczyszczenie.
Nie przekroczyć granicy
Zdaniem osób zajmujących się rekrutacją, w rozbieraniu się podczas pracy nie ma nic złego, o ile zgadzają się na to pracownicy, i o ile nie zostanie przekroczona granica.
- Wszyscy wiemy, że na nagości dziś się zarabia. Ten sposób praktykuje się nie tylko w zakładach usługowych, ale też w reklamie. Dziś półnagie modelki reklamują już nawet serki topione lub środki przeczyszczające. Pracownicy muszą sami wiedzieć, czy to im pasuje, czy nie upokarza, czy nie jest pornografią. A ta granica jest bardzo delikatna i dla każdego przebiega w innym miejscu. Trzeba też pamiętać, że poprzez epatowanie nagością zarabia się na krótko. Można zarobić w krótkim okresie czasu, a stracić dużo więcej. Poza tym kojarzy mi się to z pójściem na łatwiznę. Gdy widzę "nagą reklamę", zawsze myślę że zabrakło innego pomysłu, by fajnie i skutecznie wypromować produkt - twierdzi Joanna Pogórska, doradca personalny i psycholog społeczny.
Krzysztof Winnicki