Szuflady i kieszenie
Kiedyś wszystko było proste. Firma od aparatów robiła aparaty i nie musiała myśleć o niczym innym. Te czasy już minęły i raczej nie wrócą - oto przemyślana strategia sukcesu w wykonaniu fujifilm.
18.09.2014 | aktual.: 17.12.2014 10:11
Japonii „fuji" to przede wszystkim góra. Najwyższa na całym archipelagu. 3776 m ponad poziomem morza i 35. miejsce na liście szczytów najwyżej wybijających się ponad powierzchnię Ziemi. Fuji jest miejscem świętym, jej nazwa jest trudna do jednoznacznego objaśnienia, ale znaki używane do jej zapisu można tłumaczyć jako „bogactwo" i „szanowana osoba". Gdyby brać pod uwagę jedynie fonetyczne brzmienie, a nie konkretne znaczenie, wtedy „fuji" znaczyłoby coś niepowtarzalnego, umykającego wszelkim porównaniom.
Jednak od dekad „fuji" to przede wszystkim firma od aparatów. Fujifilm istnieje na rynku ponad 80 lat (w styczniu tego roku obchodziła okrągłą rocznicę powstania) i zdążyła na stałe wpisać się w segment fotograficzny. Produkowała filmy fotograficzne, aparaty cyfrowe i analogowe, papier do drukowania zdjęć, produkty do kinematografii, błony rentgenowskie, maszyny poligraficzne. Krótko mówiąc - wszystko, co miało związek z przemysłem foto. Była pierwszą japońską firmą, która opanowała światowy rynek fotograficzny.
W latach 80. XX w. Fuji odnosiła nawet sukcesy w USA. W 1984 r. jako jeden z głównych sponsorów olimpiady w Los Angeles dumnie prezentowała swoje produkty Amerykanom. Zyskiwała szacunek tamtejszych klientów, momentami odsuwając na drugi plan ich rodzimego Kodaka. W połowie lat 90. Kodak składał oficjalną skargę do amerykańskiego departamentu handlu na agresywne i niezgodne z prawem działania Japończyków w Stanach Zjednoczonych.
Po złotych latach przyszły czasy deflacji, stagnacji i zapaści gospodarczej. Japońskie firmy traciły na konkurencyjności. Produkty, które kiedyś jako jedyne miały w portfolio, zaczęli sprzedawać wszyscy. Fuji traciła pozycję i musiała szukać swojego miejsca w szeregu innych producentów branży fotograficznej. Ogromnym szokiem dla Japończyków było wprowadzenie zapisu cyfrowego, ponieważ dotychczasowa produkcja nawet najlepszej jakości filmów do aparatów analogowych przestawała mieć sens. Trudno utrzymać międzynarodowe imperium na produktach, po które sięgnie garstka pasjonatów. Trzeba było wymyślać siebie na nowo.
Zagubieni w czasie
Na szczęście kierownictwo firmy przewidziało, że nowa era nieuchronnie nadejdzie. To dlatego od lat konsekwentnie inwestowało w rozwój technologii ultradźwiękowych oraz rentgenowskich. W efekcie dziś Fuji coraz śmielej szuka swojego miejsca na rynku aparatury medycznej. O tym, że była to słuszna decyzja, świadczą światowe wydarzenia i doświadczenia innych. Na przykład takie: wprowadzenie na rynek iPhone'ów w 2007 r. spowodowało obniżenie cen akcji dwóch gigantów, Canona i Nikona, o połowę.
Wszechobecność urządzeń mobilnych skłoniła Fuji do coraz śmielszego eksperymentowania z technologią tlenku indowo-cynowego, materiału wykorzystywanego praktycznie we wszystkich ekranach dotykowych nowej generacji. Nowe rozwiązania byłyby w stanie zmniejszać koszty produkcji ekranów i sprawiać, by te o większych przekątnych były bardziej opłacalne. Wspominany tlenek (nazywany od angielskiej terminologii ITO) będzie można zastępować halogenkami srebra, których produkcję Fuji ma opanowaną do perfekcji.
Nowe wyzwania? Medycyna
Polem do popisu w nowych czasach jest dla Fuji również rynek przesyłu energii elektrycznej. Japońska giełda JPEX przeznaczona tylko dla tego rynku istnieje od 2003 r. i skupia 59 członków. Ceny na rynku są ponaddwukrotnie wyższe od tych w Stanach Zjednoczonych, ale oscylują mniej więcej wokół polskich stawek. W Japonii po trzęsieniu ziemi w marcu 2011 r. energia jest produktem deficytowym, a konieczność sprowadzania kolejnych dostaw surowców energetycznych powiększa deficyt budżetowy. Giełda energetyczna zyskuje coraz większe znaczenie i być może w niedalekiej przyszłości uda się stworzyć solidny rynek do obrotu nadwyżkami produkowanej energii. Przedsiębiorstwa dysponują ilościami, które są w stanie zaopatrzyć w prąd setki tysięcy gospodarstw domowych. Fuji wie, że warto trzymać rękę na pulsie. Z początkiem 2013 r. firma zdobyła licencję na prowadzenie działalności na JPEX i od tamtej pory sprzedaje nadwyżki z zakładów w Kanagawie i Shizuoce.
Ale to ze względu na kompletnie inną formę działalności oczy świata zwrócone są na Fuji. Firma jest dziś jednym z głównych kandydatów do stworzenia przełomowej szczepionki na wirus Ebola. Konsorcjum z udziałem japońskiego Fujifilm pracuje nad doskonaleniem leku o nazwie Favipiravir wynalezionym przez japońskiego naukowca Yousuke Furutę. Jest spora szansa, że lekarstwo stanie się poważnym kandydatem do powstrzymania epidemii.
Za stworzenie leku odpowiada dokładnie jedna z firm należących do holdingu Fuji, Toyama Chemical. W marcu japońskie Ministerstwo Zdrowia, Pracy i Spraw Społecznych wydało zgodę na jego wykorzystanie. Obecnie w sprawie Favipiraviru trwają rozmowy z amerykańską komisją ds. leków. Nowy środek od Fuji bazuje na innej reakcji chemicznej niż konkurencyjne. W dużym skrócie: wpływa na zahamowanie procesu replikacji wirusów w zainfekowanych komórkach.
Inna nazwa leku to T-705 albo Avigan. Odpowiedzialna za jego stworzenie Toyama została przejęta przez Fuji w 2008 r. Specjaliści od aparatów chcieli wykorzystać rozwiązania z nanotechnologii w produkcji leków. Po kilku latach współpracy udało się przedstawić udoskonalony Favipiravir pod postacią jasnożółtej 200-miligramowej tabletki. Na razie lek funkcjonuje jako przedstawiciel nowej generacji specyfików antygrypowych, ale wiąże się z nim spore nadzieje w procesie walki z ebolą. Wcześniej jednak potrzebne są odpowiednie zgody na przeprowadzenie testów na małpach, a następnie na ludziach. Pośpiech jest wskazany, ponieważ wirus Ebola zabija ponad 55 proc. zarażonych, a podczas epidemii śmiertelność dochodzi do 90 proc.
Klucz do sukcesu
Dzięki informacjom z branży medycznej akcje Fuji na razie rosną. Szef kancelarii japońskiego premiera Yoshihide Suga oświadczył pod koniec sierpnia, że Favipiravir będzie udostępniony w każdej chwili na żądanie Światowej Organizacji Zdrowia. Toyama, a tym samym Fuji, ma wystarczające zapasy środków do podania ponad 20 tys. pacjentom. Jak na razie na świecie jedynie sześciu zakażonym podano konkurencyjny lek ZMapp. Jego zapasy się wyczerpały, tym samym zwiększa to szanse na rozpoczęcie testów na japońskim Favipiravirze. Nadzieją na szybkie wejście na światowy rynek jest dla Fuji współpraca z amerykańskim MediVectorem, który dostał blisko 140 mln wsparcia z amerykańskiego Departamentu Obrony na rozwój nowego leku. Kluczem do sukcesu są wspominane testy.
Prezes na kłopoty
Przejście przez trudne czasy zmiany epoki analogowej na cyfrową firma zawdzięcza swojemu prezesowi Shigetace Komoriemu. W Fuji pracuje już ponad pół wieku, dokładnie od 1963 r. Od 2012 r. jest prezesem, wcześniej zajmował m.in. stanowisko dyrektora generalnego holdingu. To jego zasługą jest strategia przyjęta przez Japończyków. Fuji podeszła do zmian w sposób elastyczny, mało japoński. Fotografia, jeszcze do niedawna główna część biznesu, odpowiada dziś jedynie za 1/5 przychodów firmy.
Dla przykładu wieloletni główny konkurent, amerykański Kodak, obstawał przy utrzymywaniu fotografii jako głównego źródła dochodów i... nie przetrwał.
Shigetaka Komori w wywiadach podkreśla, że Kodak był dla niego wzorem, jedną z najsilniejszych marek, jakie znał. Jednak to Amerykanie pokazali, że nie są w stanie dopasować się do zmieniających się realiów. Fuji uświadomiła sobie już w latach 80., że przyszłość fotografii będzie cyfrowa, i wszystkie działania prowadzono z tego powodu dwutorowo.
Dotychczasowe segmenty miały przynosić jak najwięcej dochodu. Jednocześnie jednak pracowano nad rozbudową firmy na nowych polach, jak medycyna i energia elektryczna. Dzięki temu w ciągu dekady Fuji mogła sobie pozwolić na płynne wyzerowanie dochodów z klisz fotograficznych, które wcześniej stanowiły 60 proc. wszystkich zysków.
Inwestycje na wagę złota
Japończycy podjęli przemyślaną decyzję o wsparciu amerykańskiego Xeroxa, któremu jeszcze na początku XXI w. groziły poważne kłopoty finansowe. Obecnie partnerstwo przynosi dochody.
Shigetaka Komori w pewnym momencie był również uważany za chętnego do przejęcia Olympusa, ale dziennikarskie spekulacje nie były poparte żadnymi komentarzami. Fuji zyskała na rosnącej dywersyfikacji swoich usług, na przemyślanej strategii inwestycji oraz na ciągłym rozwoju możliwości oferowanych przez zmieniający się rynek. Prezes Komori mówi o swojej firmie, że więcej jest w niej kieszeni i szuflad niż u konkurencji. A to oznacza, że z którejś z nich Fuji jest w stanie wyciągnąć kolejne produkty, którymi podbije nowe rynki.