Tak mogą wyglądać wakacje. Spędziłem noc w hotelu i byłem prawie sam
Hotele znów mogą być otwarte, ale pobyt w nich w niczym nie przypomina czasów sprzed epidemii. Przekonałem się o tym na własnej skórze. Musiałem zapomnieć o pogawędkach przy barze czy o szwedzkim stole. Są jednak i plusy. Cisza, spokój - i obsługa miła jak nigdy.
25.05.2020 | aktual.: 25.05.2020 19:14
Zawsze się obawiam parkowania na zatłoczonych parkingach. Wystarczy przecież chwila nieuwagi, by źle stanąć lub, co gorsza, zarysować auto. Gdy pobierałem więc bilet przy szlabanie zielonogórskiego hotelu, jak zwykle poczułem się nieswojo.
Niepotrzebnie. Okazało się, że parking pod jednym z największych hoteli w mieście jest niemal zupełnie pusty. Naliczyłem jeszcze dwa auta obsługi i auto z logo jakiejś firmy - pewnie używane przez jakiegoś przedstawiciela handlowego.
- Mam hotel cały dla siebie? - rzuciłem do recepcjonistki. - Aż tak to nie - odpowiedziała z uśmiechem. Ale dodała, że faktycznie "szału z klientami to nie ma". I poradziła mi, żebym jednak przeparkował auto. Bo parking kosztuje 40 zł za dobę.
Czytaj też: Restauracje i puby po tygodniu od odmrożenia. "Tańsze zamówienia i niższe napiwki"
Tanio nie jest
Nic w tym dziwnego - hotele przecież zwykle doliczają opłaty za parking. Myślałem jednak, że w tak trudnych czasach hotele mają dla klientów jakieś specjalne zniżki lub rabaty. Niestety - nic z tego. Ceny są przynajmniej takie, jak przed epidemią. Nocleg w trzygwiazdkowym hotelu w Zielonej Górze kosztuje 250-270 zł.
Recepcjonistka powitała mnie w przyłbicy. Pierwsze, co zrobiła, to wręczyła mi specjalną kartkę na temat procedur związanych z wirusem. Zanim dostałem kartę wejścia, musiałem jeszcze powiedzieć, o której godzinie zjem śniadanie. Po co? Hotel musi wyliczyć maksymalną liczbę gości w restauracji - w końcu tego wymagają rządowe wytyczne. Nawet więc przy śladowej liczbie klientów hotel musi mieć pewność, że odstępy będą zachowane.
Hotelowe lobby było zupełnie puste. Mógłbym skorzystać z baru i zamówić piwo czy drinka. Ale musiałbym siedzieć przy stoliku samemu. Raz - z powodu rządowych wytycznych. Dwa - hotelowy bar jest zupełnie pusty.
Gdybym się jednak skusił, mógłbym usiąść w ogródku. Nawet tam stoły są ustawione w takiej odległości, aby zachować dystans.
Skoro nici z rozmów w barze, czas rozgościć się w pokoju. Idąc korytarzem, nie byłem pewien, czy kiedykolwiek doświadczyłem w tym miejscu takiej ciszy. W pewnym momencie jednak z któregoś pokoju wyszła sprzątaczka. To jedyna osoba poza recepcjonistką, którą spotkałem tego wieczoru.
Śniadaniowy korek
- Skoro jest tak pusto, to po co są te śniadania na godziny? - zadawałem sobie pytanie rano, gdy schodziłem do restauracji. Okazało się jednak, że w hotelu było kilka osób.
Nie jedli jednak posiłku, ale stali w kolejce. Bo szwedzkie stoły są sprzeczne z rządowymi wytycznymi. Zamiast tego posiłek wydawała recepcjonistka. Każdego pytała, czy podać jajka, kiełbaskę czy może jednak croissanty. I czy do tego kawa, czy może jednak herbata. Klienci nie byli zbyt zdecydowani, więc trochę to trwało.
W hotelu zajęte były pojedyncze pokoje
Przede mną czekał mężczyzna w średnim wieku i dwie kobiety. Musiałem swoje "odstać" - może pięć, może z siedem minut. Sporo - zwłaszcza biorąc pod uwagę, że w hotelu było raptem kilka osób.
Stoliki były oczywiście ustawione w odpowiedniej odległości obok siebie - a siadać było można tylko przy tych, które miały karteczkę "zdezynfekowane". Muszę jednak przyznać, że obsługa starała się wynagrodzić ten niezbyt komfortowy pobyt. Za każdym razem ktoś mnie się pytał, czy w czymś pomóc. A gdy wyjeżdżałem, recepcjonistka zaproponowała darmową kawę na drogę.
Telewizja i internet. Tylko takie rozrywki miał mi do zaoferowania zielonogórski hotel
Czy podróże po hotelach w czasach epidemii mogą być przyjemne? Po moim jednodniowym pobycie muszę stwierdzić, że średnio. Rozrywek zbyt wielu nie ma, a ceny niższe nie są. Chyba rozumiem, czemu ludzie teraz wolą pensjonaty, jak przynajmniej twierdzą eksperci.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.