To był najgorszy rok w historii naszej giełdy

Mijający rok z pewnością na bardzo długo zapisze się w pamięci inwestorów. Bez względu na to, gdzie lokowali swoje pieniądze.

To był najgorszy rok w historii naszej giełdy
Źródło zdjęć: © WP.PL

29.12.2008 | aktual.: 29.12.2008 08:20

Ostatnie 12 miesięcy przyniosło potężne załamanie zarówno na giełdach, jak i w przypadku funduszy inwestycyjnych, gdzie straty sięgały 80-90 proc.

W tym samym czasie dwucyfrowe stopy zwrotu potrafiły dać niedoceniane dotąd obligacje. Rok 2008 przyniósł także niespotykane dotychczas wahania kursów walut. Z kolei banki w jednej chwili potrafiły przejść od rozdawania kredytów na lewo i prawo do totalnego ograniczenia akcji kredytowej, zwłaszcza w walutach obcych. A słowami, które najczęściej pojawiały się w komentarzach w ostatnim roku, były: kryzys, plany pomocowe, recesja. Mało jest dzisiaj ekspertów, którzy odważyliby się przewidywać rozwój wypadków w przyszłym roku.

Pikowanie giełd

Jeszcze pod koniec 2007 roku niektórzy analitycy bagatelizowali problemy, które pojawiły się na rynku kredytów hipotecznych w Stanach Zjednoczonych. Mówili, że nie powinny one mieć większego wpływu na resztę świata.

Bardzo szybko wszyscy przekonali się, że to nieprawda - zamiast spodziewanego "efektu stycznia", gdy zwykle indeksy szybują w górę, na giełdzie mieliśmy bardzo duże spadki. Potem panika narastała, a jej apogeum przyszło 15 września, gdy upadł jeden z największych na świecie banków inwestycyjnych Lehman Brothers. Z nim poszły kolejne, a wiele instytucji finansowych (np. AIG) nie poszło na dno tylko dzięki pomocy rządów. Te wszystkie wydarzenia dołowały indeksy giełdowe na całym świecie w niespotykanym tempie.

_ Pomiędzy 9 października 2007 a 20 listopada 2008 amerykański indeks S&P 500 stracił ponad 50 proc. wartości. To stawia ubiegły rok na trzecim miejscu w rankingu największych sesji spadkowych bez odbicia. Gorsze były tylko lata 1932 i 1938 _ - mówi Emil Szweda, analityk z Open Finance.

Na warszawskiej giełdzie najważniejszy indeks 20 największych spółek WIG20 również zleciał w ciągu roku o ponad 50 proc. W sumie z kieszeni inwestorów w ciągu roku wyparowało ponad 650 mld zł. To zdecydowanie najgorszy wynik w historii naszego parkietu. Najbardziej w mijającym roku ucierpieli inwestorzy, którzy ulokowali swoje oszczędności w spółkach deweloperskich i w papierach banków. Kto przed rokiem zainwestował w akcje Polnordu, dzisiaj ma prawie 80 proc. mniej kapitału. Równie dużo straciły w ciągu roku akcje spółki LC Corp, która z powodu kryzysu na rynku zawiesiła budowę najwyższego budynku w Polsce - Sky Tower we Wrocławiu. Banki notowane na giełdzie w ciągu roku straciły średnio 60-70 proc., głównie w drugiej połowie roku. Można powiedzieć, że obronną ręką wyszedł tylko bank PKO BP. Roczna strata z akcji tego banku przekracza 30 proc. Jednak w ostatnich tygodniach akcje szybko zyskują po informacjach, że PKO BP jest zainteresowany przejęciami na polskim rynku.

Złoty nagle osłabł

Jeszcze w pierwszej połowie mijającego roku Polacy mogli cieszyć się z tego, że taniej pojadą na zagraniczne wakacje czy zrobią zakupy np. w Stanach Zjednoczonych. Zachęcał ich bowiem do tego szybko umacniający się złoty. Pod koniec lipca za dolara trzeba było zapłacić tylko 2 zł, z kolei euro spadło do poziomu 3,20 zł, a frank szwajcarski kosztował zaledwie 1,95 zł. Cena tej ostatniej waluty cieszyła również Polaków, którzy zaciągnęli w niej kredyty hipoteczne. Umocnienie złotego oznaczało bowiem dla nich znaczny spadek rat kredytowych.

Jednak kryzys, a zwłaszcza jego wrześniowa odsłona, bardzo mocno uderzył w polską walutę. Wszystko przez gwałtowne wycofywanie się inwestorów zagranicznych z rynków Europy Środkowo-Wschodniej, które w ich oczach zawsze uchodziły za dość ryzykowne. Takie zachowanie przełożyło się na dramatyczną zmianę kursu złotego, któremu nie pomogła nawet wrześniowa deklaracja Donalda Tuska o wejściu Polski do strefy euro w 2012 roku. Do tego wszystkiego doszły potężne problemy przedsiębiorców, którzy spodziewając się dalszego umocnienia polskiej waluty, zabezpieczali się przed ryzykiem kursowym tzw. opcjami walutowymi. Gdy złoty zaczął spadać, ci ponieśli gigantyczne straty.

Końcówka roku pokazała, że przyjęty przez rząd plan wejścia do Eurolandu na początku 2012 roku zdaje się być nierealny. Polsce w warunkach kryzysu niezwykle trudno będzie bowiem spełnić wymogi stawiane przez UE, a przede wszystkim utrzymać złotego na stabilnym poziomie. Koniec hossy w surowcach

Mniej niż 40 dolarów za baryłkę ropy naftowej? Przed rokiem taka prognoza ceny czarnego złota byłaby traktowana z przymrużeniem oka. Bowiem nikt nie wyobrażał sobie, że cena ropy naftowej w ciągu zaledwie kilku miesięcy będzie w stanie zlecieć o ponad 100 dolarów za baryłkę. I znów takie zachowanie można dzisiaj tłumaczyć jednym słowem: kryzys. W efekcie straty poniosły osoby, które powierzyły pieniądze funduszom inwestującym w surowce.

Jeszcze w pierwszej połowie roku razem z ropą naftową bardzo szybko drożały inne surowce - przede wszystkim produkty rolne i złoto. Wśród inwestorów panowało bowiem przekonanie, że nawet jeżeli gospodarkę USA czekają chudsze czasy, to przecież bardzo duże zapotrzebowanie na surowce wciąż będą odczuwać takie kraje jak Chiny czy Indie. Gdy okazało się, że kryzys jest o wiele poważniejszy, a duże spowolnienie czeka cały świat, ceny surowców zaczęły pikować. To odblokowało konserwatywnym dotychczas bankom centralnym drogę do dużych cięć stóp procentowych. Wcześniej banki centralne (z wyjątkiem amerykańskiego Fed) nie decydowały się na obniżki, głównie ze względu na obawy przed rosnącą inflacją.

Co nas czeka w 2009 roku?

Pocieszające dla inwestorów może być to, że grudzień przyniósł odrobinę uspokojenia na rynkach finansowych, głównie na giełdzie. Na razie nie ma jednak mowy o końcu bessy. Dlatego można się spodziewać, że nowy rok podobnie jak ten poprzedni będzie bardzo, bardzo nerwowy. Z tą różnicą, że uwaga inwestorów już w mniejszym stopniu będzie skupiać się na instytucjach finansowych, ale przede wszystkim na spowalniających gospodarkach całego świata.

Na giełdzie o dużych zyskach trzeba na razie zapomnieć. Największym ryzykiem obarczone będą dalej akcje deweloperów, bo banki ograniczyły im dostęp do kredytów. O tak wielkich zyskach jak do tej pory powinny też zapomnieć same banki. Znaczne ograniczenie akcji kredytowej i kosztowna walka o depozyty nie poprawią zbytnio ich notowań na giełdzie.

Brak zaufania do rynków wschodzących uderzy też w złotego, który może się osłabić jeszcze nawet o 10 proc.

Łukasz Pałka
POLSKA Dziennik Zachodni

gpwnotowaniagiełda
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)