Ucieczka z polskich aktywów

W poniedziałek brak sesji w USA ograniczył aktywność inwestorów, ale nastroje były słabe. Brak działań grupy G7, kolejny, duży spadek PKB w Japonii i słaba piątkowa sesja w USA zmniejszały chęć do kupa na akcji.

17.02.2009 09:12

Indeksy spadały, ale o mniej niż jeden procent. Wydawało się nawet, że indeksy spadną jedynie kosmetycznie, ale w ostatniej godzinie sesji inwestorzy już całkiem rynek „odpuścili”. Jednoprocentowe spadki należy uznać za objaw wyczekiwania na powrót Amerykanów.

Brak graczy amerykańskich sprowadził marazm również na rynek walutowy i surowcowy. Kurs EUR/USD stabilizował się na nieco niższym poziomie niż w piątek, ale oczywiście do wyłamanie z miesięcznego trendu bocznego nie doszło. W handlu elektronicznym spadła nieco cena ropy i miedzi, ale zdrożało złoto. Wszystkie te ruchy nie mają na dzisiaj najmniejszego znaczenia.

W nocy, zupełnie nieoczekiwanie, przez rynki azjatyckie przeszła fala wyprzedaży ściągająca w dół EUR/USD (poniżej 4 tygodniowego wsparcia). Mimo tego od rana mocno drożeją surowce (ropa o kolejne 10 procent). Powodem wyprzedaży akcji i upadku euro jest nie tylko rezygnacja japońskiego ministra finansów. Również, a może przede wszystkim, zaniepokoił rynki raport Moody's Investor Service. Analitycy tej firmy twierdzą, że kraje Europy Wschodniej ( Węgry, Chorwacja, Rumunia, Bułgaria) będą miały olbrzymie problemy, co bardzo zaszkodzi ich sektorowi bankowemu. To z kolei przeniesie się do banków – matek, czyli dużych banków europejskich. Stąd taki upadek euro. Nastroje przeniosły się na kontrakty amerykańskie (mocno rano spadały), ale Amerykanie nie muszą podporządkować się nastrojom z reszty świata.

W Polsce, w poniedziałek złoty ani myślał się umacniać. Wręcz przeciwnie – doszło do kolejnej przeceny. Fatalne dane z Węgier (spadek produkcji przemysłowej w grudniu o 23,3 proc. r/r) połączony z medialnymi informacjami o kłopotach i zadłużeniu Europy środkowej przełożyły się na osłabienie walut regionu, ale najsłabszy znowu był złoty. Waluty Czech i Węgier straciły po około dwa procent, a złoty po 4 do 5 procent. Nie mógł też złotemu pomóc raport NBP o przyjęciu euro. Nie było w nim żadnych rewolucyjnych stwierdzeń, a z pewnością nie takie, o których rynek by nie wiedział. Jednak opinia na temat wejścia do ERM2 („trudno zaleźć argumenty ekonomiczne rekomendujące przystąpienie do tego mechanizmu w obecnych warunkach”) była doskonałym pretekstem wzmacniających siłę graczy chcących osłabienia złotego.Już przed południem kurs EUR/PLN atakował poziom 4,78 PLN, a USD/PLN 3,74 PLN, a po południu kursy rosły nadal. Zakończenie dnia z euro po 4,83, dolarem po 3,79 i frankiem po 3,26 można uznać za finał dnia
panicznej wyprzedaży. Zaczyna to wyglądać tak jakby grający na osłabienie złotego zaczęli się śpieszyć.

Niedawno premier Tusk ostrzegał, że Polska może zacząć wymieniać zaliczki na środki unijne bezpośrednio na rynku walutowym - to byłby rodzaj interwencji, który błyskawicznie wzmocniłby złotego (choć nie wiadomo na jak długo). Być może gracze testują cierpliwość rządu polskiego. Ma to sens, bo pozwala w krótkim czasie zarobić mnóstwo pieniędzy. Obawiam się, że bez użycia tej broni będziemy mogli mówić jedynie o korekcyjnym wzmocnieniu. Potrzebna jest też pomoc NBP. Jeśli nie interwencja to choćby zaprzestanie składania nierozsądnych deklaracji, że nie będzie się interweniowało. Trzeba pamiętać o tym, że szybko słabnący złoty pomaga eksporterom, ale może doprowadzić do naszej wersji kryzysu finansowego (o tym niżej)

GPW w poniedziałek potwierdziła kolejny raz, że jest chyba najsłabszą giełdą na świecie. Reakcją na niewielkie spadki indeksów w Europie była już przed południem prawie 3 procentowa przecena WIG20 (skończyło się spadkiem o 3,8 proc.). Odnotować trzeba, że w tym czasie węgierski BUX tracił tylko jeden procent. Potem jednak i ten ostatni indeks się „posypał”, co (przy spokoju emanującym z rynków rozwiniętych) sygnalizowało, że inwestorzy uciekają z rynków Europy Centralnej. Najgorsze było to, że nie widać było u nas obrony rynku (mały obrót) wydanego całkowicie na pastwę arbitrażystów i graczy na rynku kontraktów.

Najgorzej zachowywały się akcje banków. Przecena tam był naprawdę poważna. Dlaczego? Częściowo ze starego powodu: niechęci do sektora, oczekiwania, że spadek aktywności gospodarczej ograniczy zyski i w końcu obawy o to, że słabnący złoty doprowadzi do lawinowego zwiększenia ilości złych kredytów (nie tylko wśród kredytobiorców hipotecznych, ale i w sektorze przedsiębiorstw). To ostatnie nie dotyczy jednak Pekao SA, który takich kredytów hipotecznych nie udzielał, a jednak kurs tego banku tez gwałtownie spadał. Najlepiej zachowywały się drożejące o ponad 3 procent akcje KGHM (dla eksportera taki upadek złotego to prezent).

Indeks WIG20 bez problemów wyłamał się dołem z kanału trendu bocznego obowiązującym od listopada zeszłego roku. To poważny sygnał sprzedaży, ale niepotwierdzony obrotem. Coraz bardziej wygląda jednak na to, że wyłamanie dołem z trójkąta rzeczywiście zapowiadało spadek w okolice 1.300 pkt.

Komentarz przygotował
Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)