USA/Wzrosty na Wall Street

Piątkowa sesja na nowojorskich giełdach zakończyła się wzrostami najważniejszych indeksów. Dow Jones, S&P 500 i Nasdaq kolejny raz osiągnęły historyczne szczyty. Rynek pozytywnie odebrał zapowiedzi szybkiego przedstawienia przez Donalda Trumpa planu cięć podatkowych, które mają pobudzić gospodarkę do szybszego wzrostu.

11.02.2017 00:10

Na zamknięciu Dow Jones Industial wzrósł o 0,48 proc. do 20 269,37 pkt. S&P 500 zwyżkował o 0,36 proc. do 2.316,10 pkt. Nasdaq Comp. wzrósł o 0,33 proc. do 5.734,13 pkt.

Do wzrostów indeksu DJI najmocniej przyczyniły się notowania Caterpillar. W ujęciu sektorowym najlepiej radziły sobie spółki paliwowe.

W centrum uwagi rynków ciągle znajdują się czwartkowe zapowiedzi Donalda Trumpa w kwestiach polityki fiskalnej. Trump poinformował, że w ciągu 2-3 tygodni przedstawi nowe propozycje kształtu systemu podatkowego. Rzecznik prasowy Białego Domu, Sean Spicer, dodał później, iż będzie to największa reforma podatkowa od 1986 r., która dotknie zarówno przedsiębiorców, jak i indywidualnych podatników.

Rynki czekają na wynik dwudniowych rozmów Donalda Trumpa z premierem Japonii Shinzo Abe, który przyleciał do Waszyngtonu w piątek. Jednym z tematów dyskusji ma być polityka walutowa. W ubiegłym tygodniu Donald Trump oskarżył Japonię i Chiny o celową dewaluację jena i juana. Twierdzeniom tym zaprzeczyli później przedstawiciele japońskiego ministerstwa finansów i banku centralnego.

Jeszcze przed spotkaniem z Trumpem, w trakcie wystąpienia przed amerykańską izbą handlową, Abe podkreślił, że większość japońskich samochodów produkowanych na potrzeby amerykańskiego rynku jest wytwarzanych w Stanach. Dodał, że Japonia nie ma roszczeń z powodu utraty miejsc pracy z tego tytułu, gdyż japońscy przedsiębiorcy i tak odnoszą korzyści.

W przyszłym tygodniu uwaga rynków skupiona będzie na publicznych wystąpieniach prezes Fed Janet Yellen, która dwukrotnie, we wtorek i w środę, wystąpi przed amerykańskim Kongresem. Wcześniej, w sobotę, publicznie głos zabierze wiceprezes Fed Stanley Fischer.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)