Uwaga promocja, czyli jak nie dać się nabrać na wyprzedaże
Sezon na jelenia
Trwają posezonowe wyprzedaże absolutnie wszystkiego: ubrań, kosmetyków, elektroniki, a nawet elementów wystroju wnętrz. Sklepowe witryny kuszą obniżkami.
Podczas zakupowego szaleństwa warto pamiętać o tym, że tego typu okresowe promocje to najczęściej sprytny sposób sprzedawców na pozbycie się towaru, który z jakiegoś powodu nie sprzedał się w sezonie.
Dotyczy to sklepów wszystkich branż, od odzieżowych, które szykują się do wymiany kolekcji na nową porę roku, przez księgarnie, które zmieniają listę TOP10 najpoczytniejszych tytułów, po salony z elektroniką, które muszą zrobić miejsce na półkach na nowsze modele sprzętu.
W tym celu wykorzystywane są rozmaite sztuczki, które mają sprawić, by klient uwierzył, że trafił na prawdziwą okazję. Zaczyna się polowanie na "jelenia".
Żegnamy świąteczny asortyment
"Wyprzedaż", "Wszystko za pół ceny", "Likwidacja kolekcji" - tego typu hasła królują w sklepowych witrynach na przełomie każdego roku.
Nie bez powodu sklepy wprowadzają promocyjne ceny na asortyment obecny już od kilku tygodni na półkach. To najlepszy sposób na upłynnienie towaru, którego nie udało się sprzedać w trakcie przedświątecznej gorączki.
Warto jednak dokładnie przyjrzeć się tego typu promocjom, gdyż często są to symboliczne obniżki, a ceny niewiele różnią się od tych regularnych.
Mały druczek
Najważniejsze to ściągnięcie uwagi konsumenta. Tu sprawdzają się ogromne plakaty z napisem "WYPRZEDAŻ do 50%". Przy czym nie wszyscy klienci w pierwszej chwili zauważą niepozorne, chowające się słówko "do".
W rzeczywistości tylko jedna czy dwie rzeczy mogą być faktycznie przecenione o połowę, a reszta asortymentu o mniej albo zgoła wcale.
Limitowana okazja
Nie tylko ogłoszenie wyprzedaży przyciąga klientów. Sprzedawcy doskonale wiedzą, jak dobrze sprzedaje się ekskluzywność i okazja, która zaraz ma się skończyć. Dlatego karmią nas limitowanymi promocjami, których termin lada moment wygasa.
Ten chwyt równie często stosowany jest w sklepach odzieżowych, co w wielkich hipermarketach. Nie raz jednodniowa promocja cukru potrafiła wywołać prawdziwe bitwy o przeceniony towar. Jeśli do tego dodane zostanie zastrzeżenie, że każdy może kupić "tylko" 10 kg, to efekt murowany.
Dlatego często, by "podkręcić" wyniki promocji i spotęgować wrażenie "wyjątkowej okazji", sprzedawcy wprowadzają ilościowe ograniczenia na zakupy tego typu towary.
Ach te gratisy
Warto zachować czujność, gdy sklep oferuje unikalne okazje w postaci darmowych dodatków przy zakupie. W takich sytuacjach, gdy dajemy się skusić na drugi, trzeci czy dziesiąty produkt gratis, najczęściej kupujemy niezaplanowane lub nawet niepotrzebne towary, których sklep chce się pozbyć.
Zawsze warto dwa razy przemyśleć konieczność zakupu nadprogramowej liczby płynów do mycia podłóg czy jogurtów i koniecznie należy sprawdzić datę ważności. Często dodawanie gratisów, to sposób na "upłynnienie" towaru, którego termin przydatności niebawem się kończy.
To niejedyne sztuczki, jakimi posługują się sprzedawcy. Często klienci są manipulowani w o wiele bardziej wyrafinowany sposób.
Gdzie ta promocja?
Stało się, daliśmy się złapać na chwyty sprzedawców i weszliśmy do sklepu. Pierwszy cel marketingowców można uznać za spełniony. Teraz chodzi o to, byśmy wzięli produkty do ręki i zaczęli się nad nimi zastanawiać.
Za czym chcemy się rozglądać? Oczywiście za okazjami. A gdzie należy ich szukać? Prawdopodobnie leżą niedbale upchnięte w odległych zakamarkach sklepu, tak myśli wielu klientów, a tutaj czai się kolejna sztuczka.
Sprzedawcy znają nasz sposób myślenia i w tym miejscu mogą ułożyć produkty w zupełnie zwyczajnych cenach. Na tej samej zasadzie działają słynne kosze wyprzedażowe w supermarketach, które niekiedy błędnie kojarzą się z targowiskiem, swojskością i niedbałością.
Nie wszystko złoto...
Czasem kierujemy się inną strategią. Zamiast udać się od razu na tyły, skanujemy sklepową wystawę w poszukiwaniu informacji na temat produktów, które faktycznie są przecenione. Zauważamy tabliczkę nad jedną z ekspozycji, bierzemy atrakcyjny produkt, a przy kasie okazuje się, że kosztuje on znacznie więcej niż się spodziewaliśmy.
Zostaliśmy oszukani? Nie, po prostu pod tabliczką przecenione były tylko niektóre produkty, ale te najlepszej jakości akurat nie.
Drożej, żeby mogło być taniej
Kolejnym chwytem jest tak zwana obniżka po podwyżce. Na produkcie naklejona jest nowa, niższa cena i duży, zachęcający rabat.
Procenty policzone są prawidłowo, ale tylko w stosunku do maksymalnej ceny, która wcześniej została... podwyższona.
Gdybyśmy kupili produkt dwa tygodnie wcześniej lub dwa tygodnie później, zapłacilibyśmy cenę zbliżoną do tej „obniżonej”.
Akcja likwidacja
Jeśli niesprzedanego towaru zostało bardzo dużo, sklep może jeszcze wytoczyć ciężkie działa: ogłosić likwidację.
Ta rozchodzi się pocztą pantoflową i wśród klientów zaczyna działać reguła niedostępności: ograniczone zasoby jawią się jako bardziej wartościowe.
Jeśli udało się przewietrzyć magazyny, likwidację można spokojnie odwołać.
Analogicznie działa sprzedaż „ostatniej sztuki z kolekcji”, która pojawia się na wystawie zaraz po tym, gdy poprzedni klient zakupił inną „ostatnią” sztukę.
Czytamy drobny druczek
Wspomnieć należy też o zwykłym czytaniu etykiet. Bardzo prawdopodobne, że taki produkt, jak żywność czy kosmetyki, jest przeceniony z powodu zbliżającej się daty ważności.
Jeśli planujemy taki produkt zużyć przed wskazaną datą – nie dzieje się nic złego. Bądźmy jednak świadomymi konsumentami.
Nie dajmy się też złapać na obniżkę ceny, przy jednoczesnym zmniejszeniu opakowania. Przed tą pułapką też uchroni nas zwykła czujność i sprawdzanie ceny za 1 kg.
Wyprzedaż się nie udała?
Wszystkie chwyty marketingowe sprawdzone, cały wachlarz sztuczek zastosowany i wciąż towar zalega na półkach? Co wówczas? Sklepy różnie pozbywają się nadwyżkowego towaru.
Sporo kontrowersji wywołały upublicznione praktyki niektórych sieci handlowych, które niesprzedane produkty po prostu... utylizowały. Paliły, niszczyły lub prasowały. Na takich praktykach przyłapany został m.in. H&M.
Są również bardziej szlachetne sposoby na pozbycie się zalegających towarów. Tesco, Carrefour czy Auchan współpracują z bankami żywności, którym przekazują nadwyżki żywności czy produkty z krótkim terminem przydatności.