Wolą być bezrobotni niż pracować w bankach
Coraz większe bezrobocie wśród absolwentów wyższych uczelni to nie tylko efekt sytuacji na rynku pracy. Młode pokolenie ma coraz większe wymagania, którym pracodawcy nie potrafią sprostać. - Nawet gdy osoby z tego pokolenia trafiają do firm, często szybko rezygnują z pracy już po dwóch lub trzech miesiącach. Trafiające do banków pokolenie Y niestety odchodzi, mówi: "tutaj jest nudno, nic się nie dzieje" - wyjaśnia Renata Gut, trener i wykładowca Akademii Leona Koźmińskiego.
03.11.2011 | aktual.: 08.11.2011 12:11
*Przeczytaj też: Stoimy przed wielkim przewartościowaniem Nadchodzą trudne czasy - jakie wyzwania przed nami? *
WP: Ponad połowa bezrobotnych, to osoby, które nie ukończyły 35 lat, z czego to wynika? Czy młodym pracownikom brakuje kompetencji? Czy mamy do czynienia z "pokoleniem bezrobocia"?
Ważne są tu dwie tendencje. Po pierwsze, ludzie którzy nie ukończyli 35 lat są w porównaniu do poprzednich pokoleń zdecydowanie lepiej wykształceni. W wielu miejscach pracy tak wysokie kompetencje, jakie spotykane są u pracowników w tym wieku, nie są wymagane. Nie do końca jesteśmy też gotowi znaleźć dla nich odpowiednio dużo miejsc pracy i wykorzystać ich kompetencje. Po drugie, zawody do których trafiają osoby z pokolenia Y, są w ogólnej formule klasyczne, co oznacza, że wymagają bardzo wielu kompetencji umysłów ścisłych. Trzecia ważna rzecz to to, że nie do końca absolwenci mają możliwość kontynuowania swojego kierunku studiów w dalszej pracy. Trafia się coraz więcej osób, które pracują zupełnie nie po linii wykształcenia.
WP: Kogo zalicza się w Polsce do pokolenia Y?
Antropolodzy amerykańscy robili badania, aby określić liczebność osób z dominacją prawej i lewej półkuli mózgu oraz z tzw. mózgiem bez dominacji. 30 lat temu zauważono tendencję wzrostu liczby osób z dominującą prawą półkulą. Dominacja oznacza w tym przypadku szybszą pracę danej półkuli z informacją, a szczególnie w dwóch sytuacjach życiowych - wtedy gdy wkracza w sytuacje nowe i wtedy gdy osoba działa w stresie. Pokolenie, które badano wcześniej nazywano pokoleniem X, gdy pojawiły się różnice, nowemu pokoleniu nadano nazwę Y. W Polsce do tego pokolenia zalicza się osoby urodzone po 1985 - 1986 roku.
WP: Jakie cechy wyróżniają osoby z dominacją jednej z półkul?
W 1981 roku Roger Sperry dostał nagrodę Nobla za określenie czegoś, co nazywamy specyfikacją pracy lewej i prawej półkuli. Mówiąc kolokwialnie, określił w jaki sposób, lewa i prawa półkula pracuje z informacją. Fascynujące jest to, że wszystko ułożone jest w pary - gdy półkula lewa jest analityczna, prawa zajmuje się syntezą, jeżeli lewa pracuje liniowo, prawa pracuje wielowątkowo, jeżeli lewa jest półkulą, dla której ważny jest czas, prawa lubi pracować ponadczasowo, bez presji, lewa lubi procedury, konkrety, fakty, daty, liczby, prawa pracuje obrazami, jest emocjonalna, intuicyjna. Kiedyś w Polsce pisano, że prawa półkula odpowiada za kreatywność i tak to się niestety utarło.
Wyjątkowo fatalne wyniki z egzaminów, zarówno gimnazjalnych jak i maturalnych, z przedmiotów ścisłych pokazały, że naprawdę coś jest nie tak. Młodzież jednak inna nie będzie, więc trzymałabym się tendencji, że to my, w postaci tzw. świata dorosłego, zastanawiającego się jak pomóc, czy jak warto wykorzystać ten potencjał, powinniśmy oprzeć się na wiedzy i jak najszybciej dopasować Kreatywne są obie półkule, ale każda w nieco inny sposób. Lewa będzie kreatywnie rozwiązywać zadania z matematyki, a prawa będzie kreatywnie rzeźbić. Stąd kolokwialnie mówi się, że lewe półkule, to umysły ścisłe, analityczne, konkretne i precyzyjne, po polsku mówi się "jasno, krótko i na temat", a prawe to te artystyczne, humanistyczne, wielowątkowe, niestety czasami uznawane za chaotyczne, spontaniczne, ale też twórcze, to właśnie one przeważają w pokoleniu Y.
WP: Czym pracownicy z młodego pokolenia różnią się od starszych kolegów i koleżanek na rynku pracy?
To pokolenie jest szybkie, dynamiczne, energiczne, wielowątkowe, wszechstronne, bardzo lubi pracę w zespołach i wymianę doświadczeń. Nie do końca jest gotowe na uczestnictwo w tzw. wyścigu szczurów. Bezrobocie nie musi wynikać tylko z braku możliwości znalezienia pracy. Można powiedzieć, że nawet gdy osoby z tego pokolenia trafiają do firm, często szybko rezygnują z pracy, już po dwóch lub trzech miesiącach. Mówią sobie: "to nie jest to czego szukam, ludzie nie lubią tu pracować zespołowo, chciałbym uczestniczyć w wielu projektach, nie widzę tu perspektyw po tym, co zobaczyłem w krótkim czasie, nie mam tu czego szukać". Z jednej strony nie do końca są przekonani, jakie są ich mocne strony i nie do końca wiedzą, czego chcą, z drugiej strony są mniej cierpliwi, nie chcą czekać na efekty.
Pokolenie wcześniejsze, nazywane w tej teorii pokoleniem X, czyli osoby urodzone przed 1986 rokiem, całkiem nieźle trzyma się swoich miejsc pracy. Są to menedżerowie z dobrym wykształceniem, którzy niechętnie wpuszczają do swoich zespołów osoby młode, bez doświadczenia, ale z większymi kompetencjami. Proszę sobie wyobrazić dyrektora, który pracuje od 20 lat, ale nie do końca jest kompetentny w elektronicznym obsługiwaniu firmy, nie do końca zna angielski i zatrudnia pracownika w wieku 28 lub 29 lat, znającego cztery języki, który jest świetny, mobilny i właściwie może robić wszystko. Postrzega się tę sytuację tak, że nie jesteśmy przychylni młodym ludziom, którzy szanują swoje wartości, ale też szukają równowagi między życiem prywatnym i zawodowym.
WP: Mówi pani, że rynek pracy wymaga więcej osób "ze ścisłym sposobem myślenia", czy powodem takiej sytuacji może być to, że studenci w przeszłości wybierali częściej kierunki humanistyczne? Uczelnie odpowiadając na zainteresowanie samych studentów, otworzyły wiele takich kierunków i przyjmowały na nie coraz więcej osób. Teraz okazuje się, że profil rynku pracy zupełnie nie pasuje do profilu uczelni. Ktoś, kto nie zaczął studiować fizyki mimo, że na tym kierunku były wolne miejsca może teraz żałować?
Polska szkoła latami preferowała i budowała bardzo wysokie poczucie własnej wartości szczególnie w osobach, u których dominuje lewa półkula mózgu. Zawsze preferowane były osoby, które świetnie liczyły, tzw. umysły ścisłe, matematyczne. W tej chwili mamy do czynienia z dwoma zjawiskami. Po pierwsze mamy szkoły, które zaczęły narzekać na młodzież, że jest inna, że stare metody na nią nie działają, że nauczyciele uczą tak samo, ale nauczanie przestało być efektywne. Wyjątkowo fatalne wyniki z egzaminów, zarówno gimnazjalnych jak i maturalnych, z przedmiotów ścisłych pokazały, że naprawdę coś jest nie tak. Młodzież jednak inna nie będzie, więc trzymałabym się tendencji, że to my, w postaci tzw. świata dorosłego, zastanawiającego się jak pomóc, czy jak warto wykorzystać ten potencjał, powinniśmy oprzeć się na wiedzy i jak najszybciej dopasować.
Po drugie, rzeczywiście otwierano bardzo dużo kierunków humanistycznych i nie bez powodu, ponieważ liczba osób, która chętnie szła na te kierunki była i jest bardzo duża. Mam zajęcia ze studentami na tych kierunkach i widzę, że one są pełne. Ale to też świadczy o preferencjach. Inna ciekawa rzecz, to to, że wiele projektów unijnych w Polsce, dedykowanych dla umysłów ścisłych nie poradziło sobie, a miały przygotować do studiowania na politechnikach i wszystkich kierunkach wymagających tej twardej logiki myślenia. Kierunki były bardzo perspektywiczne, jak logistyka, telekomunikacja i wszystkie związane z transferem danych, organizacją w czasie i przestrzeni wielowątkowego świata, w którym żyjemy. To się nie udało, nie udało się nawet zrobić naboru, gdy już znajdowały się pieniądze, nie udawało się zebrać kompletu grup, które chciałyby się w tych kierunkach kształcić. Teraz widać to bardzo mocno na politechnikach, wszystkie dodatkowe kursy, przygotowania, aby wabić i kusić przyszłych studentów, niewiele dają.
Naprawdę coś się zmieniło i trzeba to uwzględnić. Gdybyśmy chcieli rokować, jakie będą zawody przyszłości, to tzw. kierunki ścisłe i techniczne również są na tej liście. Będą to zarówno zawody, które kreują pracę zespołową, ale także te, które będą zarządzały tą wielowątkową przestrzenią. Czyli tak jak pan powiedział, jeśli ktoś nie poszedł na fizykę, chociaż było tam miejsce, teraz miałby pracę, jest to bardzo prawdopodobne. Powiedziałabym nawet więcej, szukamy tych osób, które sprowadzą samolot na ziemię, wybudują most, który się nie zawali. Słowo "równowaga" byłoby tu najbardziej adekwatne.
WP: Co w takim razie należałoby zmienić, aby tę równowagę zachować?
Z przykrością muszę powiedzieć, że nauczyciele niewiele wiedzą o tej tendencji. To nie jest zjawisko świeże, w świecie jest ono mocno eksponowane już od 10-20 lat. Są już na świecie miejsca, które próbują się do niego przystosować. Natomiast my ciągle odkrywamy, że coś nie gra, zamiast zajmować się adaptacją. Na rynku pracy jedni i drudzy są poszukiwani, ale na przykład w bankowości, gdzie życie w procedurach, pewnych kolejach rzeczy, procesach, szczegółach, faktach i precyzji jest ważne, trafiające do banku pokolenie Y niestety odchodzi, mówi: "tutaj jest nudno, nic się nie dzieje, to tylko pozornie praca zespołowa". Obserwujemy te zjawiska zarówno od strony osób, które prowadzą rekrutację, jak i osób, które zarządzają. Przypomnę, że te klasyczne, bardzo wymagające cechy menedżera, czyli określanie celów, planowanie, zarządzanie, delegowanie, egzekucja, kontroling, wbrew pozorom nie do końca są obsługiwane przez osoby z tego pokolenia, ponieważ są młode, albo nie do końca te kompetencje mają, albo uważają
je za nudne. WP: Jak kształtować zainteresowanie przedmiotami ścisłymi, skoro dotychczasowe metody zawodzą? W jakim wieku takie zainteresowania się kształtują?
Dotknął pan sedna sprawy. W Polsce wydano już wstępne rozporządzenia, które mają kierować do szkół intencje tzw. diagnozy predyspozycji i talentów. Pierwsze tendencje można obserwować na poziomie IV-V klasy szkoły podstawowej, kiedy po tzw. nauczaniu zintegrowanym zaczyna się podział na przedmioty. Tam możemy zauważyć pierwsze tendencje, dziecko preferuje już określony styl myślenia, działania, określone strategie uczenia się, ponieważ te tendencje są widoczne również w czasie zabawy. Pytanie, kto je obserwuje pod tym kątem? Na pewno bardzo niewiele szkół w Polsce potrafi rozpoznawać te cechy już na tym etapie. Jeżeli już dzieci trafiają do gimnazjum, to zdecydowanie jest to moment, w którym warto byłoby im doradzić i powiedzieć im po diagnozie, skąd się bierze to, że w niektórych przedmiotach idzie im łatwiej, że są skuteczniejsze, a dlaczego w innych nie. Działamy w starym schemacie "pokaż mi czego nie umiesz, a ja cię na pewno tego nauczę i zobaczysz, że dam radę bez względu na koszty". Tak wygląda
edukacja polska, która zawsze bazowała raczej na mocnych stronach nauczycieli, ale słabych stronach uczniów. To jest problem, ponieważ gdybyśmy więcej energii poświęcali na rozwój mocnych stron, oczywiście nie traktując tego jako alibi, ale jako trening dla mózgu, to ta równowaga byłaby łatwiejsza. To także kwestia metod, proszę zauważyć, że ciężko nauczyć matematyki "prawopółkulowego" ucznia starymi metodami. Są już w Polsce takie projekty, które budują umiejętność przekładania wiedzy matematycznej, ścisłej, logicznej, na techniki formy prawopółkulowej i to daje bardzo dobre rezultaty. Rzeczywiście dobrym kierunkiem jest rozpoznanie i diagnostyka, im wcześniej, tym lepiej. Proszę zauważyć, że moment trafienia do liceum już może być profilowany, warto by było trafić na swoją zieloną ścieżkę, czyli coś co lubię i co mi wychodzi.
Tak samo jest z wyborem przedmiotów na maturze, a studia, to już ostatni dzwonek. Dlatego studenci z pokolenia Y zmieniają kierunki, rezygnują po roku, moje pokolenie tego nie robiło. Siedzieliśmy pokornie na różnych nudnych lekcjach i przedmiotach na studiach, ponieważ wartością była nobilitacja, jaką był dyplom. Teraz dyplom można zrobić właściwie zawsze, skończyło się to ograniczenie, że wstydem jest zrobienie magisterki w wieku 35 lat.
WP: Brzmi to nieco przerażająco, bo okazuje się, że mamy kilkaset tysięcy, może nawet kilka milionów osób, których wykształcenie nie jest dostosowane do rynku pracy, być może powinny wybrać inną ścieżkę edukacji już w bardzo młodym wieku, teraz skończyły studia i często nie wiedzą, co ze sobą zrobić. Okazuje się, że być może osoby te są skazane na pracę, która nie będzie dawała im satysfakcji, bo przez złe decyzje nie wyspecjalizowały się odpowiednio. Czy z tego powodu część młodego pokolenia przegrała już na starcie?
To pokolenie jest wymagające w stosunku do otoczenia. Proszę zauważyć, że wiedza nie jest w tej chwili jedynym i niepodważalnym atutem szkoły czy studiów. To nie jest tak, że idziemy na studia po wiedzę, ponieważ w pewnym sensie widać, że pokolenie to szuka autorytetów, mistrzów, kogoś, kto pozwoli im w tym gąszczu informacji, często sprzecznych, znaleźć coś, co jest wartościowe, dobre, prawdziwe i może być drogowskazem mówiącym, co warto robić w tej sytuacji. Wydaje mi się, że to nie jest tak, ponieważ największym atutem jest energia, chęć, działanie, są to osoby wybitne. Trzeba powiedzieć też, jak w tej grupie czują się "lewe półkule", które często nie są akceptowane. Wcześniej były oceniane jako osoby ambitne i "kujońskie", ale przynajmniej znalazły wtedy praktykę gdzieś w pracy i robiły wybitne kariery. Teraz są trochę outsiderami, ponieważ są inne niż większość grupy. Z pozycji wiedzy o człowieku, każdy ma talenty, mocne strony i każdy może znaleźć dla siebie miejsce. Byłoby bardzo dobrze nie szukać
długo. Należy zadać sobie pytanie, jak przygotować rynek pracy do tego, żeby rozumiał zjawisko.
WP: Czy ambicja jest przeszkodą na rynku pracy, czy może być tak, że młode pokolenie wymaga zbyt wiele i dlatego bezrobocie w tej grupie wiekowej rośnie?
Ambicja nigdy nie jest przeszkodą na rynku pracy, natomiast bardzo często osoby, które mają dobre wykształcenie i są bardzo dobrze zorientowane, natomiast nie mają doświadczeń, są postrzegane przez to pokolenie X jako zawyżające poczucie własnej wartości, może trochę aroganckie, wymagające, narcystyczne. Ważną cechą pokolenia Y jest to, że pyta o sens, mówią: "proszę mi powiedzieć, czy to co będę robił ma sens dla tej organizacji", chcą dostrzegać ten sens w szerszej perspektywie. Dlatego bardzo trudno umiejscowić ich w korporacjach, ponieważ wykonywanie określonej czynności wymaga wykonania jej dobrze niekoniecznie ze znajomością wizji całości. Ambicja nigdy nie była i nie jest zagrożeniem na rynku pracy, natomiast być może warto zastanowić się, czego my powinniśmy się nauczyć, aby spełnić ich oczekiwania, wbrew pozorom niewygórowane. To, że ktoś chce pracować w swojej "zielonej przestrzeni", gdzie może się rozwijać i gdzie może doskonalić swój potencjał, to raczej korzyść, tylko powinniśmy potraktować to
jako wartość, a nie jako zagrożenie.
WP: Dwie trzecie bezrobotnych z wyższym wykształceniem to kobiety. Z czego może to wynikać?
Rzeczywiście zaburzyła się równowaga między kobietami, a mężczyznami na rynku pracy. Odnoszę wrażenie, że na rynku pracy jest więcej miejsca dla mężczyzn, którzy nawet mając studia, mogą wykonywać bardzo wiele prac nie związanych z wyższym wykształceniem. Takich miejsc, gdzie mężczyźni mogą : budować, malować, naprawiać, remontować jest więcej dla nich, niż dla kobiet. To pozwala im podjąć pracę, bez względu na rodzaj i kierunek wykształcenia. Kobiety lubią pracować w zgodzie ze zdobytym zawodem, lecz często nie ma dla nich właściwych miejsc pracy.One rzadziej decydują się na pracę „poza zawodem”. W przypadku kobiet, nie tworzy się tak wielu stanowisk pracy, z punktu widzenia lokalnej społeczności powszechnie znanych i cenionych: np. opiekunki do dzieci, związanych z opieką nad ludźmi starszymi oraz z pomaganiem i wspieraniem.
WP: Mimo problemów młodego pokolenia na rynku pracy - bezrobocia, niskich zarobków, pracy poniżej kwalifikacji i tzw. "umów śmieciowych", w Polsce nie dochodzi do protestów takich jak na Zachodzie, na marsz "oburzonych" przyszło w Warszawie ok. 250 osób. Dlaczego młodzi Polacy nie chcą się "oburzać"? Czy wynika to z naszych indywidualnych mentalnych cech, których nie posiada młodzież z Zachodu?
Zjawisko jest bardzo złożone, natomiast z własnych obserwacji, mogłabym powiedzieć, że żyjemy w kulturze, która ma bardzo ciekawe podejście do osobistego zdania dzieci na różny temat - "dzieci i ryby głosu nie mają". Jest tak, że gdybyśmy z nimi rozmawiali, pytali ich, to dużo wcześniej dowiadywalibyśmy się czego chcą. Żyjemy w kraju spełniania oczekiwań rodziców. Myślę, że to przełomowe pokolenie pokaże, że nawet, gdybyśmy bardzo starali się spełnić oczekiwania rodziców, to się nie uda, ale być może uda się je przekroczyć, tylko w zupełnie innych obszarach. Wydaje mi się, że jeszcze trochę za wcześnie na bunt, młodzież oszczędza energię. Warto wydawać energię na bunty, wierząc głęboko, że to ma sens. Myślę, że nie mamy tego nawyku, że słowa mówione głośno mają znaczenie. Natomiast wiele pokoleń pokazało, że siła tkwi w zespole, w pewnej tożsamości pokolenia.
Wewnątrz młodego pokolenia pojawiło się bardzo wiele grup, które reprezentują swoje interesy. Czyli modnie jest nie mieć, ani telefonu, ani laptopa, ani telewizora i chronić się przed nadmiarem informacji mówiąc: "nie dam się zaprząc do tego wyścigu", ale również modnie jest mieć wszystko, co jest z apple'a. Modnie jest zdrowo jeść, ale także nie jeść. Kiedyś to było prostsze, można było ustawić się w grupie, która szła w jednym kierunku i ta siła była większa. Teraz grup jest wiele, najpierw trzeba zdecydować się do której się należy, udowodnić sobie samemu, że to ma sens, być na kontrze domu rodzinnego, bo myśli inaczej, do tego znaleźć pomysł, do czego to służy i jaki ma być rezultat tego buntu. Panuje dość duży chaos i być może to jest jedna z przyczyn.
WP: Co należałoby zrobić, aby zmienić sytuację młodego pokolenia, aby ludzie, którzy czują się zagubieni na rynku pracy lub szukają odpowiedniej ścieżki, mogli ją znaleźć i rozwijać swoje umiejętności?
Najlepiej byłoby, gdyby każdy na swojej przestrzeni, ze swoimi najbliższymi zaopiekował się najlepiej jak potrafi relacjami, bo to pomoże w nawiązaniu dialogu. Jedna z najważniejszych rzeczy dla pokolenia X, to zdobyć wiedzę na temat: z czego wynika obecna sytuacja, czyli nie krytykować się, nie oceniać się, nie czekać aż zjawisko „samo przejdzie”, ale dowiedzieć się, jakie są przyczyny co w tej sytuacji można zrobić? Po drugie adaptacja zjawiska oznacza, że należy poszukać rozwiązań. To w pewnym sensie dotyczy zmiany nawyków w wielu obszarach działania - w domach, szkołach, na uczelniach, w środowiskach zawodowych, gdzie przyjęcie wspólnych wartości dla obu pokoleń miałoby, moim zdaniem, głęboki sens. Największym zagrożeniem jest walka pokoleniowa, a największą szansą dialog. Gdy rozmawiamy z młodymi ludźmi okazuje się, że są bardzo otwarci na to, żeby znaleźć porozumienie. Jest taka koncepcja : jak zagrożenie przełożyć na szansę? Ona się sprawdzi pod warunkiem, że potraktujemy ją poważnie, czyli ważna jest
diagnostyka i określenie cech charakterystycznych na różnych obszarach: szkoła, dom, rodzina, przyjmowanie do pracy, kariera, życie, zdrowie, warunki, perspektywa, przyszłość. Takie poznanie zjawiska, pokazałoby z pewnością, że warto znaleźć wspólne wartości, które doprowadzą do porozumienia. Jedną z najważniejszych wartości jest przecież przeżycie, bo to dla gatunku jest kluczowe, ale też komunikacja - wymiana informacji i czerpanie z wzajemnych doświadczeń. Pokolenie Y ma wybitny, wysoki poziom energii, ciekawe pomysły i determinację. Oni naprawdę chcą działać i współpracować, ale… chcieliby mieć też wpływ na wiele rzeczy. Zrobienie przestrzeni do współpracy byłoby moim zdaniem najlepszym rozwiązaniem, bo jest to ogromna szansa, dla obu pokoleń. Lepiej łączyć niż dzielić, lepiej współpracować niż działać osobno, lepiej mieć wspólne cele i koncentrować energię, niż ją rozpraszać.
Rozmawiał Marcin Bartnicki, Wirtualna Polska
_ Renata Gut - wykładowca Akademii Leona Koźmińskiego, coach, trener, konsultant. Współwłaścicielka Instytutu Talentów "Flashpoint" w Polsce. Współautorka książki "Zarządzanie sobą". _
Renata Gut weźmie udział w VI Kongresie Obywatelskim, który odbędzie się 5 listopada w Politechnice Warszawskiej. Szczegółowy program i rejestracja on-line dla osób chcących wziąć udział w dyskusji na stronie Polskiego Forum Obywatelskiego - www.pfo.net.pl.