Wszedł na pomnik smoleński i groził, że się wysadzi. Mężczyzna otrzymał policyjny dozór

Krzysztof B., mężczyzna, który w sobotę wszedł na pomnik smoleński, usłyszał zarzut i został objęty policyjnym dozorem. Śledczy potwierdzili, że mężczyzna nie miał przy sobie żadnego ładunku wybuchowego.

W sobotę rano na Pomnik Ofiar Tragedii Katastrofy Smoleńskiej na Placu Piłsudskiego w Warszawie wszedł niezidentyfikowany mężczyzna
W sobotę rano na Pomnik Ofiar Tragedii Katastrofy Smoleńskiej na Placu Piłsudskiego w Warszawie wszedł niezidentyfikowany mężczyzna
Źródło zdjęć: © East News | Piotr Molecki

16.10.2023 | aktual.: 16.10.2023 16:01

W sobotę około godz. 10.00 na pomnik smoleński, na pl. Piłsudskiego w Warszawie, wszedł mężczyzna, który zagroził, że się wysadzi. Wszedł na sama górę pomnika, twarz miał zasłoniętą czarną chustąm a między nogami sporą torbę. Policja zadecydowała o zamknięciu placu i ulic przyległych.

Na miejscu działali policyjni negocjatorzy i kontrterroryści, w sumie zaangażowanych było kilkuset funkcjonariuszy. Po rozmowie z negocjatorem, mężczyzna zszedł z pomnika, został obezwładniony i zatrzymany. Trafił do wydziału do walki z terrorem kryminalnym i zabójstw.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

"Krzysztof B. w poniedziałek został przekazany do dyspozycji prokuratury, gdzie usłyszał zarzut stworzenia sytuacji, mającej wywołać przekonanie o istnieniu zagrożenia dla życia lub zdrowia wielu osób. W efekcie wywołanie czynności policji, wiedząc, że takie zagrożenie nie istnieje oraz zmuszenia groźbą interweniujących funkcjonariuszy policji do określonego zachowania" - poinformował prok. Banna.

Zaznaczył, że w toku śledztwa ustalono, iż mężczyzna w sobotę nie posługiwał się urządzaniem wybuchowym, ani innym niebezpiecznym narzędziem. "Mężczyzna w dniu dzisiejszym złożył wyjaśniania w Prokuraturze. Z uwagi na konieczność zapewnienia prawidłowego toku postępowania, Prokurator zostawiał wobec niego środki zapobiegawcze w postaci dozoru policji z obowiązkiem stawiennictwa w wyznaczonej jednostce policji" - dodał.

Wyjaśnił, że za czyn ten grozi mu kara od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności. Jak dowiedziała się PAP, mężczyzna stojąc na pomniku nie miał żadnych postulatów oprócz tego, że chciał jedynie dostać mikrofon i głośnik. W reklamówce miał kilka kabli i zapalnik, który po sprawdzeniu pirotechnicznym okazały się atrapą.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)