Wyprzedane technicznie rynki mocno odbijają
Niewiele można powiedzieć o tym, co działo się w poniedziałek na rynkach amerykańskich. Jednym z najważniejszych czynników pomagających bykom był duży spadek stawek na rynku międzybankowych (LIBOR na 3 miesiąca na dolara spadł gwałtownie), co sygnalizowało, że na tym rynku zaufanie rośnie dużo szybciej niż w zeszłym tygodniu.
21.10.2008 08:34
Niewiele można powiedzieć o tym, co działo się w poniedziałek na rynkach amerykańskich. Jednym z najważniejszych czynników pomagających bykom był duży spadek stawek na rynku międzybankowych (LIBOR na 3 miesiąca na dolara spadł gwałtownie), co sygnalizowało, że na tym rynku zaufanie rośnie dużo szybciej niż w zeszłym tygodniu. Wzrost zaufania na rynku międzybankowym zwiększa prawdopodobieństwo unormowania sytuacji, a to musiało pomagać posiadaczom akcji.
Pojawił się też (przed Komisją Budżetową Izby Reprezentantów) Ben Bernanke, szef Fed. Jego wypowiedzi mogły być wykorzystane zarówno przez obóz byków jak i niedźwiedzi. W komentarzach podkreśla się, że nie chciał wypowiadać się na temat recesji twierdząc, że jest to jedynie techniczne określenie spowolnienia. Powiedział za to, że „gospodarka prawdopodobnie będzie słaba przez kilka kwartałów, co przyniesie poważne konsekwencje. Ostrzegł też, że spowolnienie może się przedłużyć. To z pewnością mogło pomóc niedźwiedziom, ale w tym samym zdaniu znalazł się apel do Kongresu o przyjęcie pakietu bodźców, które pomogą gospodarce (czysto keynesowskie rozwiązanie – słuszny kierunek). To z kolei oczywiście pomogło bykom.
Rynek akcji zachował się racjonalnie. Weekend przyniósł wreszcie dobre informacje, więc po piątkowym spadku już był powód do kupna przecenionych akcji. Poza tym Halliburton w swoim raporcie kwartalnym pokazał stratę, ale wyniki (po odjęciu pewnych czynników) były lepsze od oczekiwań analityków (to tzw. stały fragment gry – prognozujemy tak nisko, żeby raport okazał się lepszy), co podnosiło cenę akcji o prawie 10 procent. Drożały również akcje w sektorze paliwowym (np. Exxon i Chevron). Pomagał im wzrost ceny ropy i rekomendacja analityków z Oppenheimer. Generalnie widać było po prostu chęć kupna przecenionych akcji i żadna zapowiedź recesji, czy długiego spowolnienia nie mogła byków zatrzymać.
Najważniejsze w tej sesji było to, że co prawda widać było nadal zmienność, ale była ona o wiele mniejsza niż w poprzednich tygodniach. Rynek się uspokaja, co dobrze rokuje na przyszłość. Jednak na razie te wzrosty (mimo, że duże) jeszcze o niczym nie świadczą. Znaczny spadek wolumenu przy tak dużym wzroście indeksów jest bardzo dla byków niekorzystny. Indeksy stoją teraz przed bardzo poważną próbą. Jest to test poziomu przez indeks S&P 500 poziomu 1004 pkt. Jeśli zostanie ono wyraźnie przekroczony to powstanie formacja podwójnego dna zapowiadająca zmianą trendu na wzrostowy i wzrost indeksu przynajmniej do 1.100 pkt.
GPW rozpoczęła poniedziałkową sesję od wzrostu indeksów, ale prawie natychmiast podaż przystąpiła do dzieła i bardzo szybko WIG20 zabarwił się na czerwono. Trwało to bardzo krótko – wyglądało to tak jakby niedźwiedzie rzuciły do boju ostatnie oddziały. Od tego spazmu podaży indeksy szybko rosły. Najmocniejszy był sektor surowcowy i bankowy (klasyczne korekty). Niezwykle słabo zachowywał się nadal Pekao SA gnębiony kolejnym niemądrymi pogłoskami. Potem doszedł do tego również PKO BP, co coraz bardziej uprawdopodobnia tezę (propagowaną przez „Parkiet”) mówiącą o grze zagranicy na spadek akcji tych banków.
Jedynym plusem w tym okresie było to, że u nas indeksy rosły, mimo że na Węgrzech BUX nadal tracił. Jednak po południu, kiedy agencja ratingowa Moody’s obniżyła perspektywę ratingową Ukrainie, węgierski BUX zaczął szybciej spadać, a WIG20 równie szybko tracił zdobyty teren. Na pół godziny przed rozpoczęciem sesji w USA i WG20 znowu zabarwił się na czerwono. Walnie przyczynił się do tego spadek kursu KGHM, której prezes powiedział, że jest blisko granicy rentowności. Rynek był niezwykle słaby, chociaż nie widać było ataku zdecydowanej podaży, bo obrót był niezbyt duży. Można raczej mówić o wstrzymywaniu się z decyzjami.
Po wczorajszej sesji w USA rozpoczniemy sesję wzrostem, ale mamy teraz duży problem. Skoro nasz rynek jest w przeciwfazie to nawet duże wzrosty za granicami Polski nie muszą gwarantować wzrostu indeksów. Może nawet pojawić się obawa o to, że po dużych zwyżkach w USA i Europie może tam za chwilę przyjść mocna korekta (bardzo prawdopodobne), więc kupione w Warszawie akcje już następnego dnia będą tańsze. Taka jest cena za brak synchronizacji. Dlatego też, dopóki nie pojawi się wyraźna korelacja z innymi giełdami nie należy zbytnio się na GPW angażować.
Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi