Zła sława września umacnia obóz niedźwiedzi

Inwestorzy amerykańscy bardzo przejęli się początkiem września. Wszędzie mówi się o złej sławie tego miesiąca i o tym, że akcje są już „trochę” przewartościowane. Tak jak pisałem w komentarzu tygodniowym: takie nastroje muszą sprowokować korektę, ale nie powrót do bessy.

Zła sława września umacnia obóz niedźwiedzi
Źródło zdjęć: © Fot. Xelion

02.09.2009 09:29

Korektę, która powinna się jeszcze we wrześniu zakończyć. Kolejny raz nie można było winić za spadki danych makro - były bardzo dobre.

Indeks podpisanych umów kupna domów na rynku wtórnym wzrósł o 3,2 procent (oczekiwano wzrostu dużo mniejszego). Co prawda wydatki na konstrukcje budowlane spadły, tak jak oczekiwano o 0,2 procent, ale to był mikro-minus. Najważniejsze było to, że według instytutu ISM przemysł amerykański zaczął się wreszcie rozwijać. Indeks ISM był już w lipcu blisko krytycznego poziomu 50 pkt. Tym razem go przekroczył i to wyraźnie mocniej niż tego oczekiwano – wzrósł do 52,9 pkt. Byki dostały znakomite dane, ale znalazły w nich wady. Wady, które przecież były od dawna znane: dobre dane to skutek pomocy rządowej. W przypadku indeksu ISM pomagały dopłaty do wymiany aut (program już wygasł), a w przypadku rynku nieruchomości dopłaty do kupna domu (wygasa z końcem listopada).

Nie muszę zapewne dodawać, że jeszcze miesiąc temu takie „wady” tych raportów nie byłyby dostrzeżone. Po ich publikacji indeksy ruszyły na północ, a indeks S&P 500 zbliżył się do obszaru, który od ponad tygodnia nie pozwala na wzrosty indeksów i tam podaż uderzyła z potężną siłą szybko przeceniając indeksy o dwa procent. Najgorzej zachowywał się sektor finansowy. Liderzy półrocznych wzrostów byli niemiłosiernie wyprzedawani. Pomagały niedźwiedziom krążące po rynku pogłoski o kłopotach i stratach banków. Spadki cen surowców dodatkowo szkodziły indeksom giełdowym, co jeszcze bardziej zwiększało presję podaży w innych sektorach. Zwolennicy wrześniowej korekty mogą (chwilowo) tryumfować.

Korekta jest w toku, ale mamy problem. Indeksy spadają, mimo że dane makro są coraz lepsze. To jest groźne dla niedźwiedzi, bo w dowolnej chwili dobre informacje mogą się skumulować i doprowadzić do dużego wzrostu indeksów. Po prostu nie wiemy, kiedy rynek przestanie reagować wyprzedażą na publikację dobrych danych.

GPW we wtorek poszła za innymi giełdami i rozpoczęła sesję wzrostem indeksów. Skala wzrostu przekroczyła szybko jeden procent, ale równie szybko została zredukowana o połowę, a potem indeks wrócił w okolice poniedziałkowego zamknięcia. Tym razem gorzej zachowywał się sektor mniejszych spółek – MWIG 40 tracił około pół procent. Nadal, w tej fazie sesji, najmocniejsze były banki. Już po godzinie jednak chęć do kupna akcji zniknęła zarówno u nas jak i na innych giełdach europejskich. WIG20 zabarwił się na czerwono.

Chęć do realizacji zysków rosła bardzo szybko. Szczególnie widać to było ciągle w sektorze mniejszych spółek. Pod tym kotłem zebrało się zdecydowanie zbyt dużo pary – w końcu te przesadne wzrosty musiały zostać skorygowane. Spadek MWIG40 przekraczał już 4 procent. Co prawda byki usiłowały kontrować, ale indeksy udawało się podciągać tylko do chwili pobudki w USA. Od tego momentu indeksy znowu zaczęły się osuwać. U nas jednak też wystarczył dobry początek sesji w USA, żeby wszystko się zmieniło. WIG20, bardziej podatny na wpływy globalne, szybko odrobił straty praktycznie wracając do poziomu poniedziałkowego zamknięcia. Potem nieco się osunął, ale mieliśmy szczęście, bo sesja kończyła się wtedy, kiedy indeksy w USA jeszcze rosły, za co dzisiaj na otwarciu zapłacimy spadkiem.

Piotr Kuczyński
główny analityk
Xelion. Doradcy Finansowi

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)