Żony emigrantów
Nie są wdowami, ani rozwódkami. Chociaż są po ślubie, żyją właściwie bez mężów. Ich małżonkowie wyjechali za chlebem. Widują się raz w miesiącu lub jeszcze rzadziej.
20.10.2008 | aktual.: 21.10.2008 13:21
Nie są wdowami, ani rozwódkami. Chociaż są po ślubie, żyją właściwie bez mężów. Ich małżonkowie wyjechali za chlebem. Widują się raz w miesiącu lub jeszcze rzadziej.
Joanna otwiera drzwi dwupokojowego mieszkania w Gdańsku. Zaprasza do środka. Siedzimy w kuchni. Na suszarce do naczyń – jeden kubek i jeden talerz. Joanna ma 28 lat i pracuje na pół etatu w szkole jako świetliczanka w jednej z podstawówek. Ostatnio widziała męża w sierpniu.
- No wcześniej był też w czerwcu, bo miał tygodniowy urlop. Był też w domu na Wielkanoc – opowiada Joanna. - Teraz przyjedzie na Wszystkich Świętych i zostanie cały tydzień. Dla mnie to bardzo trudna sytuacja. Niby mężatka, ale bez męża. Może gdyby były dzieci, to jakoś inaczej bym tę samotność znosiła. Mąż miał dobrą pracę, tu w stoczni był inżynierem. Ale pojawiła się możliwość pracy dla zagranicznej spółki, która robi odwierty i szuka surowców. Mój mąż specjalizował się w tej dziedzinie i zawsze marzył o takiej pracy. Przyjęli go z otwartymi ramionami i dali dobrą pensję. Pracuje w firmie od roku i jest bardzo zadowolony. Obliczyłam, że przez ten czas razem byliśmy miesiąc.
Joanna twierdzi, że taka sytuacja nie będzie trwać długo. Mąż chce kupić dom w Portugalii, w której znajduje się siedziba firmy, a mieszkanie w Gdańsku zamierza sprzedać. Joasia przeniesie się do Lizbony.
- Udało nam się kupić mieszkanie na kredyt. Początkowo cienko przędliśmy, raty były tak astronomiczne, że z trudem po opłatach udawało nam się dotrwać do pierwszego kolejnego miesiąca. Zdarzały nam się końce miesiąca, gdy jedliśmy tylko zupki chińskie. Dlatego nowa praca męża i dużo wyższe zarobki były zbawieniem. Moja szkolna pensja to niecałe 500 zł, dzięki pracy męża żyję normalnie. I nienormalnie, bo przecież nie ma go przy mnie.
Joanna spotyka się z przyjaciółmi. Czasem idzie na jakąś imprezę. Myśli też o tym, by dawać korepetycje albo zapisać się na studia podyplomowe.
- Prawdę mówiąc po to, by wypełnić wolny czas. Wiem, że to dziwnie zabrzmi w czasach, gdy wszyscy są w biegu. Ja się po prostu nudzę. Zajęcia w szkole kończę około południa. Robie zakupy. Potem obiad. Nakrywam dla jednej osoby. Dla siebie. Myślę o Piotrku, co on jadł i z kim, czy jest zdrowy. Czasem spotkam się ze znajomą. Oglądam telewizję. Dzwonię do Piotrka albo kontaktuje się z nim przez komunikator internetowy. Idę spać. Czuję się samotna w dużym łóżku. Nie tak miało być. Piotrek mówi, że za rok mnie ściągnie do siebie. Z jednej strony nie mogę się doczekać. Ale też nie wiem jak to będzie. Bo co będę tam robić? Nie chcę być tylko czekającą żoną, siedzącą w domu. Nie mówię Piotrkowi o moich wątpliwościach. Nie wiem, czy by je zrozumiał. Gdy z nim rozmawiam jestem uśmiechnięta. Mówię jaki miałam wypełniony zajęciami dzień. To nie prawda. Wszystkie dni są puste. Jesteśmy trzy lata po ślubie.
Sylwia jest od roku mężatką. Jej mąż Andrzej robił doktorat na Uniwersytecie Warszawskim i otrzymał propozycję odbycia stażu na uczelni we Francji. Pojechał. Sylwia została w Warszawie.
- Tu mam pracę w firmie doradczej, jestem prawnikiem. Dopiero zaczynam w tym zawodzie. Nie mamy oszczędności, mieszkamy w wynajętym mieszkaniu. Właściwie teraz ja sama mieszkam. Myślałam o tym, żeby wziąć dłuższy, półroczny urlop w firmie, ale prawdę mówiąc nie byłoby nas stać na mieszkanie w Paryżu przez tak długi okres. Stypendium męża ledwo wystarcza na jego utrzymanie. Dzwonimy do siebie, byłam u niego na weekend, czasem on przyjeżdża. Przecież Paryż nie jest daleko. Na razie samotność mi nie doskwiera, bo mam mnóstwo pracy i pomysłów na życie. Nie narzekam. Andrzej ostatnio wspomniał, że kierownik katedry chciałby go zatrzymać na dłużej. A może nawet zatrudnić na uczelni. Nie wiem, czy chciałabym się przenosić. Nie bardzo wyobrażam sobie szukanie tam pracy. Z drugiej strony wiem, że mąż właśnie tam może zrobić karierę i normalnie żyć z pensji naukowca. Po prostu o tym nie myślę na razie. Cieszę się względną swobodą, pracuję, chociaż bardzo tęsknię.
Teresa też jest mężatką – tymczasowo bez męża. Janek wyjechał do Irlandii. Pracuje tam jako brygadzista na budowie. Od świtu do nocy, jak przekonuje Teresa. Widują się co drugi miesiąc. Przyjeżdża w sobotę rano, w niedzielę wieczorem wyjeżdża. Teresa i dzieci nie chciały się przenosić z rodzinnych Kielc.
- Syn Jakub jest w klasie maturalnej. Zosia też mówi, że nie chciałaby zmieniać szkoły i rozstawać się z przyjaciółmi. Zdecydowaliśmy, że będziemy taką rodziną na odległość. Pracuję w urzędzie miejskim. Mam tu znajomych, ale wiadomo, jak przyjdzie co do czego jest się samotnym jak palec. Zepsuło się ogrzewanie, lała się woda. Musiałam zakasać rękawy i jakoś to załatać. Nie było kogo poprosić o pomoc. Ciągle coś się psuje albo trzeba coś załatwić w banku, to w urzędzie. Ciągle brakuje pieniędzy na te naprawy. Mąż zarabia i gdyby nie to, byłoby tragicznie. Mieszkamy jednak w dość starej kamienicy, nie ma dnia, żeby coś nie odpadło. Właściwie nie rozstaje się z kluczem francuskim, młotkiem i taśmą izolacyjna. Myślę, że już tak będzie wyglądać to nasze życie. Pewnie na starość mąż wróci do Polski. Chociaż, kto wie - teraz kryzys może wpłynać na zmianę planów. Czasem marzę, żeby iść na niedzielny spacer z mężem pod rękę. Czasem idę, ale sama.
Czy żony boją się, że mężowie nie wrócą? Ułożą sobie życie z kimś innym, tam na emigracji? Media często informują o tym, że pracownicy nie są w stanie oprzeć się pokusom i zdradzają na emigracji żony.
Joanna: Myślę o tym codziennie. Mąż może przecież któregoś razu stwierdzić, że nic go już nie wiąże z Polską. Bardzo się tego boję.
Sylwia: Nie, na pewno nie. Jesteśmy dość świeżo po ślubie, ale mu ufam i o takich głupstwach nie myślę.
Teresa: Nieraz chodzi mi to po głowie. Czasem mu mówię o tych obawach przez telefon, ale zawsze wtedy mąż się śmieje. Najbardziej nie chciałbym być samotna na starość. Nie zniosłabym tego.
Krzysztof Winnicki