Złota bańka Amber Gold

Ich obietnice i zapewnienia ogromnych zysków urzekły tysiące Polaków. Marzenia prysły, jak bańki mydlane. Ludzie pozostali na lodzie, często tracąc oszczędności całego życia. Co się dzieje w sprawie Amber Gold? Czy pokrzywdzeni w ogóle odzyskają swoje pieniądze?

Złota bańka Amber Gold
Źródło zdjęć: © WP.PL

17.03.2014 | aktual.: 19.03.2014 18:27

Wokół afery Amber Gold zrobiło się cicho, ale to nie znaczy, że w tej sprawie nic się nie dzieje. Postępowanie trwa, to wyjątkowo żmudna robota. Prokuratura działa na pełnych obrotach i chce je zakończyć jeszcze w tym roku.

Klasyczna piramida finansowa

Śledztwo wciąż jest w toku, ale już teraz wiadomo, że Amber Gold był typową piramidą finansową. Spółka założona przez Marcina P. pozyskała od swoich klientów prawie 851 mln zł Obiecywali, że za ulokowane u nich pieniądze firma kupi złoto i będzie nim obracać. Tymczasem na szlachetny kruszec wydano zaledwie 10 mln zł.

- Z ustaleń, którymi dysponujemy wynika że osoby, które zakładały lokaty były wprowadzane w błąd co do tego, że pieniądze będą inwestowane w złoto. Co więcej nieprawdziwe informacje podawano także, co do faktycznego sposobu wydawania funduszy. Czy wreszcie tego, że te lokaty są ubezpieczone, a kapitał spółki stanowi realne zabezpieczenie - wylicza Krzysztof Kopania.

Rzecznik prokuratury mówi wprost, że kapitał spółki, jako zabezpieczenie pieniędzy powierzonych Amber Gold, był fikcją. Skoro wszystko wydaje się być tak oczywiste, to czemu śledztwo tyle trwa?

To bardzo obszerne postępowanie. W tej chwili akta liczą 15 tysięcy tomów. Chociaż zdecydowaną większość pokrzywdzonych już przesłuchano, to jednak ten etap jeszcze się nie zakończył. Procedury są zaś takie, że prokuratura musi dotrzeć do każdego pokrzywdzonego, przesłuchać go, sporządzić oddzielny protokół sprawy nawet, jeśli jest to historia niemal identyczna jak reszta, oraz umieścić taką osobę w zarzucie przeciwko oskarżonym.

- Dotychczas w zarzucie zostało ujętych około 11 tysięcy osób, a szkoda oscyluje w granicach 668 mln zł. Pierwsze przesłuchiwane były osoby, które same się do nas zgłosiły. Do reszty docieramy na podstawie dokumentów, którymi dysponujemy. Musimy skontaktować się jeszcze z około trzema tysiącami osób, ale zdecydowana większość materiału dowodowego została już zebrana - objaśnia rzecznik łódzkiej prokuratury.

Gdzie są pieniądze?

W trakcie śledztwa ustalono, że lokaty były zawierane od października 2009 do sierpnia 2012 r., podczas gdy złoto kupowano tylko do lipca 2011 r. Wartość kruszcu, który kupiono, stanowiła nieco ponad 1 proc. całej wpłaconej sumy.

Marcin P. wraz z żoną nie mieli problemu z wydawaniem pieniędzy, które powierzyli im klienci. Na działalność linii lotniczej OLT Express przeznaczono prawie 300 mln zł. Ponad 214 mln zł wydano na bieżącą działalność spółki, czyli zakup nieruchomości, reklamę, wynagrodzenia pracowników. Państwo P. dla siebie też byli całkiem hojni, gdyż w ciągu całej działalności Amber Gold wypłacili sobie blisko 19 mln zł z tytułu wynagrodzenia.

W Gdańsku cały czas działa syndyk, który usiłuje odzyskać chociaż część pieniędzy ze sprzedaży majątku Amber Gold. Do tej pory nabywców znalazły trzy z pięciu wystawionych nieruchomości, samochody oraz sprzęt biurowy. To wszystko o wartości ponad 26 mln zł.

Syndyk ma nadzieję, że uda się odzyskać więcej pieniędzy. Do sprzedania jest jeszcze ok. 57 kilogramów szlachetnych kruszców - złota, srebra i platyny. Według szacunków są one warte około 8 mln zł. Do tego w planach jest odzyskanie pieniędzy z pożyczek, które Amber Gold udzielał klientom, a które przestały być spłacane. Ich wartość opiewa na blisko 49 mln zł. W razie problemów syndyk planuje skierować sprawę do sądu przeciwko tym, którzy nie będą chcieli zwrócić pożyczonych kwot. Widać więc, że nawet gdyby udało się przeznaczyć wszystko, co zdobędzie syndyk na spłatę poszkodowanych, to sumy te nie pokryją nawet 1/3 strat klientów.

Kto za tym stoi?

Gdy afera Amber Gold ujrzała światło dzienne brzmiało: kto za tym stoi? Ludzie nie mogli uwierzyć, że autorami przekrętu na skalę całego kraju jest nie zorganizowana grupa przestępcza, ale... niepozorne małżeństwo.

Na zlecenie łódzkiej prokuratury firma E&Y skontrolowała dokumenty firmy Amber Gold. Jej zadaniem było ustalenie źródeł finansowania działalności spółki, struktury zysków oraz wydatków.

- Zasięgnęliśmy opinii niezależnych biegłych z E&Y w celu poznania odpowiedzi na najważniejsze pytania. Niezależnie od tego, sami też prowadziliśmy analizy. Z tej kompleksowej opinii wynika, że w spółce nie było żadnego zewnętrznego źródła finansowania - mówi Krzysztof Kopania, rzecznik prasowy prokuratury okręgowej w Łodzi. - Marcin i Katarzyna P. sami to rozkręcili. Kapitał całkowicie pochodził z lokat, z tego co wpłacali ludzie, którzy zaufali spółce - dodaje rzecznik.

Prokuratura postawiła 17 zarzutów Marcinowi P., a 12 - jego żonie. Najpoważniejsze dotyczą oszustwa i działalności parabankowej. Obydwoje wciąż przebywają w areszcie, grozi im kara do 15 lat więzienia.

Amber Gold działał na terenie całej Polski od 2009 r. Firma swoich klientów kusiła inwestycjami w złoto oraz inne kruszce, a zyski miały przekraczać nawet 10 proc w skali roku. To znacznie więcej niż można zarobić na lokatach w bankach, które są zabezpieczone m.in. przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny. Spółka ogłosiła swoją likwidację 13 sierpnia 2012 r., tysiące klientów zostało na lodzie - bez wpłaconych na konta firmy pieniędzy oraz obiecywanych wysokich odsetek.

procesparabankoszustwo
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1190)