Agresja i wyzwiska klientów to dla nas codzienność
Chory psychicznie mężczyzna zaatakował kierowniczkę Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. Jak na razie motywy nie są znane.
13.07.2009 | aktual.: 14.07.2009 07:06
Chory psychicznie mężczyzna zaatakował kierowniczkę Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie. Jak na razie motywy nie są znane. - Agresja i wyzwiska klientów to dla nas codzienność - skarżą się "Gazecie Wyborczej" pracownicy pomocy społecznej.
Kobieta ma dwie rany cięte - na szyi i nadgarstku. Jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Jednak rana ręki byłą na tyle poważne, że kobieta musiała przejść zabieg.
Pracownicy biura MOPR-u przy ul. Abramowskiego usłyszeli hałas w pokoju kierowniczki. Kiedy tam weszli, kobieta była ranna, a sprawca stał obok z nożem w ręku. Pracownicy natychmiast wezwali pogotowie, a napastnika (59 l.) poprosili, by oddał nóż i usiadł na korytarzu. Tak też zrobił. Kiedy przyjechała policja, mężczyzna nie stawiał oporu. Teraz przebywa w policyjnym areszcie - opisuje zdarzenie "Gazeta Wyborcza".
Motywy napadu ustala policja - jak na razie nie są znane. Kobieta nie potrafiła opisać jak doszło do ataku - jest w ogromnym szoku.
- To człowiek niezrównoważony, chory psychicznie - mówi "GW" Marcin Janda, dyrektor MOPR-u. - Kilkakrotnie zdarzało się, że był agresywny, ale były to obrazy, wyzwiska. Nigdy nie doszło do rękoczynów.
- Pracownik socjalny nie ma łatwej pracy. Niebezpieczne sytuacje zdarzają się u nas właściwie codziennie. Klienci krzyczą, ubliżają pracownikom. Nie ma na to rady. Mamy kilkanaście tysięcy podopiecznych, to bardzo różni ludzie. Nie możemy nikomu odebrać możliwości porozmawiania z naszymi pracownikami, bo MOPR jest właśnie od tego, żeby pomagać. Ja sam miałem sytuację, kiedy człowiek był tak agresywny, że musiałem wezwać ochronę - mówi dla "GW" Marcin Janda.