Amerykańska gospodarka nie obudziła byków
Oczekiwanie na dane dotyczące tempa wzrostu amerykańskiej gospodarki sparaliżowało aktywność naszych inwestorów. Gdy okazało się, że w czwartym kwartale PKB skoczył aż o 5,7 proc. radość nie była zbyt wielka.
29.01.2010 16:59
Oczekiwanie na dane dotyczące tempa wzrostu amerykańskiej gospodarki sparaliżowało aktywność naszych inwestorów. Gdy okazało się, że w czwartym kwartale PKB skoczył aż o 5,7 proc. radość nie była zbyt wielka. WIG20 znalazł się na niewielkim plusie, a na pozostałych indeksach nie zrobiło to niemal żadnego wrażenia. Dopiero fixing spowodował nieco większą reakcję. Wskaźniki za oceanem rosły na początku sesji zaledwie o około 0,6-0,7 proc.
Polska GPW
Indeks największych spółek rozpoczął dzień w okolicach czwartkowego zamknięcia, a więc dość optymistycznie, biorąc pod uwagę finał wczorajszej sesji za oceanem. WIG tracił na otwarciu 0,1 proc. Już w pierwszej godzinie handlu WIG20 znalazł się pod kreską, zniżkując o 0,3-0,4 proc. Na spadek początkowo najmocniej „pracowały” akcje KGHM, spadające o ponad 1,5 proc. i PKN Orlen. Później miejsce tego ostatniego „zajęły” papiery PKO. Notowania toczyły się jednak w sennej atmosferze i przy bardzo małych obrotach. Do godziny 14.00 ledwie przekroczyły one poziom 600 mln zł, z czego ponad połowa przypadała na KGHM i Pekao i PKO. Widać było wyraźne oczekiwanie na dane ze Stanów Zjednoczonych. Sięgające 1 proc. wzrosty na giełdach we Frankfurcie i Paryżu nie stanowiły wystarczającej zachęty dla byków, które nie podejmowały żadnej próby działania.
Publikacja danych o amerykańskiej gospodarce podziałała ożywczo jedynie na indeks największych firm a i w jego przypadku trudno było mówić o euforii. Ostatecznie, po podciąganiu na końcowym fixingu, WIG20 zyskał 0,83 proc., WIG wzrósł o 0,35 proc., wskaźnik małych firm zwiększył swoją wartość o 0,25 proc. Jedynie mWIG40 stracił 0,62 proc. Wartość obrotów na rynku akcji wyniosła 1,3 mld zł.
Giełdy zagraniczne
W trakcie czwartkowej sesji na Wall Street ani przez moment nie było wątpliwości, kto rozdaje karty. S&P500 stracił prawie 13 punktów, zniżkując o 1,18 proc. Dow Jones zubożał o niemal 116 punktów i 1,13 proc. a Nasdaq zmniejszył swoją wartość o 1,91 proc. Po krótkiej, trwającej trzy dni obronie w okolicach wsparcia, byki znów zostały zepchnięte piętro niżej. Ruch w dół jest więc kontynuowany, każdy spadek odbywa się z dość dużym impetem. Byki bronią się dreptaniem po kilka punktów w przypadku S&P500, niedźwiedzie atakują grubszym kalibrem, po kilkanaście punktów „naraz”. Wskaźnik znalazł się w połowie długiej białej świecy z 11 października ubiegłego roku, co technicy pewnie zinterpretują jako istotne wydarzenie, jednak droga do spadku o minimum 40 punktów została wczoraj otwarta. Co gorsza, widać wyraźnie, że z trendem dzieje się „coś niedobrego”. Teraz każdy wzrost będzie traktowany jedynie jako chwilowe odreagowanie. Strach posiadaczy akcji będzie więc narastał, zwiększając podaż, a potencjalni kupujący
mają czas, spokojnie poczekają na promocję.
W Azji, po czwartkowym odpoczynku, dziś mieliśmy powrót spadków. Shanghai B-Share zniżkował aż o 2,43 proc., jednak Shanghai Composite tracił zaledwie 0,16 proc. Nikkei spadł o prawie 2,1 proc. Liderem w tym gronie był wskaźnik giełdy koreańskiej, zniżkujący o 2,44 proc. Jedynymi parkietami, notującymi wzrost były Indie i Tajlandia. Indeksy we Frankfurcie i Paryżu zaczęły sesję od wzrostu o 0,7-0,8 proc. a wkrótce dołączył do nich Londyn. Utrzymywały się one na tym poziomie przez większą część dnia. Jedynie FTSE zmniejszył skalę zwyżki do 0,4 proc. Na giełdach naszego regionu nie było ani śladu optymizmu. Niemal wszystkie indeksy notowały niewielkie spadki. Wyjątkiem był parkiet sofijski i moskiewski. Widać, że nie ma chętnych na ryzykowne inwestycje.
Nastroje zdecydowanie poprawiły się po publikacji lepszych niż się spodziewano danych o wzroście amerykańskiej gospodarki. Indeksy w Paryżu i Frankfurcie rosły po prawie 1,6 proc. Londyn ociągał się ze zwiększeniem skali zwyżki i poprzestał na 0,7 proc.
Waluty
Amerykańska waluta niespiesznie ale niezwykle konsekwentnie się umacnia. Robi to „niezależnie” od wszelkich bieżących informacji i wydarzeń. To zaś oznacza, że mamy do czynienia z poważną zmianą sytuacji na światowym rynku walutowym. Dolar przestał tańczyć w rytm wystukiwany codziennie przez Wall Street i idzie swoją drogą, sygnalizując nowe trendy. Wczoraj tylko przez moment dał się zepchnąć do defensywy, ale przez cały dzień zdecydowanie dążył do zejścia poniżej poziomu 1,4 dolara za euro. Skutecznie. Dziś rano „ugruntowywał” swoje zdobycze. Kontrakcje wspólnej waluty sięgały zaledwie poziomu 1,395 dolara a o poziomie 1,4 nawet nie było co marzyć.
Nasza waluta radziła sobie dziś wyjątkowo dobrze. Zaczęła się umacniać od rana, ale być może można tę tendencję wiązać z prezentacją programu uzdrowienia finansów państwa przez premiera Donalda Tuska. Z wczorajszego poziomu 2,92 zł dolar staniał do nieco poniżej 2,9 zł. Wczesnym popołudniem euro wyceniano na 4,04 zł. a franka na 2,76 zł. Do końca dnia nie zanotowano większych zmian.
Podsumowanie
Styczeń, mimo dobrego początku, kończy się niezbyt pomyślnie dla byków. Nasze główne indeksy kończą miesiąc spadkiem o 1,6 proc. Najlepiej poradził sobie sWIG80, który zniżkował jedynie o niecały 1 proc. Największym przegranym okazał się wskaźnik średnich firm, który „zubożał” o 2 proc. Ostatnia sesja nie przyniosła żadnych rozstrzygnięć. Okazało się, że kierunku rynkom nie były w stanie wskazać nawet uznawane za bardzo istotne dane o stanie amerykańskiej gospodarki. Trzeba więc czekać dalej.
Roman Przasnyski
główny analityk Gold Finance
| Powyższy tekst jest wyrazem osobistych opinii i poglądów autora i nie powinien być traktowany jako rekomendacja do podejmowania jakichkolwiek decyzji związanych z opisywaną tematyką. Jakiekolwiek decyzje podjęte na podstawie powyższego tekstu podejmowane są na własną odpowiedzialność. |
| --- |