Bezrobotni to naciągacze?

Czy osoby długotrwale bezrobotne są naciągaczami i chcą tylko żyć na koszt państwa?

Bezrobotni to naciągacze?
Źródło zdjęć: © thinkstock

10.11.2011 | aktual.: 10.11.2011 14:00

Grzegorz ma 57 lat i doktorat z informatyki, zna 2 języki obce. Zarządzał przez ostatnie 15 lat czterema firmami, które dobrze sobie radziły na rynku. Grzegorz od 3 lat jest bezrobotny, wysłał setki CV i nie otrzymał ani jednej odpowiedzi. Szukał pracy w branży finansowej, w której wcześniej pracował. Zarejestrował się w urzędzie pracy, ale nie znalazł ani jednej oferty dla siebie. Doradcy i urzędnicy powiedzieli mu, że ma zbyt duże oczekiwania i powinien zrezygnować z szukania pracy na menedżerskich stanowiskach, tylko zainteresować się innymi ofertami pracy np. jako przedstawiciel handlowy lub parkingowy.

- Już nie otrzymuję zasiłku, bo nie przyjąłem oferty urzędników, którzy stwierdzili, że widocznie nie jest mi aż tak źle, skoro rezygnuję z ich propozycji. Wiem, że jestem już w takim wieku, że nikt nie chce mnie przyjąć do pracy, ale na pewno nie będę pracować jako parkingowy. To dla mnie upokarzające. Dorabiam trochę na czarno, inaczej nie miałbym z czego żyć. Na szczęście żona pracuje. Ja już wyleciałem z obiegu, dlatego nie liczę, że ktoś mnie zatrudni – pisze w mailu Grzegorz Włoszczak.

Doradcy personalni i urzędnicy twierdzą jednak, że wielu długotrwale bezrobotnych to zwykli naciągacze. Z raportów resortu pracy wynika, że średnio 30% zarejestrowanych bezrobotnych to osoby, które zarejestrowały się w „pośredniaku” po to, by skorzystać z bezpłatnej opieki zdrowotnej albo ze świadczeń z pomocy socjalnej. W ogóle nie szukają pracy lub szukają nieefektywnie. Starają się jednak spełnić wszystkie warunki, żeby zarejestrować się w urzędzie pracy i mieć prawo do świadczeń. Rekordzista rejestrował się w urzędzie 22 razy. Urzędnicy mówią, że to już prawdziwa plaga.

- To ludzie, którzy wyrejestrowują się, potem popracują trochę, tracą pracę i znów idą do urzędu się zarejestrować. To zamknięte koło.. Chociaż i tak jest nieco lepiej, bo zmieniły się przepisy i teraz są one bardziej restrykcyjne. Obecnie, gdy bezrobotny odmawia przyjęcia pracy czy szkolenia, to przez określony czas, od 120 do 270 dni, nie może się na nowo zarejestrować - mówi Joanna Pogórska, doradca personalny, psycholog, współpracuje też z urzędem pracy.

Waldemar, bezrobotny z Kartuz, mówi, że w urzędzie pracy rejestrował się już ponad 10 razy. Ile dokładnie nie pamięta. Twierdzi, że nie może znaleźć pracy. A zatrudnienie proponowane przez urząd pracy mu nie odpowiada. Waldemar ma troje dzieci i żonę, która pracuje na dwóch etatach. On sam nie ma pracy od 8 lat. Twierdzi jednak, że się stara.

- Ja nie jestem leniem. Pomagam na budowie, układam kostki brukowe, myję samochody. Pomagam w przeprowadzkach. No ale za to mam niewiele pieniędzy. To nie jest moja wina, że firmy bankrutują albo że mnie zwalniają. Nie mam wykształcenia, bo pochodzę z biednej rodziny. Dostałem propozycję z urzędu, ale musiałbym dojeżdżać, a na to mnie nie stać. Nie jestem naciągaczem, tak mi się życie ułożyło – opowiada Waldemar Krzysztofowicz. Niektórzy rejestrują się, bo bardziej opłaca im się pracować nielegalnie. Do urzędu idą tylko po to, żeby uzyskać świadczenie medyczne. Kazimierz ma 48 lat. Z wykształcenia jest piekarzem. Ale w zawodzie pracował tylko przez 4 lata. Potem wyjechał za granicę. Gdy wrócił, zaczął pracować na czarno na budowach. Zarejestrował się i sam odprowadza pieniądze na prywatny fundusz emerytalny.

- Rejestrowałem się 22 razy. Ale to mi się opłaca bardziej niż praca etatowa w firmie budowlanej. Nie mam skrupułów, bo uważam, że to prawo jest fatalne, a nie ja. Jestem sumienny i pracowity, nikogo nie oszukuję. A w urzędzie muszą mnie zarejestrować. Od jakiegoś czasu sam sobie opłacam emeryturę i myślę, że wyjdę na tym lepiej, niż gdybym odprowadzał przez całe życie składki do ZUS-u – opowiada Kazimierz (rozmówca prosił, żeby nie podawać miasta).

Anna od 10 lat nie ma pracy, ale w urzędzie zarejestrowała się 2 miesiące temu. Zależało jej na bezpłatnej opiece medycznej. Jak mówi, gdy straci status bezrobotnego, znów pójdzie się zarejestrować. Nie ma środków do życia i musi znajdować się na liście bezrobotnych, żeby dostać pomoc z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej.

- Wiem, że z tym zwlekałam. Ale od jakiegoś czasu sama wychowuję dziecko, mój były mąż wyjechał i uchyla się od płacenia alimentów. Musiałam się zarejestrować, inaczej zapomoga by przepadła – mówi Anna Chorzowska, bezrobotna z Gdańska.

Bywa i tak, że pracownik rezygnuje z pracy, bo ma dzieci, którymi nie ma się kto zająć. Tak było w przypadku Teresy Biernat.

- Miałam pracę, ale zrezygnowałam z niej, bo znalazłam się w takiej sytuacji, że nie miałam z kim zostawić dziecka. Mój mąż pracuje za granicą. Nie dostaliśmy miejsca w przedszkolu, nie stać nas na prywatne przedszkole lub opiekunkę do dzieci. Mieszkam w Poznaniu, a dziadkowie w Gdańsku i w Płocku. Postanowiłam iść na bezrobocie, liczę, że mąż zarobi sporo za granicą. Naprawdę nie byłoby problemu, gdybyśmy dostali miejsce w publicznym przedszkolu – mówi Teresa Biernat, recepcjonistka z Poznania.

Ministerstwo pracy chce ograniczyć proceder i zastanawia się nad zmniejszeniem składki na dobrowolne ubezpieczenie zdrowotne osób bez pracy.

Krzysztof Winnicki

bezrobociebezrobotnizasiłek
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (40)