Brud i bałagan. Któż je lubi?
W niektórych firmach można pomyśleć, że są one pielęgnowane głównie przez osoby sprzątające. Oczywiście ci, którzy pracują w firmie czy instytucji w dzień, śmiecą.
04.11.2010 | aktual.: 04.11.2010 10:31
Jednak uboczne efekty ich obecności i aktywności powinny być usuwane, a nie zawsze tak się dzieje. Śmiałbym powiedzieć, że zbyt rzadko, a nawet coraz rzadziej.
Popularnonaukowa teoria śmiecia
Prawa fizyki są nieubłagane - nie tylko każda akcja powoduje reakcję, ale także każde działanie, lub prawie każde, pozostawia materialne ślady. Nie inaczej dzieje się w miejscach pracy - w fabrykach są to odpady po produkcji, przysłowiowe tartaczne wióry, w biurach makulatura i różne opakowania. W każdym zakładzie istnieje też przestrzeń ogólnodostępna, w tym toalety.
Jakoś tak przyjęło się w tzw. cywilizowanym świecie, że pracownicy, którzy odpowiadają za główną działalność firmy czy instytucji, większości tego bałaganu nie sprzątają sami. Tę misję wykonują, czasem tylko powinny wykonywać, osoby sprzątające. Niegdyś częściej były zatrudnione przez firmy na etatach, obecnie częściej pracują w firmach sprzątających świadczących usługi podmiotom śmiecącym. Ideałem powinna być całkowita równowaga - wszystko, co niepożądane, co pojawiło się w godzinach pracy na podłogach, w koszach na śmieci, w łazienkach, powinno być usuwane w czasie, gdy biuro, hala produkcyjna, przychodnia lekarska są puste. Takie są założenia. Bywa jednak, że rzeczywistość im przeczy.
Suszona ślina
Kiedyś pracowałem w firmie w której toalety sprzątano niezbyt dokładnie. Pewnego razu na kafelkach zauważyłem dziwną, suchą plamę kilkucentymetrowej długości. Z biegiem czasu się do niej przyzwyczaiłem, a jeszcze później któryś z kolegów zupełnie przypadkowo ujawnił, że to jest jego dwuletnia, zasuszona ślina. Splunął, by sprawdzić jakość sprzątania. No, trzeba przyznać, sprawdził doświadczalnie. Upłynęło jeszcze kilka tygodni, może miesięcy i ślina zniknęła. Nie mogła zniknąć sama, wszak trzymała się świetnie, lecz nie wierzę, że sprzątnęła ją osoba do tego teoretycznie powołana. Raczej zrobił to jeden z licznych słuchaczy wyżej wspomnianej opowieści. Może brzmi to wszystko niesmacznie, jednak pokazuje istotę problemu wyjątkowo obrazowo.
Tutaj dochodzimy do sedna problemu czyli do wiecznej walki pomiędzy osobą śmiecącą i osobą sprzątającą. Z punktu widzenia pracownika, a zwłaszcza właściciela firmy, sprawa jest prosta: powinno być czysto. Z przeciwnego punktu widzenia, powinno raczej wyglądać na tyle czysto, by nikt się nie przyczepił. Osoba sprzątająca ma, przeważnie, subtelne kryteria oceny tego stanu rzeczy. Bywa, że jej kryteria mijają się z kryteriami panującymi w miejscu sprzątania. *Pod osłoną nocy *
Sprzątanie odbywa się w pustej firmie, najczęściej późnym wieczorem lub nad ranem. Jedna grupa sprzątających pań często sprząta w kilku firmach tej samej nocy, więc nie ma wiele czasu na przyglądanie się otoczeniu, więc działania często są rutynowe i ograniczają się do pobieżnego umycia lub odkurzenia podłogi i opróżnienia koszy na śmieci. Nagminnie bywa, że z koszy znikają duże śmieci, ale nie jest wymieniany worek na śmieci, może więc się zdarzyć, że w worku przez tygodnie zbierają się pokłady zżutej gumy i drobne resztki folii z opakowań. Kosz jest w procesie sprzątania elementem strategicznym - jeśli jest pusty albo robi takie wrażenie, przeciętny pracownik już uważa swoje stanowisko za czyste.
Nie mówię już o wynikach badaniach naukowych, według których biurka są potwornymi matecznikami bakterii, więc sprzątanie ich za pomocą ściereczki niewiele zmienia. Najgorsze jest to, że często z biurka nie znikają kłębki kurzu, okruszki jedzenia czy zacieki z kawy, ale zamiast nich ulatniają się drobne monety, słodycze, książki, a czasem przedmioty wartościowe, nierzadko schowane w szufladach. Samo narzuca się pytanie, czy czasem więcej uwagi nie poświęca się badaniu zawartości prywatnych szuflad niż opróżnianiu koszy na śmieci? I czy te drobiazgi mają być bonusem dla słabo zarabiających sprzątających?
Z powrotem w toalecie
Niestety musimy poświęcić jeszcze kilka zdań zakładowym "świątyniom dumania", bo właśnie one bywają arenami najbardziej spektakularnych starć pomiędzy zanieczyszczającymi a sprzątającymi. W tym miejscu muszę przyznać, że toaleta jest właśnie tym miejscem, gdzie z powierzchownie kulturalnego człowieka może wyjść niechlujne zwierzę. W pomieszczeniach tych oprócz załatwiania potrzeb fizjologicznych i drobnych zabiegów higieniczno-kosmetycznych, bywa że ktoś zbłądzi w drodze do palarni. Zdarzają się rzeczy jeszcze gorsze - instrukcje obsługi toalety, które prześmiewczo wywiesza się w nich, niestety nie są wywieszane bez powodu.
To wszystko prawda, ale prawdą jest także fakt, że w wielu firmach brakuje papieru toaletowego albo ręczników, a uzupełnianie ich jest obowiązkiem sprzątających. Głowę dam, że w miarę pogłębiania się kryzysu finansowego dojdzie do cięć także w zakupach środków czystości. Wtedy pogrążymy się nie tylko w smutku...
Chyba że, paradoksalnie, pomoże nam bezrobocie. Wtedy nawet etat w firmie sprzątającej stanie się łakomym kąskiem i podniesie się jakość usług. Czyżby czekał nas wyścig szczurów na miotłach?