Byki żyją nadzieją na zakończenie spadków

Początek piątkowej sesji na większości europejskich parkietów, a w szczególności w Warszawie, był nad wyraz optymistyczny, jeśli wziąć pod uwagę skalę czwartkowych spadków na Wall Street. Taka sielanka jednak długo trwać nie mogła.

Byki żyją nadzieją na zakończenie spadków
Źródło zdjęć: © Gold Finance

21.05.2010 17:16

Amerykanie znów odebrali bykom nadzieję na poważniejsze odreagowanie, gdy około południa kontrakty na tamtejsze indeksy energicznie ruszyły w dół. Najpierw Europa wystraszyła Amerykę, teraz Ameryka straszy Europę. Na tym tle nasz indeks największych spółek zadziwiał siłą.

Polska GPW

Na warszawskim parkiecie piątkowa sesja zaczęła się dość dziwnie. Indeks największych spółek zyskiwał na otwarciu 0,8 proc. W swym optymizmie był jednak wyraźnie odosobniony. WIG rósł bowiem o zaledwie 0,2 proc., zaś wskaźniki małych i średnich spółek zniżkowały po 0,9-1,2 proc. Takie rozbieżności w zachowywaniu się indeksów nie należą do częstych zjawisk. Jeszcze bardziej zaskakująca była skala wzrostu WIG20, po fatalnym zakończeniu czwartkowej sesji za oceanem. Największą siłę demonstrowały w pierwszych godzinach notowań akcje Telekomunikacji Polskiej, PKO oraz Pekao, zyskujące 1,9 proc., do których dołączyły szybko walory BZ WBK. Sielanka indeksu największych spółek skończyła się jednak niemal w samo południe, wraz z pogorszeniem się nastrojów w Europie, a szczególnie na parkiecie we Frankfurcie oraz przyspieszeniem spadków kontraktów na amerykańskie indeksy. W najgorszym okresie spadał on o zaledwie 1 proc. W fazie przeceny uwagę zwracał sięgający niemal 4 proc. spadek akcji PKN Orlen oraz diametralna
zmiana podejścia inwestorów do papierów Pekao, które z lidera wzrostów trafiły do grona największych spadkowiczów, tracąc 1,5 proc. Pod koniec dnia, gdy pojawiła się nadzieja, że przecena na Wall Street nie będzie kontynuowana, nasze indeksy ponownie ruszyły w górę. Ostatecznie WIG20 zyskał 1 proc., WIG wzrósł o 0,7 proc., a mWIG40 o 0,2 proc. Wskaźnik najmniejszych firm nie zmienił swej wartości w porównaniu do czwartkowego zamknięcia. Obroty wyniosły 1,95 mld zł.

Giełdy zagraniczne

Dow Jones stracił w czwartek 376 punktów czyli 3,6 proc., zbliżając się do poziomu 10 tys. punktów, Nasdaq spadł o 4,1 proc., a S&P500 o 3,9 proc., schodząc zdecydowanie poniżej poziomu 1100 punktów. Mieliśmy więc kolejny „czarny” czwartek, po tym z 6 maja. Tym razem, licząc w cenach zamknięcia, spadki były jeszcze większe niż wówczas, a S&P500 zatrzymał się zaledwie 2 punkty powyżej poziomu z największego wówczas nasilenia panicznej wyprzedaży. Do lutowego dołka indeksowi brakuje zaledwie 15 punktów. A jeszcze niedawno taki scenariusz uznawano za bardzo mało prawdopodobny. Przyczyn wczorajszego spadku upatruje się w zapowiedzianych w Grecji strajkach, w kongresowych dyskusjach o regulacjach dla systemu bankowego oraz w gorszych danych płynących z rynku pracy. Powód jest jednak inny. Korekta spadkowa zaczęła żyć swoim życiem, rynek nabrał impetu i niewiele poza nim samym jest go w stanie „zawrócić”.

Na giełdach azjatyckich piątek przyniósł kontynuację przeceny z jednym wyjątkiem. Po ponad 1 proc. wzrosły oba indeksy na parkiecie w Szanghaju. W obrazie tamtejszego rynku zwyżka ta nie czyni jednak wielkiej zmiany. Warto jednak odnotować tę zwyżkę wbrew światowej tendencji. Japoński Nikkei stracił 2,45 proc., na Tajwanie zniżka wyniosła 2,5 proc. Liderem strat była giełda w Dżakarcie, gdzie indeks spadł o 2,6 proc.

Giełdy w Paryżu i Londynie zaczęły piątkową sesję od niewielkiego spadku i utrzymujących się przez pierwsze dwie godziny niewielkich wahań po obu stronach „kreski”, wyznaczonej czwartkowym zamknięciem. Mocny do niedawna DAX nie miał wątpliwości, w którą stronę podążyć i zniżkował niemal od samego początku. Tuż po południu tracił ponad 2 proc., ciągnąc za sobą nie tylko obu opornych dotąd „towarzyszy”, ale i większość pozostałych europejskich indeksów. Spośród giełd naszego regionu najbardziej wyróżniał się zniżkujący o ponad 3 proc. indeks giełdy w Bukareszcie. W Budapeszcie spadek sięgał 2 proc., a w Moskwie 1,5 proc. Kiepskie nastroje utrzymywały się niemal do końca dnia. Dopiero zwyżki na początku sesji za oceanem tchnęły nieco optymizmu. Tuż po godzinie 16.00 indeks w Paryżu tracił jedynie 0,6 proc., FTSE zniżkował o 0,5 proc., a DAX o 1,4 proc.

Waluty

Po stosunkowo spokojnej pierwszej części czwartkowego handlu, gdy kurs euro wahał się w przedziale „zaledwie” 1,23-1,24 dolara, wieczorem wystrzelił gwałtownie, docierając niemal do 1,26 dolara. W piątkowy poranek jeszcze nieco się umocnił, przekraczając barierę 1,26 dolara. Podobnie, jak w przypadku zachowania się Wall Street, trudno doszukać się racjonalnych powodów tej radykalnej zmiany nastawienia inwestorów do euro, poza „czysto rynkowymi” oczywiście. Te bowiem „powody”, które mogły przemawiać za spadkiem na rynku akcji, jak greckie strajki i inne europejskie kłopoty, powinny również działać jednocześnie przeciw wspólnej walucie. I w końcu około południa zadziałały, spychając kurs euro do 1,25 dolara.

Piątkowy ranek przyniósł sięgające niemal 10 groszy umocnienie się złotego wobec dolara w porównaniu do stanu z czwartkowego zakończenia handlu. Ten dynamiczny ruch został jednak dość szybko skorygowany i za „zielonego” trzeba było płacić około 3,3 zł. Znacznie mniejsze były wahania kursu euro, który poruszał się w przedziale 4,12-4,15 zł, czyli zbliżonym do poziomu z czwartkowego wieczora. Franka można było kupić po około 2,88 zł, choć jego kurs odchylał się do południa od tego poziomu o 1-2 grosze raz w górę, raz w dół. O uspokojeniu wciąż więc trudno mówić i trzeba się liczyć, że taka huśtawka jeszcze trochę potrwa.

Podsumowanie

Obserwując poranne zachowanie się indeksu naszych największych spółek, można było odnieść wrażenie, że część inwestorów postanowiła pospiesznie kupić akcje, licząc, że po serii głębokich spadków, powinien wreszcie nastąpić gwałtowny ruch w górę. Dziwne jednak było to, że pozostałe indeksy w tej grze przez większą część dnia nie brały udziału, jak WIG - zwyżkujący jedynie symbolicznie, lub wręcz zdecydowanie spadając, jak mWIG40 i sWIG80. To zaś mogłoby rodzić podejrzenie, że poranny wzrost WIG20 wywołany został tylko po to, by spokojnie pozbywać się akcji, nie wzbudzając paniki. Mogłoby, gdyby nie fakt, że z podobnym scenariuszem mieliśmy do czynienia również na większości parkietów europejskich. A w „globalny” rajd spekulantów uwierzyć raczej trudno. Tak czy inaczej, WIG20 przez cały dzień zachowywał się znacznie lepiej niż większość indeksów w Europie, a w końcówce dał wręcz pokaz siły.
Roman Przasnyski
Główny Analityk Gold Finance

| Powyższy tekst jest wyrazem osobistych opinii i poglądów autora i nie powinien być traktowany jako rekomendacja do podejmowania jakichkolwiek decyzji związanych z opisywaną tematyką. Jakiekolwiek decyzje podjęte na podstawie powyższego tekstu podejmowane są na własną odpowiedzialność. |
| --- |

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)