Trwa ładowanie...

Choćby kawa była zimna, klient nie może wyjść bez płacenia. Ucieczka z restauracji to szalbierstwo

Niedosmażony kotlet, czekanie godzinę na obiad, niekulturalny kelner. Wizyta w restauracji to nie zawsze przyjemne doświadczenie. Niezadowolony z obsługi w restauracji czy hotelu klient może składać reklamację, ale wyjście bez płacenia może się skończyć, w najgorszym wariancie, nawet karą więzienia.

Choćby kawa była zimna, klient nie może wyjść bez płacenia. Ucieczka z restauracji to szalbierstwoŹródło: Fotolia
d7j3fg8
d7j3fg8

Pewnie niejedna osoba, której zdarzyło się bezradnie rozglądać po sali w poszukiwaniu kelnera, by uiścić rachunek za zamówione dania, zastanowiła się, czy gdyby dyskretnie wyszła, zostałoby to przez obsługę w ogóle zauważone. Choć może się wydawać, że w natłoku obowiązków kelnerzy nie zwracają na gości wystarczającej uwagi, to próba wyjścia bez płacenia najpewniej zakończy się fiaskiem. Za niezapłacone przez klientów potrawy kelnerzy muszą zapłacić z własnej kieszeni, więc dyskretnie obserwują stoliki i gdy zauważą, że ktoś zbiera się w kierunku drzwi, natychmiast reagują.

Kawa na rachunek restauracji

Pytanie: "czy wszystko w porządku?" to najmilszy scenariusz, na jaki może mieć nadzieję gość w takiej sytuacji. W gorszym wariancie skończyć się może na szarpaninie lub wezwaniu policji. Próba opuszczenia restauracji bez uiszczenia rachunku to szalbierstwo, które regulowane jest w kodeksie wykroczeń. Polega ono na wyłudzeniu świadczenia płatnego od razu lub natychmiast po jego spełnieniu i dotyczy drobnej kwoty. Sprawcą z reguły jest konsument.

Szalbierstwa dopuszcza się ten, kto korzysta ze środków transportu (pociąg, autobus) bez dokonania opłaty, wchodzi na koncert czy do kina bez biletu czy właśnie "wyłudza pożywienie lub napój w zakładzie żywienia zbiorowego".

Za to wykroczenie przewidziana jest kara aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny.

d7j3fg8

Choć obsługa stara się wychwycić wszystkie podejrzane zachowania, które mogą wskazywać, że klient chce się ulotnić, to jednak części nieuczciwych klientów udaje się uciec. Najłatwiej, gdy zajmą strategiczne miejsce – blisko drzwi, a jeszcze lepiej w ogródku, z którego jest wyjście wprost na ulicę. Im więcej ludzi w lokalu, tym łatwiej jest „rozpłynąć się” w tłumie. Inna sprawa, że coraz więcej restauracji jest wyposażonych w monitoring, więc nawet, jeśli klient wyjdzie niezauważony, to obsługa będzie wyczulona na przyszłość, ale może też udostępnić jego wizerunek innym restauratorom w okolicy.

"Wychodzę, bo ten rosół obok drobiu nawet nie stał"

Złożenie zamówienia w restauracji oznacza zawarcie umowy – z punktu widzenia prawa nie różni się od kupna butów czy zamówienia usługi. Jeśli nie jesteśmy zadowoleni z jej wykonania, możemy składać reklamację. Uwagi mogą dotyczyć i samego sposobu przygotowania potrawy lub jej smaku (zupa ma inna konsystencję niż wynika z powszechnie przyjętych zasad jej gotowania, pierogi z mięsem zawierają śladową ilość mięsa), jak i przekroczenia czasu, w którym potrawa miała zostać podana.

Jeśli w potrawie użyto innych składników niż to wynika z opisu w menu (bądź zastąpiono je tańszymi odpowiednikami, np. droższy parmezan zastąpiono żółtym serem), klient również ma prawo podnieść zarzut niezgodności towaru z umową. Wyrażenie niezadowolenia nie może jednak przybrać postaci ostentacyjnego wyjścia z restauracji. O problemie trzeba poinformować obsługę oraz zapoznać się z propozycjami rozwiązania go. Odmowa płacenia bez wcześniejszego poinformowania zakwalifikuje się jako wspomniane szalbierstwo, czyli wykroczenie. Wtedy już za późno będzie, by tłumaczyć, że "jedzenie nie było odpowiednio przyprawione".

Zobacz też: Czy Polacy zaczną masowo wynosić jedzenie z restauracji?

Restaurator nie musi uwzględnić reklamacji, jeśli klient zjadł znaczną część posiłku i dopiero później zgłosił uwagi. W lokalach powszechne jest, że kilka minut po przyniesieniu zamówienia ktoś z obsługi podchodzi i pyta, czy jedzenie smakuje. Wielu klientów reaguje na to lekkim oburzeniem – a właśnie ten moment służy temu, by zgłosić zastrzeżenia.

d7j3fg8

Prywatny list gończy

Czasem właściciele sklepów czy restauracji, którzy są już zmęczeni plagą złodziei i nieuczciwych klientów, próbują szukać ich na własną rękę poprzez udostępnianie ich wizerunku w internecie. Bardzo zwiększa to szanse namierzenia oszusta, ale jest niezgodne z prawem i może spowodować, że sklepikarz czy restaurator ściągnie na siebie poważne kłopoty.

Nie ma przepisu, który umożliwia publikowanie wizerunku osób podejrzanych o popełnienie przestępstwa. Rysopis może publikować wyłącznie policja – i to w określonych sytuacjach. Można się burzyć, że prawo bardziej chroni sprawcę niż ofiarę, ale zezwolenie na dowolne wrzucanie do internetu zdjęcia osoby podejrzewanej o kradzież mogłoby naruszać dobra osobiste niewinnej osoby. Właściciel punktu handlowego nie może wchodzić w buty policji i musi podporządkować się procedurom. To pewnie dobrze, bo w przeciwnym razie mogłoby dochodzić do samosądów na osobach, które z przestępstwem nie mają nic wspólnego. Przykładowo, w sieci można znaleźć sporo próśb o pomoc w poszukiwaniu osoby, która ukradła rower lub zarysowała samochód. Zdjęcia z monitoringu są z reguły słabej jakości i wcale nie ma pewności, że to właśnie ta osoba spowodowała szkodę – być może jest tylko przechodniem, który mimowolnie został wmanewrowany w cała sprawę?

Rachunek za zdemolowany pokój przyjdzie na pewno

O ile wyjście z restauracji bez płacenia jest wykroczeniem, to próba ucieczki z hotelu zostanie zakwalifikowana jako przestępstwo, a konkretnie - oszustwo. Jest to działanie w celu osiągnięcia korzyści majątkowej poprzez doprowadzenie innej osoby do niekorzystnego rozporządzenia mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd. Zagrożone jest to karą pozbawienia wolności od 6 miesięcy do 8 lat.

d7j3fg8

Opuszczając hotel, klient powinien pozostawić pokój w takim sanie, w jakim go zastał. Jeśli dokonał jakichś zniszczeń, hotel może obarczyć go odpowiedzialnością finansową. Oczywiście łatwiej, gdy takie zniszczenie (przy czym stłuczenie szklanki raczej nie pociągnie za sobą konsekwencji, chodzi o poważniejsze szkody) zostało stwierdzone jeszcze przed tym, jak gość zda klucz i wyjdzie, ale raczej nie zdarza się, by obsługa kontrolowała pokój w obecności klienta. Szkody wychodzą na jaw dopiero później, co w jakimś stopniu utrudnia ich udowodnienie, ale nie uniemożliwia całkowicie.

Hotel może zwrócić się z żądaniem naprawienia szkody do byłych gości hotelowych, a gdy odmówią, będzie mógł wystąpić na drogę sądową. Aby uprawdopodobnić swoje żądania, będzie musiał przedstawić dowody obciążające gościa, np. zdjęcia, zeznania świadków (mogą nimi być pracownicy).

d7j3fg8

Pracownicy hotelu mają obowiązek zadbać, by wszyscy goście czuli się bezpiecznie i nie byli niepokojeni przez hałas i nieprzyzwoite zachowania innych przebywających w budynku osób. Gdy któryś z gości zachowuje się prowokacyjnie (bez względu na to, czy jest pod wpływem alkoholu czy nie), obsługa nie powinna samodzielnie próbować go obezwładniać lub usuwać z obiektu – chyba że jest agresywny i stanowi zagrożenie. Aby nie naruszać nietykalności tego człowieka (co jest karalne), najlepiej wezwać policję lub poprosić o interwencję ochronę. Ta bowiem, w oparciu o Ustawę o ochronie osób i mienia, ma prawo użycia środków przymusu bezpośredniego w postaci np. siły fizycznej dla obezwładnienia klienta. Użyte środki powinny odpowiadać potrzebom wynikającym z istniejącej sytuacji i powinny być proporcjonalne do zagrożenia. W pierwszej chwili ochrona powinna wezwać klienta do zastosowania się do instrukcji, dopiero w razie jego sprzeciwu może skorzystać z innych metod.

*Taksówkarze dobrze zapamiętują tych, którzy uciekają na czerwonym świetle *
Na uciekających klientów skarżą się również kierowcy taksówek. Z ich opowieści wynika, że oszukać może każdy: i uprzejmy urzędnik, który w czasie jazdy pogada o pogodzie i muzyce, i para starszych ludzi. Nie ma zasady, bo gdy pojawia się możliwość oszczędzenia kilkudziesięciu złotych, niektórzy ludzie zapominają o jakichkolwiek zasadach moralnych i pochodzenie, zajmowane stanowisko czy poziom zarobków nie ma tu nic do rzeczy.

- Lampka ostrzegawcza zapala mi się, gdy na koniec podróży klientowi przypomina się, że nie wziął portfela. Prosi o podjechanie pod budynek, najczęściej blok z wieloma drzwiami wejściowymi. W tej chwili mogę stawiać zakłady, że więcej go nie zobaczę – powiedział mi kiedyś taksówkarz zapytany o nieuczciwych klientów.

d7j3fg8

W takiej sytuacji kierowcy proszą najczęściej o jakiś zastaw, przy czym klient nie ma obowiązku oddania cennej rzeczy, na przykład telefonu komórkowego – i sytuacja robi się trudna.

- Na taka okoliczność mamy przewidziany w korporacji numer alarmowy. Po jego naciśnięciu możliwie szybko przyjadą znajdujący się w okolicy koledzy i dopilnują, by klient jednak wrócił z pieniędzy – zdradził łódzki taksówkarz.

Problem z niepłacącymi klientami dotyczy z reguły pasażerów zabieranych z ulicy. Ci, którzy zamawiają kurs przez telefon, często są stałymi klientami i ich numer jest zapamiętany w bazie.

d7j3fg8
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d7j3fg8