Czy self-made man w ogóle istnieje?

Ludzie sukcesu – milionerzy, prezesi korporacji, wybitni prawnicy wszystko zawdzięczają tylko sobie?

Obraz

- Do wszystkiego doszedłem sam. Pracowitością, zawziętością, talentem, sprytem – mówi Łukasz. W szkole i na studiach prymus, potem oddany pracownik korporacji, wspinający się z mozołem po szczeblach stanowisk. Kariera w amerykańskim stylu: od gońca do prezesa zarządu. Ucieleśnienie mitu self-made mana – człowieka, który zaczynał od zera, a po latach ciężkiej harówki osiągnął prestiż, sławę i obrzydliwie duże pieniądze.

Nie wystarczy chcieć

- Ale self-made man nie istnieje. Bez pracowitości, uporu, zdolności ani rusz. A jednak te atuty o niczym jeszcze nie przesądzają. Dużo zależy też od szczęścia, które nie jest jednorazowym uśmiechem losu, ale całym ciągiem sprzyjających okoliczności – mówi Mirosław Słowikowski, psycholog biznesu i trener.

Identyczną tezę stawia dziennikarz Malcolm Gladwell w wydanej ostatnio także w Polsce książce „Poza schematem”. Autor często słyszał, jak ktoś mówił o Billu Gatesie, medalistach olimpijskich, gwiazdach rocka czy innych wyjątkowych osobach: „oni naprawdę są mądrzy” albo „są bardzo ambitni”. Ale – jak pisze – jest mnóstwo naprawdę mądrych i ambitnych ludzi, których majątek jakoś nie jest wyceniany na 60 mld dolarów.

Najważniejsze są przesłanki zewnętrzne, takie jak miejsce urodzenia, pochodzenie społeczne, dziedzictwo kulturowe – uważa Gladwell. Według niego na zdobycie fortuny dużo większe szanse ma Amerykanin, Anglik czy nawet Polak niż mieszkaniec biednej Etiopii. Zaś wybitnym prawnikiem czy laureatem Nagrody Nobla raczej zostanie dzieciak z dobrej dzielnicy, a nie jego rówieśnik ze slumsów. Dodaje, że coraz trudniej jest przebić się z dołów społecznych. Wbrew rozpowszechnianej przez hollywoodzkie filmy bajeczce, że wystarczy tylko chcieć.

Mit ciężkiej pracy

Łukasz swój sukces tłumaczy niebywałą pracowitością i determinacją. Wspomina, że gdy koledzy grali na podwórku w piłkę, on wkuwał angielskie słówka, czytał lektury nadobowiązkowe, rozwiązywał zadania matematyczne. Na studiach było podobnie: cały akademik bawił się i pił, tylko jeden „Łuki” zakładał na uszy słuchawki i przeglądał nudne skrypty. Jeszcze więcej dawał z siebie jako pracownik korporacji. Do biura przychodził w piątek, świątek i niedzielę, rezygnował z urlopów, zarywał nocki. Zgłaszał się na ochotnika do najtrudniejszych projektów. Szefostwo żartowało, że grozi mu śmierć z przepracowania. A jednocześnie nagradzało go kolejnymi awansami. Tak wdrapał się na sam szczyt.

Menedżer pokazuje swoje zdjęcie sprzed 20 lat, zrobione w tej samej firmie, jedynej, w której dotąd pracował. Wytarte dżinsy, oliwkowy sweter z demobilu i wesoły uśmiech na jeszcze chłopięcej twarzy.

- Wtedy byłem tutaj stażystą – objaśnia z dumą Łukasz. – Wystarczył jednak miesiąc, bym został asystentem kierownika sprzedaży. Później poszło gładko: szef działu, menedżer biura, dyrektor oddziału, regionu… Rok temu sięgnąłem po prezesurę. *Po pierwsze, wdzięczność *

Psycholog Mirosław Słowikowski twierdzi, że ludzie sukcesu często myślą dokładnie tak jak Łukasz. To znaczy uważają, że wszystko zawdzięczają sobie. Nie pamiętają jednak o rodzicach, którzy wysyłali ich na kursy językowe, na fortepian czy tenisa. Zapominają też o nauczycielach, którzy zarazili ich pasją. Albo o harcerstwie czy obozach sportowych, gdzie za młodu uczyli się odpowiedzialności i samodzielności.

- Osoby, którym się udało w życiu i w pracy, często przeceniają własne zasługi, za to nie doceniają wpływu innych na ich rozwój, wykształcenie, późniejsze zasługi – podkreśla Słowikowski. – Brak im pokory i wdzięczności. Stają się egoistyczni i aroganccy.

Arogancja zaś – dodaje ekspert – czasem pomaga w robieniu kariery. Natomiast bardzo przeszkadza, gdy człowiek zostaje zdegradowany albo zwolniony z pracy.

Przypadek Łukasza jest potwierdzeniem tego poglądu. Zapytany o to, czy ma obok siebie choć jedną zaufaną i bezinteresowną osobie, nagle traci całą pewność siebie.

- Miałem do wyboru: przyjaciele albo kariera. Wybrałem karierę – przyznaje Łukasz po długiej chwili pełnego napięcia milczenia. – Gdyby teraz powinęła mi się noga, nikt, absolutnie nikt by mi nie pomógł, za to wielu by się cieszyło z mego upadku.

Czy nie można odzyskać zaufania i przyjaźni?

- Owszem, można – odpowiada Słowikowski. – Jest tylko jeden warunek: człowiek musi zobaczyć i docenić ludzi, którzy pomogli mu wejść na szczyt.

Mirosław Sikorski/JK

Wybrane dla Ciebie

Zarabiają prawie 50 tys. zł. Rekordowy popyt na specjalistów
Zarabiają prawie 50 tys. zł. Rekordowy popyt na specjalistów
Lego wprowadza największy zestaw Star Wars w historii. Oto cena
Lego wprowadza największy zestaw Star Wars w historii. Oto cena
Polski gigant rybny rośnie w siłę. Przejął spółkę z Belgii
Polski gigant rybny rośnie w siłę. Przejął spółkę z Belgii
Koniec najstarszej kawiarni w Rzymie. Dobił ją czynsz za 180 tys. euro
Koniec najstarszej kawiarni w Rzymie. Dobił ją czynsz za 180 tys. euro
Zakopane przegrało w sądzie. Nadal będzie pobierać opłatę
Zakopane przegrało w sądzie. Nadal będzie pobierać opłatę
Miecz świetlny z "Gwiezdnych wojen" sprzedany. Padł rekord
Miecz świetlny z "Gwiezdnych wojen" sprzedany. Padł rekord
Pompy ciepła na wynajem. UE ma nowy pomysł
Pompy ciepła na wynajem. UE ma nowy pomysł
Chcą 1,2 tys. zł podwyżki, grożą strajkiem. Gigant handlowy mówi "nie"
Chcą 1,2 tys. zł podwyżki, grożą strajkiem. Gigant handlowy mówi "nie"
Ważna data dla pracowników. Po 30 września firmom grożą kary
Ważna data dla pracowników. Po 30 września firmom grożą kary
Spór o smród w Krakowie. Firma musi ograniczyć działalność
Spór o smród w Krakowie. Firma musi ograniczyć działalność
Koniec obowiązku dla pracujących emerytów? Resort ma plan
Koniec obowiązku dla pracujących emerytów? Resort ma plan
Chciał wziąć kredyt, skłamał w banku. Grozi mu 8 lat więzienia
Chciał wziąć kredyt, skłamał w banku. Grozi mu 8 lat więzienia