Darmowe przedszkola w Warszawie skończyły się podwyżką opłat. Co dało miasto, to zabrała dzielnica
Miało być tak pięknie: brak opłat za pobyt w warszawskim przedszkolu i tysiąc złotych rocznie w kieszeni rodziców. Okazuje się, że obniżkę jednej opłaty część przedszkoli wykorzystała, by móc podwyższyć inne. A w kieszeni części rodziców bez zmian - to co dostali od miasta, zaraz odebrała im dzielnica.
12.09.2017 | aktual.: 13.09.2017 08:35
Wielu rodziców w Warszawie z rozczarowaniem ogląda teraz rozliczenie opłat za wrzesień i październik w przedszkolach. Obiecywano likwidację płatności za pobyt dziecka i faktycznie ją zniesiono, tyle że jednocześnie większych pieniędzy zażądano za żywienie.
Jeszcze 25 maja radni w Warszawie przegłosowali jednomyślnie, że od września wszystkie zajęcia w przedszkolach prowadzonych przez miasto stołeczne Warszawa będą bezpłatne. Razem z bezpłatną komunikacją dla uczniów i warszawskim bonem żłobkowym prezydent Gronkiewicz-Waltz miała swoje "500+".
Dotychczas trzeba było płacić 1 zł za każdą godzinę pobytu dziecka w przedszkolu publicznym powyżej sześciu godzin opieki. To właśnie tę opłatę zlikwidowano. Skorzystać mieli rodzice aż 46 tys. dzieci.
- Warszawa jest pierwszym dużym miastem w Polsce, które całkowicie zlikwidowało opłaty za zajęcia przedszkolne - chwaliła się wtedy Hanna Gronkiewicz-Waltz, prezydent stolicy.
Oszczędność miała wynosić nawet tysiąc złotych rocznie dla rodziców - tak wyliczyło miasto. Chodziło prawdopodobnie o przypadek z dwójką dzieci w przedszkolu. We wrześniu okazuje się, że jest jednak wielu takich, którzy muszą obejść się smakiem.
Sytuację obniżki opłat za pobyt wykorzystała, licząca ponad 130 tys. mieszkańców, warszawska dzielnica Bielany. Jej burmistrz Tomasz Mencina, który wywodzi się z tej samej partii co Gronkiewicz-Waltz, postanowił razem z dyrektorami przedszkoli, że znacząco wzrosną opłaty za wyżywienie.
- Burmistrz Bielan ustalił jednolitą stawkę na terenie dzielnicy i teraz jest to 10 zł dziennie - poinformowały Wirtualną Polskę sekretariaty kilku z bielańskich przedszkoli.
Stawkę dzienną za żywienie maluchów, tj. za śniadanie, obiad i podwieczorek, podniosło dwadzieścia dziewięć samorządowych przedszkoli na Bielanach. W wielu przypadkach koszty dla rodziców wzrosły aż o 25 proc., tj. z 8 do 10 zł dziennie.
Biuro prasowe burmistrza tłumaczy, że to decyzja dyrektorów przedszkoli.
- Decyzję o wysokości stawki żywieniowej podejmuje dyrektor placówki w oparciu o zarządzenie (prezydenta m.st. Warszawy - przyp. red.) oraz analizę dotychczasowej stawki żywieniowej - podaje Małgorzata Kink, rzecznik prasowy dzielnicy, odrzucając tym samym odpowiedzialność burmistrza za podwyżkę we wszystkich placówkach na Bielanach.
Trzeba dodać, że ceny żywności poszły w sierpniu w górę o 4,3 proc. (w stosunku do sierpnia poprzedniego roku), a płaca minimalna o 8 proc., czyli strona kosztowa producentów posiłków co prawda rosła, ale w stopniu dużo mniejszym niż podwyżki. Jakimś wyjaśnieniem podwyżek jest informacja od jednego z dyrektorów, że ma kłopoty ze skompletowaniem pracowników do kuchni. Bezrobocie jest niskie i chętnych do pracy za niską stawkę ubywa.
Na Bielanach ustalono stawkę na poziomie o 1-2 zł wyższym niż w zdecydowanej większości pozostałych warszawskich przedszkoli. Formalnie dyrektorzy mogli chcieć jeszcze więcej. Pozwalają na to przepisy uchwalone przez Radę Warszawy kilka lat wcześniej.
- Maksymalna stawka się nie zmieniła w tym roku. W przypadku przedszkoli to nie więcej niż 14 zł, a szkół podstawowych 12 zł - podaje Wirtualnej Polsce Katarzyna Pieńkowska z biura prasowego urzędu miasta stołecznego Warszawy.
Miasto zresztą zmieniło w tym roku zasady na korzyść rodziców, by uchronić ich od podwyżek opłat związanych ze zmianami w prawie. Do tej pory w zarządzeniu stawka dzienna za żywienie nie mogła być wyższa niż 0,6-0,7 proc. od minimalnego wynagrodzenia. A wynagrodzenie minimalne rośnie ostatnio w dość dużym tempie, więc i górny poziom stawki mógł też iść szybko w górę. - W tym roku to twarda kwota, bez szkody dla rodziców - informuje Pieńkowska. Nadal jednak dużo wyższa, niż faktycznie pobierają placówki.