Emerytura głównie z ZUS‑u. OFE na boczny tor
Otwarte Fundusze Emerytalne będą otrzymywać 2,3 proc. składek zamiast 7,3 proc. Pozostałe 5 proc. trafi na indywidualne konta osobiste zarządzane przez ZUS. Dzięki temu OFE nie będą zwiększać długu państwa - zapowiedział premier Donald Tusk.
30.12.2010 | aktual.: 31.12.2010 07:51
Na konferencji prasowej po posiedzeniu rządu Tusk powiedział, że propozycję tę należy traktować jako "zasadnicze rozstrzygnięcie na poziomie rządu", a projekt ustawy powstanie bardzo szybko. Wyraził nadzieję, że w styczniu projekt wraz ze szczegółowym opisem skutków finansowych, jakie wywoła, trafi do parlamentu. Rząd chce bowiem, by zmiany obowiązywały od 1 kwietnia 2011 r.
Zgodnie z planami rządu, z 7,3-proc. składki trafiającej do Otwartych Funduszy Emerytalnych 2,3 proc. zostanie w OFE, a 5 proc. będzie na indywidualnych kontach osobistych. Szef rządu wyjaśnił, że 5 proc. nadal będzie w drugim filarze, ale operatorem tych środków będzie ZUS. - To model, który z całą pewnością gwarantuje pełne bezpieczeństwo emerytur, przyporządkowanie składki kontom osobistym (...) i zachowanie trzech filarów. Efektem tych zmian jest nie tylko utrzymanie tej domniemanej wysokości emerytury, ale realna szansa na to, że emerytura będzie większa - powiedział. Zaznaczył, że emerytury będą "trochę wyższe".
Dodał, że dzięki zmianom OFE "nie będą sprawcą nieuchronnego zwiększania się zadłużenia" (państwa - PAP).
W 2017 r. część składki na II filar, zarządzana przez ZUS, będzie wynosić 3,8 proc. Wprowadzona też zostanie ulga podatkowa na dodatkowe dobrowolne ubezpieczenie. - Zależało nam na tym, by ta część II filara, obsługiwanego przez ZUS, dawała w efekcie identyczne wyniki finansowe dla odkładającego. System waloryzacji będzie odpowiadał mniej więcej temu, jakby te składki "pracowały" w OFE, w tej części, która jest wydawana na obligacje - powiedział Tusk.
- Daje nam to odciążenie długu i deficytu, a równocześnie nie ma żadnego negatywnego wpływu na wysokość i stabilność tej części emerytury z II filara - podkreślał.
Tusk dodał, że II filar w części obsługiwanej przez OFE powinien docelowo dysponować podobną pulą pieniędzy, jaką dziś daje składka w wysokości 7,3 proc. - Proponujemy więc, aby równocześnie wprowadzić system dobrowolny - na początek 2 proc., potem 3 proc., a od 2017 r. 4 proc. dodatkowego ubezpieczenia - powiedział. Zaznaczył, że będzie to odpisane od podstawy opodatkowania. - Ta ulga będzie motywacją dla tych, którzy chcieliby się dodatkowo ubezpieczyć poprzez OFE - dodał.
- To oznacza, że OFE w 2017 r. - jeśli zechcą tak klienci - będą dysponowały pulą zbliżoną do tej, jaką mają dzisiaj ze składki 7,3 proc. Z punktu widzenia emeryta poszerza to pole wolności wyboru - dodał Tusk.
Zdaniem premiera, klienci OFE powinni mieć możliwość decydowania, jaka część ich pieniędzy będzie inwestowana przez fundusze bardziej dynamicznie, i choć daje szanse na większe korzyści, ale i związana jest z większym ryzykiem, oraz jaka część "byłaby bardziej konserwatywna, stabilna i oparta w większym stopniu na papierach dłużnych państwa". - Ta przestrzeń będzie wymagała precyzowania i dyskusji - dodał.
Tusk wyjaśnił, że podstawowymi założeniami zmian była naprawa, a nie "wywracanie systemu", czyli zachowanie trzech filarów i OFE. Podkreślił, że jakakolwiek zmiana nie może dotknąć stabilności i wysokości dzisiejszych i przyszłych emerytur, musi też dać pewne gwarantowane skutki w odniesieniu do długu i deficytu finansów publicznych.
Premier zapewnił, że każda złotówka odkładana przez polskiego "składkowicza" będzie dedykowana na jego konto. - Konkretnie na trzy konta; dwa ZUS-owskie, pierwszy i drugi filar, częściowo trzeci w OFE. Wiecie, co byśmy zrobili z tą ręką, która by się podniosła na te składki - powiedział.
Premier zapowiedział ponadto, że rząd zamierza rozluźniać rygory, którym podlegają OFE, aby fundusze mogły swobodniej decydować, ile środków inwestują w akcje, a ile w obligacje.
Zmiany, które chce wprowadzić rząd, krytykuje większość ekonomistów. Wojciech Misiąg z Instytutu Badań nad Gospodarką Rynkową nazywa rzeczy po imieniu. - Państwo przymusowo zapożycza się u obywateli i jeszcze ich "rąbie" na oprocentowaniu - mówi dla "Pulsu Biznesu" ekonomista.
Izba Gospodarcza Towarzystw Emerytalnych, zrzeszająca 12 towarzystw emerytalnych, twierdzi, że zmiany proponowane przez rząd służą jedynie doraźnym celom, odsuwając ich konsekwencje w przyszłość. Jej zdaniem decyzja rządu podważa sens i bezpieczeństwo systemu emerytalnego, a przede wszystkim zwiększa prawdopodobieństwo niskich emerytur milionów Polaków.
"Drastyczne zmniejszenie do 2,3 składki zarządzanej przez OFE spowoduje, że kapitał, jaki fundusze wypracują na rynkach finansowych, będzie zbyt mały, aby znacząco podnieść kwoty wypłacanych w przyszłości emerytur. Nie ma bowiem żadnych przesłanek, by twierdzić, że wysoka ostatnio waloryzacja zobowiązań gromadzonych w ZUS utrzyma się w nadchodzących latach. Przeciwnie, prognozy pokazują, że waloryzacja będzie malała. Dramatyczna sytuacja demograficzna Polski po 2020 roku spowoduje silny spadek tempa wzrostu potencjalnego PKB. Według prognoz Komisji Europejskiej z 2009 roku, spadnie ono do nieco ponad 1,5% w latach 2020-2040, a po roku 2040 wyniesie 0,3% i będzie najniższe w Unii Europejskiej. Mechanizmy waloryzacji w ZUS oparte na wzroście PKB, spowodują po 2020 roku, że realnie będzie ona symboliczna lub żadna" - napisała Izba w przysłanym nam komunikacie.
Komentarze ekonomistów:
Marek Zuber, ekonomista, analityk rynku
Oczywiste jest, że w obecny system emerytalny się nie domyka. Planem reformy z 1999 roku było, żeby aktywnie zawodowo pokolenie przestało łożyć wyłącznie na aktualnych emerytów, ale by każdy odkładał dla siebie. Nadal jesteśmy w okresie przejściowym reformy, dlatego też pieniędzy w systemie wciąż brakuje. Wpływały na to także utrzymywane od lat przywileje emerytalne. Niestety za reformą nie przyszły kolejne działania zmierzające do ich zniesienia.
Dzisiejsza decyzja rządu spowoduje znaczącą różnicę. Polega ona na tym, że w dotychczasowym systemie odkładane w II filarze pieniądze przyszły emeryt rzeczywiście miał na koncie w formie obligacji i akcji. Po zmianie, kiedy pieniędzmi będzie zarządzać ZUS, nasze składki będą jedynie zapisem księgowym na przypisanym obywatelowi koncie.
Mimo wielu wad, takie rozwiązanie jest i tak korzystniejsze niż zamrożenie na dwa lata składek do OFE. Nie było powiedziane, czy w razie zamrożenia wpłat państwo odda nam składki w przyszłości, a i wysokość składki nie byłaby identyfikowana do konkretnego obywatela. A zgodnie z tym, co powiedział premier, pieniądze będą chociaż przypisane do indywidualnego rachunku w ZUS.
Leokadia Oręziak, Katedra Finansów Międzynarodowych SGH
Liczyłam, że rząd pozwoli na to, by OFE były dla chętnych, a pieniądze pozostałych byłyby kierowane do ZUS. Wybrano rozwiązanie pośrednie, które jednak nie rozwiąże problemu długu publicznego. OFE już stworzyły olbrzymi dług i jeśli nic by się nie zmieniło, w końcu Polska stałaby się niewypłacalna, a już na pewno nam groziłaby podwyżka podatków. Z OFE i tak będziemy musieli zrezygnować, i to już w ciągu 2-3 lat.
Zmiany, które zapadły, nie wpłyną negatywnie na wysokość naszych emerytur. System będzie tańszy i uczciwszy wobec ludzi. Jacek Frączyk, analityk Wirtualnej Polski
Decyzja o drastycznym cięciu składki do funduszy emerytalnych i przekazywaniu 3/4 tejże składki do ZUS świadczy o tym, w jak trudnej sytuacji znalazł się Skarb Państwa.
Odpowiedzi na pytanie, dlaczego z taką zapalczywością rząd zabrał się akurat za OFE i dlaczego redukcja składki jest tak wysoka, wydaje się, że należy szukać nie w samej tylko dziurze budżetowej. Otóż w najbliższym czasie Europejski Trybunał Sprawiedliwości powinien podjąć decyzję w sprawie skargi Komisji Europejskiej na naszą ustawę emerytalną, a konkretnie na limity inwestycyjne, jakie nasze państwo nałożyło na OFE.
Według ustawy fundusze emerytalne mają 5-procentowy limit na inwestycje zagraniczne, a jednocześnie bez limitów mogą inwestować w papiery dłużne skarbu państwa.
Decyzja ETS może spowodować, że OFE nie będą już musiały kupować obligacji skarbu akurat naszego państwa, a to, kto wie, mogłoby zachwiać i tak już niepewnymi podstawami budżetu.
Kilka miliardów złotych rocznie popytu na nasze obligacje państwowe nagle mogłoby wyparować, w związku z czym rząd miałby większą trudność w finansowaniu długu i być może musiałby płacić wyższe odsetki za nowo sprzedawane papiery dłużne. Niewykluczone, że redukując składkę rząd zagwarantował sobie właśnie, że te pieniądze nigdzie nie wyciekną, ale pójdą tam gdzie według rządu powinny iść, czyli do państwowego worka.
Pozostaje mieć nadzieję, że dożyjemy emerytury, zanim kolejny rząd stwierdzi, że dotychczas zebrane w OFE środki też należy na coś tam wykorzystać, no i cieszmy się, że redukcja była tylko o 5 punktów procentowych. Mogli przecież zabrać wszystko!
Jest jeszcze kwestia, w jakim stopniu redukcja składki wpłynie na notowania na warszawskiej giełdzie. Dotychczas OFE zainwestowały 77 mld zł w akcje na GPW. Roczny stały dopływ na giełdę to około 5 miliardów złotych, przy 200 miliardów obrotów akcjami na GPW może zrobić sporą różnicę. A już z całą pewnością odbije się na notowaniach największych spółek, które były głównym celem inwestycji OFE.
Wojciech Otto, Wydział Nauk Ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego
Zmiany, które zapadły, w ogóle nie są podyktowane dobrem emerytów, chodzi o ratowanie budżetu. Jeśli bez tych kroków doszłoby do przekroczenia bariery długu publicznego, to oczywiście jest to mniejsze zło. Choć można dyskutować, czy trzeba było przesunąć tak dużo środków z OFE.
Pytanie kluczowe z punktu widzenia przyszłych emerytów brzmi: czy środki, które zostaną przesunięte do ZUS będą dziedziczone, jak to jest w OFE, czy jednak nie.
Kolejne, to kiedy nastąpią zmiany dotyczące stworzenia subfunduszy tak, by OFE mogły lepiej inwestować nasze pieniądze. Moim zdaniem te konkretne zmiany mogą zostać wprowadzone w połowie 2012 roku.
- Proponowane przez rząd zmiany w systemie emerytalnym obniżą deficyt sektora finansów publicznych według metodologii UE, czyli ESA'95, o 0,9-1,0 pkt proc. Nie zmniejszy to natomiast deficytu w ujęciu kasowym - powiedział PAP wiceminister finansów Ludwik Kotecki.
- Mniejsze będą także potrzeby pożyczkowe budżetu, co przełoży się na spadek długu publicznego o około 1 pkt proc., zarówno tego według metodologii UE, jak i państwowego długu publicznego (PDP) - dodał.
Podkreślił także, że resort finansów jest usatysfakcjonowany przyjętymi przez rząd kierunkami prac nad zmianami w systemie emerytalnym. - Jest ono bardzo dobre z punktu widzenia finansów publicznych. Przyjęte dzisiaj rozwiązania są wzmocnieniem III filaru systemu emerytalnego - powiedział Kotecki.
Dodał, że zmiany w postaci obniżenia składki do OFE mogą nieść za sobą liberalizację limitów inwestycyjnych dla funduszy.
- Jeśli chodzi o limity inwestycyjne to będą one zweryfikowane i zliberalizowane. Najprawdopodobniej będzie to oznaczało zwiększenie limitów dla inwestycji na rynku kapitałowym. Jest jednak za wcześnie, aby mówić o konkretach, gdyż dzisiaj zostały przyjęte jedynie kierunki prac - powiedział wiceminister finansów. Komentarze polityków:
Sposób na szukanie pieniędzy, aby załatać deficyt budżetowy, kolejne obietnice premiera - tak politycy PiS oceniają przedstawione w czwartek przez Donalda Tuska założenia zmian w systemie emerytalnym.
- Ponad rok mamy spektakl na temat reformy emerytalnej i konieczności zmian systemu emerytalnego. Z dzisiejszej propozycji niewiele wynika. Rząd w tej chwili rozpaczliwie szuka możliwości załatania deficytu budżetowego. Chodzi o to, żeby przeżyć rok do wyborów, znaleźć brakujące pieniądze - powiedziała PAP wiceszefowa PiS Beata Szydło.
- Wybrano najłatwiejszy sposób. Sięgnięto po raz kolejny do kieszeni Polaków. To nie jest rozwiązanie problemu, tylko odsunięcie go w czasie. Trzeba mówić o kompleksowej zmianie systemu - dodała.
Szydło zapowiedziała, że PiS na początku stycznia złoży w Sejmie projekt ustawy ws. emerytur. PiS chce, aby istniała możliwość wyboru między OFE a ZUS-em. - Chcemy, żeby każdy z nas mógł decydować, jaka ma być jego emerytura i w jakim systemie ma się znajdować - zaznaczyła.
Szef klubu PiS Mariusz Błaszczak skrytykował przedstawione przez premiera założenie, że z 7,3-proc. składki trafiającej do Otwartych Funduszy Emerytalnych 2,3 proc. zostanie w OFE, a 5 proc. będzie na indywidualnych kontach osobistych. Szef rządu wyjaśnił, że te 5 proc. nadal będzie w drugim filarze, ale operatorem tych środków będzie ZUS.
- To kolejna obietnica premiera Donalda Tuska, że wszystko będzie dobrze. Jeżeli chodzi o schemat podziału składki widać, że celem było to, żeby 5 procent ze składek, które płynęły do OFE, mogło wpłynąć do dziury, jaka jest w ZUS-ie. To łatanie dziury poprzez sięganie do składek, które były zbierane na poczet naszych emerytur - powiedział PAP Błaszczak.
- Decyzja o zmianie wysokości składki do OFE jest podyktowana tym, że bez tych pieniędzy przyjęty niedawno przez Sejm budżet na 2011 rok byłby trudny do realizacji po stronie dochodowej - powiedział poseł PSL Janusz Piechociński.
Według niego proponowane przez rząd zmiany pokazują jak "dramatyczna i bardzo napięta" jest sytuacja finansów publicznych w naszym kraju i jak bardzo rząd jest podzielony, co do sposobu walki z długiem publicznym.
Jak podkreślił Piechociński, w ostatnich miesiącach w rządzie ujawniły się dwie grupy, gdzie jedna z ministrem finansów Jackiem Rostowskim i minister pracy Jolantą Fedak chciała dobrać się do zgromadzonych w OFE pieniędzy i druga z ministrem Michałem Bonim, który robił wszystkie by OFE nic się nie stało.
- W tej przestrzeni lawirował Donald Tusk pomrukując groźnie, że dobierze się do skóry Otwartym Funduszom Emerytalnym, jeśli te nie zwiększą efektywności. No i się dobrał - powiedział poseł PSL.
W ocenie Piechocińskiego, dobrze się stało, że w Polsce odbyła się w końcu dyskusja o funkcjonowaniu systemu emerytalnego, bo - jak zaznaczył - jego wdrażanie było "okraszone klasycznym dla polskiej debaty publicznej chciejstwem".
- Gdy wprowadzano reformę systemu emerytalnego prawie jak w reklamach obiecywano nam wszystkim, że będzie to bardzo syta emerytura na tle krajów palmowych i ładnych Haitanek, czy Wenezuelek. Polacy mieli dostojnie i spokojnie wkraczać w złoty wiek, a okazało się, że wiele rzeczy jest niedopracowanych w tym systemie - powiedział poseł PSL.
Zmiana wysokości składki do Otwartych Funduszy Emerytalnych pozwoli Polsce przejść suchą nogą przez kryzys ekonomiczny - tak oceniła była prezes ZUS, posłanka SLD Anna Bieńkowska proponowane przez rząd zmiany w systemie emerytalnym.
- To jest radykalna zmiana wysokości składki do OFE, a świadczyć ona może o jednym, że jest wielki niedobór środków w budżecie państwa i rzeczywista groźba przekroczenia limitu deficytu budżetowego. Takie posunięcie pozwoli Polsce przejść suchą nogą przez kryzys ekonomiczny - powiedziała PAP Bieńkowska.
W jej ocenie, jeśli proponowana przez rząd zmiana miałaby uchronić nasz kraj przed przekroczeniem bariery dopuszczalnego deficytu, a tym samym przed cięciami wydatków publicznych, w tym wydatków na cele socjalne, to "nie jest to rozwiązanie złe". - Mimo że odkłada w czasie zobowiązania budżetu względem osób ubezpieczonych - dodała.
Jak podkreśliła, jeśli rząd dotrzyma słowa i rzeczywiście zagwarantuje waloryzację składek, które zamiast do OFE trafią na konta osobiste zawiadywane przez ZUS, to nie stracą na tym osoby ubezpieczone.
Pytana, czy klub SLD poprze w Sejmie proponowane zmiany odpowiedziała: - Pewnie nie ma wyjścia i nie powinno się być przeciw tym rozwiązaniom.
Zaznaczyła, że oczekiwałaby od rządu - przy okazji tych zmian - modyfikacji systemu w takim stopniu, żeby zwiększyć konkurencyjność między OFE.
- Obniżyć koszty obsługi II filaru, które to koszty pokrywają osoby ubezpieczone i przemyśleć dobrowolność ubezpieczenia w II filarze. Ta dobrowolność przydałaby się, ponieważ system II filaru jest oparty na wysokim ryzyku, tymczasem przepisy o emeryturach kapitałowych nie przewidują waloryzacji przyszłych świadczeń. Wiemy, ile w II filarze wynosi składka, nie wiemy nic, ile będzie wynosiło przyszłe świadczenie, więc niech to będzie dobrowolne - powiedziała Bieńkowska.
Zadeklarowała jednocześnie, że będzie skłaniać swoich kolegów i koleżanki z klubu, by "nie przeszkadzali rządowi we wprowadzeniu tych zmian".
- Dla mnie to jest demontaż systemu bez żadnych pozytywnych długofalowych skutków - podkreśliła szefowa klubu Polska Jest Najważniejsza Joanna Kluzik-Rostkowska. Jak dodała, jedynym efektem krótkoterminowym tej propozycji jest załatanie przez rząd dziury budżetowej i zyskanie przez budżet w przyszłym roku 12 mld zł, a w 2012 roku - 16 mld zł.
Kluzik-Rostkowska oceniła, że rząd zamiast obniżać deficyt sięga po "łatwe pieniądze". - Czy rząd jest mi w stanie zagwarantować, że mimo iż w przyszłym roku, dzięki swojemu zabiegowi, dostanie ekstra 12 mld zł, a w 2012 roku 16 mld zł, będzie starał się obniżać deficyt? Czy rząd tym sposobem kupuje sobie tylko święty spokój? - pytała szefowa PJN.
Jak zaznaczyła, jej obawa jest związana także z tym, że ten rząd w 2011 roku będzie przygotowywał budżet na rok 2012.
- Nie wiadomo, czy będzie rządził (w 2012 - PAP), ale budżet będzie przygotowywał. Będzie to czas wyborczy, 16 mld zł to bardzo duża suma, którą można potraktować jako "superwypasioną kiełbasę wyborczą". Niech mi rząd da gwarancję, że mając te 16 mld zł przesypanych z OFE do ZUS-u, nie będzie miał takiej pokusy myślenia o tym w kategoriach, że skoro ma te miliardy więcej, to w okresie przedwyborczym poszaleje - powiedziała Kluzik-Rostkowska.
Przypomniała, że PJN zaproponował w ostatnich dniach m.in. likwidację obowiązkowej składki emerytalnej do OFE oraz podniesienie do 14,22 proc. obowiązkowej składki do ZUS. PJN opowiedział się też za wprowadzeniem dobrowolności wpłat na Otwarte Fundusze Emerytalne oraz wprowadzeniem ulgi podatkowej - ok. 600 zł rocznie - dla osób oszczędzających w OFE lub IKE (Indywidualne Konto Emerytalne).
- Jeżeli rząd już zdecydował się na demontaż systemu, to uważamy, że byłoby lepiej, gdyby te pieniądze zostały oddane Polakom, a nie przejedzone przez budżet państwa, usypiając w ten sposób sumienie rządu, który powinien mieć od dawna zaplanowane bardzo poważne działania na rzecz obniżenia deficytu - podkreśliła szefowa PJN.
Obowiązujący od 1999 r. system emerytalny składa się z dwóch filarów - ZUS-u, do którego trafia 12,2 proc. składki pracowników, oraz drugiego - Otwartych Funduszy Emerytalnych, do których przekazywane jest 7,3 proc. pensji. ZUS ma więc mniej pieniędzy na bieżące wypłaty, dlatego dostaje dofinansowanie od państwa. Zwiększa to deficyt i dług publiczny.