G7 wyrzeka się wojen walutowych; mogą mieć wpływ na stabilność
Kraje grupy G7 skupiającej największe potęgi światowej gospodarki m.in. USA, Japonię, Wielką Brytanię i Niemcy zapowiedziały, że nie będą sterować kursami wymiany swoich walut, oddalając obawę, że manipulacje kursami doprowadzą do "wojen walutowych".
12.02.2013 | aktual.: 19.11.2015 19:55
"Nadmierna zmienność i niekontrolowane ruchy kursów walut mogą mieć negatywny wpływ na stabilność gospodarczą i finansową" - napisali ministrowie finansów i prezesi banków centralnych G7 we wspólnym oświadczeniu zamieszczonym we wtorek na stronach internetowych grupy.
Kurs waluty wpływa na konkurencyjność danego kraju - im jego waluta jest słabsza, tym bardziej opłacalny jest eksport. W czasach kryzysu potęgi światowe chcąc poprawić swoje wyniki gospodarcze uciekają się do nierynkowych sposobów wpływania na kurs. Deprecjacja na krótką metę czyni gospodarkę bardziej konkurencyjną, ponieważ wspiera popyt krajowy i zagraniczny, ale oznacza, że gospodarki innych krajów stają się przez to mniej konkurencyjne.
"Financial Times" wyliczył, że dolar amerykański umocnił się w stosunku do jena japońskiego o 13 proc. od grudnia, kiedy to władzę w przeżywającym kryzys Kraju Kwitnącej Wiśni objął premier Shinzo Abe. Nowy rząd zwiększył presję na Bank Japonii w celu przeciwdziałania deflacji i dał do zrozumienia, że należy osłabić kurs jena, by wspomóc eksporterów.
Ministrowie finansów i prezesi banków centralnych ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec, Włoch, Kanady i Japonii zobowiązali się we wtorkowym oświadczeniu do konsultacji i ścisłej współpracy w odniesieniu do działań na rynkach walutowych. Wskazali, że do realizacji celów gospodarczych można wykorzystywać narzędzia krajowej polityki ekonomicznej, jak np. wysokość stóp procentowych.
Wystosowane w przededniu szczytu G20, największych gospodarek świata, wspólne stanowisko G7 zostało przyjęte z ulgą w Brukseli. Unijny komisarz ds. gospodarczych i walutowych Olli Rehn mówił podczas wtorkowego spotkania ministrów finansów krajów UE, że niestabilność i niekontrolowane ruchy kursów walutowych mogą mieć negatywne implikacje dla stabilności gospodarczej i finansowej. Dlatego - jak podkreślał - musimy oprzeć się na aktywnej koordynacji polityki, aby zapobiec fali konkurencyjnych dewaluacji.
Zauważył, że kursy wprawdzie nie są celem politycznym, mogą jednak mieć wpływ na wzrost gospodarczy i inflację. Podkreślił, że G20, która spotyka się w ten weekend w Moskwie na szczeblu ministrów finansów, również ma podjąć zobowiązania dotyczące działań na rynkach walutowych. Wyraził nadzieję, że będzie ono w takim duchu, jak ustalenie państw G7.
Przed ryzykiem wojny walutowej przestrzegał w styczniu szef Bundesbanku Jens Weidmann. Według niego ostatni kryzys finansowy oraz rosnący popyt na energię i surowce na szybko rosnących rynkach wschodzących skomplikował zadania banków centralnych. Rządy zaczęły domagać się od nich, by zamiast jak dotąd stać na straży inflacji, brały na siebie także inne zadania, np. osłabianie kursu wymiany waluty wobec euro z myślą o podniesieniu konkurencyjności gospodarki. W ten sposób banki centralne mają wspierać system finansowy, obniżać koszt refinansowania rządowego długu, a w niektórych sytuacjach nawet gwarantować, by państwo pozostało wypłacalne.
Agencja AP przypomniała we wtorek, że 1930 r. niektóre kraje również chciały zwiększać swoją konkurencyjność przez dewaluację, ale efekt był odwrotny do zamierzonego.
Z Brukseli Krzysztof Strzępka