Gdyby mi się chciało tak, jak mi się nie chce. Słomiany zapał nasz powszedni
Zniechęcenie przychodzi szybko. Trener krzyczy „Dawaj, dawaj!”, a ja marzę, by znaleźć się w domu. Obiecuję sobie, że będę jeździła na rowerze stacjonarnym przed telewizorem. I tak na zmianę wypowiadam karnet na siłownię i na nowo go wyrabiam. Nie jestem w tym odosobniona.
Na zajęcia zapisaliśmy się w kilka osób. Pierwsza po tygodniu odpadła Kaśka. Tłumaczyła: - Chłopak marudzi, że widzi mnie tylko wieczorem i rano. Kolejny – kilka dni później - wymiękł Darek. Przyszedł z piwną oponką i wyszedł z nią. Po nim zniknęła Jagoda i Beata. Zostałam sama, ale też długo nie wytrzymałam. Dwa miesiące raptem. Wmówiłam sobie, że fitness to nie dla mnie. Dlaczego znów mi się nie udało? Odpowiedź jest prostsza niż się wydaje.
Nie ma ludzi doskonałych
- Jeśli wcześniej wszystkiego nie zaplanujesz, nie osiągniesz celu. Dlatego lubię mieć wszystko z góry określone, dzięki temu nie muszę się zastanawiać, czego jeszcze brakuje. Po prostu robię, odhaczam, idę dalej – tłumaczyła mi kiedyś Ewa.
Spojrzałam na koleżankę z podziwem. W końcu kto jak kto, ale ona wie, co mówi. Uporem i ciężką pracą zbudowała sobie pozycję w korporacji ubezpieczeniowej. Spisała listę pod tytułem: „Do zrobienia w czasie wolnym”.
Ewa na pewno zawstydziłaby niejednego sportowca ("pierwszy półmaraton mam w maju, więc forma na maraton 11 listopada będzie wyszlifowana"), studenta ("uczę się francuskiego, żeby następnym razem nie denerwować się, że Francuzi nie rozumieją po angielsku") i podróżnika ("gdy już zdobędę Koronę Polski, ruszam na podbój Wielkiej Korony Tatr").
Ewa mówiła, a ja zrobiłam szybki rachunek sumienia i zadałam sobie pytanie: "Czy ja też tak potrafię?".
Z zamyślenia wyrwało mnie zdanie: - Wiesz, Martyna, ta lista właściwie jest co roku taka sama. Do dziś nie przebiegłam maratonu, nie mogę obejrzeć wiadomości we France24, a i Korona nadal na mnie czeka.
Uff, ulżyło mi. Jednak nie ma ludzi doskonałych.
Po wakacjach czujemy, że niemożliwe nie istnieje
Ewa nie odstaje szczególnie od obrazu statystycznego Polaka: planuje głównie w okolicach Nowego Roku i po powrocie z urlopu, wtedy gdy czuje, że może góry przenosić.
Bo choć najchętniej programujemy przyszłość na przełomie roku, druga fala nadchodzi zaraz po wakacjach. To wtedy dostajemy megazastrzyk energii. Daje go nam urlop, długie przebywanie na świeżym powietrzu i to, że podróżując widzimy ludzi, którzy robią rzeczy, o których zawsze marzyliśmy. To wtedy zaczynamy działać.
- Rzeczywiście, na przełomie września i października studia fitness przeżywają prawdziwe oblężenie - potwierdza Katarzyna Radzikowska z działu prasowego sieci siłowni McFit.
Powakacyjny ruch dostrzega również Paweł Nowak, dyrektor metodyczny w warszawskiej szkole językowej Eklektika. Tłumaczy to tak: - Dzieci idą do szkoły, a my postanawiamy, że już nigdy nie będziemy mieć kłopotów językowych za granicą. To może skłaniać do podejmowania nowych wyzwań. Oprócz tego jest też wiele czynników indywidualnych, na przykład dla niektórych 40. urodziny mogą być katalizatorem decyzji, by "coś wreszcie zrobić ze znajomością języków".
Po kilku tygodniach zainteresowanie słabnie. Czy kursanci weszli w fazę "słomianego zapału"?
- Zamiast mówić o słomianym zapale, wolałbym powiedzieć, że w pewnym momencie kursantów "dogania życie" – mówi Nowak. - Okazuje się, że albo budowa domu jednak zajmuje więcej czasu niż się myślało, w pracy nadchodzi moment oceny rocznej lub dzieci potrzebują nas bardziej, niż się nam wydawało. Wtedy nauka języka może zejść na dalszy plan.
Szukajmy przyczyn dotychczasowych porażek
W mnożeniu powodów, dla których przestajemy coś robić, jesteśmy mistrzami świata. A czy można "oszukać przeznaczenie" i konsekwentnie zrealizować choćby połowę powakacyjnej (lub noworocznej) listy życzeń?
- Planowanie jest bardzo przyjemne. Na tym etapie wyobrażamy sobie pozytywne efekty, czujemy, że cel jest na wyciągnięcie ręki – wyjaśnia psycholog Kamil Zieliński. – Planowanie pozwala też poukładać pewne rzeczy w głowie. Napędza nas, a endorfiny szaleją.
Trudno nie przyznać mu racji. Z całą pewnością robi się miło, gdy myśląc o urlopie, widzimy swoje ciała w idealnym rozmiarze. Jednak większość z nas to weterani planowania.
Nie wyszło raz, drugi. Zaczynamy się zastanawiać, czy planowanie schudnięcia po raz trzeci – choćby z modyfikacjami - ma szansę zakończyć się sukcesem?
- Tak, bo uczymy się na błędach. Problem polega na tym, że nie zawsze rozumiemy, gdzie naprawdę popełniliśmy błąd. Trzeba analizować, co się nie udało, by nie wyciągać pobieżnych wniosków – wyjaśnia Kamil Zieliński.
Zachęca, by zadać sobie pytanie, dlaczego chcemy osiągnąć właśnie ten konkretny cel, dlaczego chcemy zmienić określony aspekt życia.
- Często chcemy zrobić coś nie dlatego, że sami czujemy taką potrzebę, lecz pragniemy, by inni nas docenili.
Tymczasem musimy się zastanowić, czego tak naprawdę my chcemy. Jeśli nie mamy odpowiedniej motywacji, to nie osiągniemy długofalowych efektów – wyjaśnia psycholog.
Ale kiedy już zyskamy pewność, czego tak naprawdę chcemy i po co to robimy, bez większego trudu osiągniemy cel.
Kto może powstrzymać się przed ciasteczkiem
Generalnie panuje zgoda, że silna wola jest cnotą i powinniśmy ją w sobie wyrabiać. A że czasem boli? Cóż, wierzymy, że dla późniejszych efektów warto się przemęczyć.
Ale może to nieprawda i nadmierne koncentrowanie się na osiągnięciu celu – z czym hartowanie silnej woli jest związane – to błąd? Pożera naszą energię, a ostatecznie rodzi frustrację? Na pierwszy rzut oka może o tym przekonywać eksperyment przeprowadzony przez amerykańskich psychologów.
Biorący w nim udział studenci na kilka godzin przed badaniem musieli powstrzymać się od jedzenia czegokolwiek. W sali, w której odbywał się eksperyment, na stole stały dwa naczynia: w jednym świeżo upieczone, pachnące ciastka, w drugim rzodkiewki.
Jednej grupie pozwolono jeść ciastka, drugiej tylko rzodkiewki. Zapach ciastek na pewno kusił, ale zostali poproszeni, by ograniczyli się do warzyw. Następnie naukowcy rozdali studentom zadania. Były skonstruowane tak, by nie dało się ich rozwiązać. Niemniej grupa, która nie musiała walczyć z pokusą, ale mogła po prostu zjeść ciastka, poświęciła na rozwiązanie zadań dwa razy więcej czasu niż grupa, która musiała się powstrzymywać, by jednak nie sięgnąć po zakazane ciastko.
Dlaczego tak się stało? Po prostu poczęstowani rzodkiewką byli zmęczeni walką z pokusą. W efekcie nie mieli siły, by rozwiązywać postawione przed nimi problemy.
Skoro tak wiele energii pochłania powstrzymanie się przed zjedzeniem ciastka, to ile trudu musi kosztować wytrzymanie na diecie czy regularne wstawanie wcześnie rano by pobiegać?
Pytam Kamila Zielińskiego, czy warto się męczyć i czy walcząc z samym sobą nie tracimy na własne życzenie siły, którą możemy spożytkować na cel większej wagi.
Psycholog wyjaśnia, że się mylę. Studenci, którzy jedli rzodkiewkę, byli zmęczeni zaraz po tym, jak skończyli walkę z pokusą. Na dłuższą metę zostali jednak wzmocnieni.
- Siła woli często bywa porównywana do mięśni. Jeśli intensywnie ćwiczymy na siłowni, to po treningu nie mamy wrażenia, że mięśnie są silne. Wprost przeciwnie: są zmęczone i słabe. Ale po kilku dniach, gdy napięcie opadnie, odczujemy wyraźne wzmocnienie – mówi Zieliński.
Morał z tego taki, że warto ćwiczyć samokontrolę, bo z czasem będzie silniejsza.
Potrafisz się powstrzymać? Osiągniesz sukces
Dowodu, że tak właśnie jest, dostarcza inny eksperyment. W 1960 roku psycholog Walter Mischel zaprosił do udziału w nim grupę 4-latków. Każde dziecko dostało dwie pianki Marshallow. Maluchy miały wybór: zjedzą obie od razu lub ze zjedzeniem drugiej będą musiały odczekać 15 minut.
Doświadczenie Mischela było rozciągnięte w czasie - dopiero po latach ponownie przyjrzał się losom uczestniczących w nim dzieci. Zauważył, że te, które oparły się pokusie, osiągnęły większy sukces życiowy, były zdrowsze i zbudowały szczęśliwsze życie rodzinne niż te, które nie umiały powiedzieć sobie: „cierpliwości!”.
Obserwacje doprowadziły go do przekonania, że umiejętność opóźniania momentu gratyfikacji jest powiązana z bardziej chłonnym umysłem, lepszym funkcjonowaniem w społeczeństwie i wyższym poczuciem własnej wartości. Kto potrafi kontrolować pokusę, lepiej radzi sobie ze stresem i szybciej przezwycięża trudności.
Marzenia na pełnym automacie
Wyniki eksperymentów to jedno, ale jak statystyczny Polak, który rytualnie chowa kartkę z postanowieniami na dno szuflady, może wzmocnić swoją "słabą silną wolę"? Co musi zrobić, by któregoś poranka po prostu przemóc się, założyć adidasy i zacząć biegać?
- O tym, że planowanie jest przyjemne już wspominałem, ale nie należy się na tym nadmiernie skupiać. Tak naprawdę faza przygotowawcza powinna być już etapem działania. Zawsze najtrudniej jest zacząć. Jeśli ktoś chce systematycznie biegać przed pracą, to niech już wieczorem przygotuje strój, założy go zaraz po przebudzeniu i idzie na dwór. Odpada etap walki, jest automatyczne działanie – przekonuje Kamil Zieliński.
Taka automatyzacja sprawia, że łatwiej jest realizować postawione sobie zadania, bo kieruje nami pewien nawyk. Żeby jednorazowy zryw (do wakacji nauczę się podstaw francuskiego!) się w nas zakorzenił, potrzebny jest splot trzech elementów: wyzwalacza, który sprawi, że w ogóle podejmujemy się zadania, reakcji (nawykowego działania) i nagrody za każde zbliżenie się do celu.
Te trzy elementy z czasem tworzą coś, co w psychologii nazywa się pętlą nawyku. Im bardziej wyzwalacz i nagroda się zapętlają, tym wyraźniej pojawia się poczucie pożądania, które nas motywuje. Przy okazji pętla wyzwalacz-nagroda coraz bardziej się automatyzuje i w ten sposób rodzi się nawyk.
Raczej marchewka niż kij
Naukowcy z Uniwersytetu Stanowego w Nowym Meksyku ustalili, że dla 92 procent osób uprawiających sport nagrodą nie musi być szczuplejsza figura czy możliwość przebiegnięcia maratonu. Największa nagroda to po prostu zastrzyk endorfin.
We wnioskach napisali, że gdy mózg zacznie oczekiwać nagrody, codzienne wychodzenie na przebieżkę się zautomatyzuje. „Wskazówka, oprócz uruchamiania zwyczaju, musi jeszcze uruchamiać pragnienie pojawienia się nagrody, które staje się tak silne, że antycypuje samą nagrodę, jeszcze zanim ją dostaniemy” – wykazują.
Nagroda za wykonanie zadania, kara za brak stanowczości?
System kar oddziałuje na nas raczej kiepsko. Powiedzmy, że nie dotrzymaliśmy diety, złamaliśmy się i zjedliśmy paczkę paluszków. Możemy się ukarać (odmówić sobie przyjemności do końca tygodnia lub dorzucić sto karnych pompek), ale istnieje ryzyko, że gdy nadmiernie dociążymy się karami, po prostu padniemy ze zmęczenia psychicznego.
A wtedy zjemy to przysłowiowe ciastko, bo już nie będziemy mieli siły ze sobą walczyć. Może być też tak, że zaczniemy sobie wmawiać, że jesteśmy słabi i całe te wyrzeczenia są na nic, więc odpuścimy („i tak się do niczego nie nadaję”). Cały dotychczasowy trud pójdzie na marne, a do tego tak bardzo będziemy chcieli sobie udowodnić swoją słabość, że z ogromną pasją zaczniemy łamać zasady, których do niedawna przestrzegaliśmy.
Najpopularniejszy argument na świecie
Im bardziej odległe są wakacyjne wspomnienia i letni zastrzyk energii, tym częściej lektorzy języków obcych słyszą od kursantów, że "uczyć się nie ma kiedy" albo "czy sprawdzian możemy przełożyć na kolejny tydzień?".
- Lektor powinien nieustannie kwestionować stwierdzenie "nie mam czasu". Nie ma chyba osoby, która nie mogłaby wygospodarować chociaż 5 minut dziennie by powtórzyć słownictwo w aplikacji mobilnej albo obejrzeć krótki film na YouTube po angielsku. A to już coś! – mówi Paweł Nowak.
Dodaje, że dobrze, by przewidując spadek motywacji, kursanci wcześniej przygotowali się na ten moment. Może niech zapiszą sobie cele, które im przyświecały, gdy rozpoczynali naukę? W chwili zwątpienia pomoże im to przypomnieć sobie, po co cały ten trud.
Kamil Zieliński uważa, że w osiąganiu celu pomaga też dobra organizacja dnia.
- Jeśli postanowiłeś, że chcesz regularnie chodzić na siłownię, to wstań wcześnie i ćwicz przed pracą. Nie dość, że rano mamy świeży umysł i więcej energii, ale też do wieczora będzie nam towarzyszyło przekonanie, że ledwo zaczął się dzień, a my już odhaczyliśmy punkt na liście postanowień – przekonuje.
Jak zjeść słonia po kawałku
Cel musi być realistyczny. Każdy z nas chciałby być zdrowy, sprawny i szczupły, ale jeśli przez lata zaniedbywaliśmy ciało, to osiągnięcie figury profesjonalnego tancerza w krótkim czasie jest praktycznie niemożliwe.
- Popularnie uważa się, że warto koncentrować się na małych celach i od nich przechodzić do tych wielkich, ale równie dobrze można wybrać duży cel i realizować go małymi krokami, czyli "zjeść słonia po kawałku" – radzi Kamil Zieliński.
Łatwiej jest, jeśli poinformujemy bliskich, że założyliśmy sobie jakiś cel. Nawet jeśli nie będą nas aktywnie dopingować, to możemy być pewni, że wypomną nam każdą próbę złamania postanowienia. Poczucie możliwego wstydu może się okazać bardzo silną motywacją.
- Jest wiele prawdy w zdaniu, że jak ci zależy, to szukasz sposobu, a kiedy czegoś nie chcesz, szukasz wymówki. Wielu ludzi deklaruje na początku, że są gotowi na każde wyrzeczenie, by tylko schudnąć i wyrzeźbić sylwetkę – mówi Adrianna, instruktorka fitness.
Później, jak w przypadku nauki języków, rzeczywistość weryfikuje wyobrażenia. Adrianna nie dostrzegła jednak, by słomiany zapał był naszą narodową cechą.
- Są niedzielni ćwiczący, których satysfakcjonuje posiadanie wydanej przez firmę bezpłatnej karty. Są i tacy, dla których niedziela bez przejechania na rowerze 40 km to dzień stracony. Na maratony udaje się zapisać tylko części chętnych, na popularne zajęcia fitness nie wejdziesz z ulicy. Naprawdę wielu ludzi przerobiło lekcję z kształtowania silnej woli – opisuje swój punkt widzenia.
Paweł Nowak ma podobne spostrzeżenia.
- Polacy mówią po angielsku całkiem nieźle na tle sąsiadów – a więc chyba trudno im zarzucić brak konsekwencji w nauce – zauważa.
- Bo ważne, żebyśmy znaleźli coś, co nas naprawdę jara – mówi wprost Kamil Zieliński. – Nie kierujmy się tym, że jakaś aktywność jest modna albo chcemy dobrze wypaść w oczach znajomych na Facebooku.
A gdy już znajdziemy to coś, czemu oddamy się bez reszty, ani deszcz, ani natłok obowiązków, ani ogólne zmęczenie nie będą przeszkodą. Buty same wskoczą na nogi, a słownik do ręki.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl