Granice luzu w pracy
Szefowie nie tolerują przeklinania lub odwiedzin pracowników. Innym to zupełnie nie przeszkadza. Wszystko zależy od firmy, ale też od kraju.
Pracownicy jednej z warszawskich agencji reklamowych twierdzą, że czują się jak w domu. Niektórzy siedzą przed komputerem, a ich nogi spoczywają na blacie biurka. Inni nawet nie chcą słyszeć o porządkowaniu swoich rzeczy na biurku. Obok monitora piętrzą się gazety, wydruki, kubeczki po jogurtach. Jak sami mówią, w ich firmie panuje totalny luz. Ale to nie jest równoznaczne z nieróbstwem.
- Szef nam powiedział, że nie interesuje go jak wyglądamy, czy nawet jak się zachowujemy. Wymaga od nas jednak bardzo ciężkiej pracy, która przynosi efekty. Tylko na spotkaniach z klientami mamy się "zachowywać", a w firmie możemy robić co nam się podoba, byleby firma nie wyleciała w powietrze. Zdarza się, że przeklinamy, niektórzy oglądają telewizję. Co nie znaczy, że nic nie robimy. Wręcz przeciwnie – mówi Weronika, copywriter.
Na "luz" nie mogą sobie pozwolić adwokaci z kancelarii "Morzycki i Syn".
- Przeklinanie? Nogi na biurku? To dla mnie nie do pomyślenia! I to w pracy! Oczywiście rozumiem, że agencja reklamowa to nie to samo co kancelaria. Ale nawet, gdyby mi szef pozwolił na tego typu luz, nie wyobrażam sobie takiego zachowania wśród obcych ludzi. Czasem, gdy przeglądam dokumenty włączam w pracy muzykę. Zdarzyło mi się kilka razy zamówić pizzę i zjeść ją nad klawiaturą, ale wyłącznie po godzinach. To jedyny luz na jaki sobie pozwalam – mówi Piotr Gądek.
Firmowa etykieta zależy też od różnic kulturowych. Portal News.com.au przeprowadził badania w 13 państwach. Okazuje się, że najbardziej konserwatywni są pracownicy z Wielkiej Brytanii i Stanów Zjednoczonych. Nie tolerują w pracy słuchania muzyki, głośnych rozmów przez telefon i zapraszania do biura prywatnych gości. Łatwo ich też obrazić - wystarczy nie zaproponować im podczas spotkania niczego do picia. Mniej wrażliwi są Chińczycy i Japończycy. W przeciwieństwie do Brytyjczyków i Amerykanów nie godzą się jednak na przechodzenie na "ty" z podwładnymi.
Australijczycy zostali za to uznani za najbardziej irytujących. Zostali uznani za niezwykle głośnych. Poza tym aż co czwarty z nich nie ma nic przeciwko przeklinaniu w pracy, co w innych częściach świata jest nie do przyjęcia.
Mirosława Dobrowolska