Inflacja zjada zyski z lokat

Praktycznie nic realnie nie zarobiły osoby, które przed rokiem otworzyły lokaty terminowe. Wszystko przez wysoką inflację, która zjadła całe zyski.

Inflacja zjada zyski z lokat
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

20.05.2009 | aktual.: 20.05.2009 18:37

W kolejnych miesiącach inflacja może się trochę obniżyć, ale jednocześnie maleje też średnie oprocentowanie depozytów. To skłania do poszukiwania innych rozwiązań lokowania oszczędności.

Przeciętne oprocentowanie lokat bankowych na okres od 6 do 12 miesięcy w kwietniu minionego roku wynosiło 4,6 proc. Lokaty na czas od roku do 2 lat miały średnie oprocentowanie zaledwie 2,4 proc. Przez ostatni rok natomiast ceny dóbr konsumpcyjnych podniosły się o 4 proc. Tym samym odliczając od odsetek większe koszty utrzymania okazuje się, że trzymanie środków w bankach było nieopłacalne. Znacznie lepiej mają na tym szanse wyjść ci, którzy lokowali pieniądze jesienią minionego roku, kiedy nasiliła się wojna depozytowa. We wrześniu 2008 r. średnie oprocentowanie lokat na 12-24 miesiące podskoczyło aż o 3 pkt. proc., do 6,6 proc., a ponad 2-letnich aż o 4,3 pkt. proc., do 4,5 proc.. W ostatnim kwartale ubiegłego roku podskoczyło do 7 proc. i więcej oprocentowanie lokat na okresy od miesiąca do 12 miesięcy.

Oprocentowanie lokat spada, a ceny rosną

Ten rok upływa natomiast pod znakiem zmniejszania odsetek, jakie banki są skłonne płacić klientom detalicznym za zdeponowane w nich środki. Średnie oprocentowanie lokat zmniejszyło się z 6,5 proc. na koniec 2008 r. do 5 proc. w marcu tego roku. Najwyższe odsetki można uzyskać na lokatach trwających od miesiąca do pół roku (5,7 proc. w skali roku), a najmniejsze na depozytach na 1-2 lata (3,9 proc.).

W ostatnich dwóch miesiącach inflacja mocno zaskoczyła wysokością. Widać tu duży wpływ deprecjacji złotego. Ten czynnik będzie wpływał proinflacyjnie także w kolejnych miesiącach. Dopiero późnym latem zacznie łagodnieć ze względu na efekt bazy (od sierpnia 2008 r. zaczął się spadek złotego). Coraz bardziej powszechnie przy tym jednak oczekiwana jest poprawa koniunktury gospodarczej, która zapewne nasiliłaby tendencje inflacyjne. Można więc przyjąć, że w najbliższym czasie inflacja mocno nie spadnie.

Rentowność obligacji uzależniona od wzrostu cen

Można założyć, że jeszcze przez jakiś czas lokaty bankowe będą pozwalały chronić kapitał przed utratą realnej wartości. Banki potrzebują środków na prowadzenie akcji kredytowej, więc będą zabiegać o depozyty. Innym rozwiązaniem mogą być obligacje skarbowe o zmiennym oprocentowaniu, zależnym od wskaźnika inflacji. W maju Ministerstwo Finansów sprzedaje na przykład obligacje
10-letnie, których oprocentowanie jest zależne od wskaźnik inflacji i marży, płaconej przez emitenta. W pierwszym roku wynosi 3,4 proc., w kolejnych latach 2,75 proc.. W przypadku 4-letnich obligacji marże wynoszą odpowiednio 2,9 proc. oraz 2,5 proc.. Inflacja obliczana jest na podstawie poziomu, jaki został ogłoszony w miesiącu poprzedzającym pierwszy miesiąc danego okresu odsetkowego i przyjmowana jest na kolejne 12 miesięcy. To oznacza, że dla emisji majowej jest brana pod uwagę marcowa inflacja (jest ogłaszana w kwietniu).

Ochrona kapitału tylko nominalna

Ujemne realne stopy procentowe tworzą natomiast niekorzystny klimat wokół papierów skarbowych o stałym oprocentowaniu i funduszy obligacji, które głównie takie instrumenty mają w portfelach. W takich warunkach mniejsze są szanse na cięcia stóp procentowych, które sprzyjają podbijaniu cen papierów skarbowych.

Rosnąca inflacja jest niekorzystnym zjawiskiem z punktu widzenia produktów strukturyzowanych, które dają jedynie nominalną ochronę kapitału. Z ich punktu widzenia obecna sytuacja, w której realne stopy procentowe są ujemne, jeszcze szczególnie niekorzystne - wysoka inflacja „zjada” ochronę kapitału, a niskie stopy ograniczają dochodowość obligacji, które wykorzystywane są do tworzenia produktów i których pochodną jest ich „atrakcyjność” - proponowana formuły wypłaty i stopa partycypacji w zyskach. Ujemne stopy sprzyjają agresywnym inwestycjom

Przy takich bezpiecznych rozwiązaniach trudno jednak mówić o „porządnym” zarabianiu. Jeśli myślimy o wyższych zyskach musimy jednak pamiętać o wiążącym się z tym większym ryzyku. Jest to istotne zwłaszcza w dzisiejszych czasach podwyższonej niepewności. Prawie tak samo istotne jak wybór miejsca lokowania środków jest wypracowanie odpowiedniej strategii inwestycyjnej - stopniowym angażowaniu się w bardziej ryzykowne aktywa, wydłużeniu horyzontu inwestycyjnego i dywersyfikacji.

Te zalecenia dotyczą przede wszystkim inwestycji giełdowych, czy to na własny rachunek, czy poprzez fundusze. Z ich punktu widzenia niskie, czy ujemne realne stopy procentowe są raczej korzystne, gdyż ograniczają atrakcyjność bezpiecznych form lokowania środków, oznaczają mniejsze koszty obsługi zadłużenia, a do tego wskazują na możliwości podnoszenia cen na produkty. Tyle tylko, że dziś warunki gospodarcze są wyjątkowe i takie proste recepty nie zawsze muszą być skuteczne. Inflacja rośnie głównie za sprawą żywności i energii, a firm dla których taka sytuacja jest korzystna jest na giełdzie niewiele. Natomiast na przykład mocno tanieją odzież i obuwie, co wywiera presję na marże firm z tych branż.

Dla regularnych inwestycji poziom bieżących stóp nie ma znaczenia

Musimy przy tym pamiętać, że ton koniunkturze giełdowej nadają banki oraz spółki surowcowe oraz TP. Ich kondycja zaś jest wypadkową specyficznych czynników, jak: dotychczasowa polityka kredytowa skutkująca wysokimi odpisami na złe długi i brakiem kapitału na nowe kredyty (atrakcyjne oprocentowanie ma ściągać do banków depozyty, z których mogłyby udzielać kredytów, więc niechęć do tej formy lokowania oszczędności miałaby konsekwencje dla kondycji sektora); ceny surowców, czy działania regulatora. Duży wpływ na notowania największych firm ma przy tym globalna koniunktura giełdowa. Ta zaś wykazuje oznaki przegrzania po ostatnich gwałtownych zwyżkach.

W tych warunkach trudno zalecać gwałtowne działania. Rozsądne jednak wydaje się stopniowe wycofywanie się z mniej atrakcyjnych lokat bankowych na rzecz bardziej agresywnych rozwiązań, pod warunkiem , że będzie to proces rozciągnięty w czasie, w czasie którego wykorzystywać będziemy przede wszystkim okresy pogarszania się nastrojów giełdowych.

Krzysztof Stępień, główny ekonomista Expandera

Źródło artykułu:netPR
inflacjabankzysk
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)