"Jak dawać etaty, gdy jest się na granicy bankructwa?"

W Polsce liczba umów zawieranych na czas określony dochodzi już do 28 proc. i tendencja ta stale rośnie!

"Jak dawać etaty, gdy jest się na granicy bankructwa?"

22.02.2012 | aktual.: 23.02.2012 10:57

W Polsce liczba umów zawieranych na czas określony dochodzi już do 28 proc. I tendencja ta stale rośnie! 75 proc. młodych osób rozpoczynających karierę zawodową nie otrzymuje umowy o pracę. Większość z nich pracuje na czarno lub ma tzw. umowę śmieciową - czyli umowę o dzieło lub zlecenia.

- Pracuję już od 5 lat na umowę o dzieło. Z jednej strony wiem, że powinnam się cieszyć, bo mam jakąkolwiek pracę. Ale jak długo ma trwać ta sytuacja – pyta trójmiejska dziennikarka.

W podobnej sytuacji jest Damian Grygier, obsługuje wózek widłowy w jednym z warszawskich supermarketów. Ma umowę zlecenia od ponad 4 lat. Twierdzi, że szef proponował mu etat. Ale stawka, którą miał otrzymywać była dla niego nie do przyjęcia.

- Na etacie dostawałbym na rękę trochę ponad tysiąc złotych. Na umowę zlecenia dostaję 2,2 tys. zł na rękę. Ale pracuję więcej niż 8 godzin. Również w weekendy. Mam troje dzieci w wieku szkolnym. Żona pracuje na etacie w tym samym supermarkecie jako kasjerka, za dokładnie 1,2 tys. zł. Gdybym zgodził się na etat, nie wiem co byśmy jedli – mówi Damian Grygier, 26 letni pracownik, jest po technikum ekonomicznym.

Pracodawcy powtarzają jednak, że to system i złe prawo zmuszają ich do tego, aby nie dawać stałych umów.

„Mam małą agencję reklamową , jest mi ciężko, z trudem pozyskuję zlecenia. A może być jeszcze gorzej. Ale pracuję, nie narzekam. Zatrudniałam 3 pracownice na umowę o dzieło. Byłam uczciwa i po ponad roku najlepszej pracownicy dałam etat. Dużo mnie to kosztowało, ale pomyślałam, że dobry zespół jest najważniejszy i że to mi się zwróci. Pracownica zaszła w ciążę po miesiącu od otrzymania etatu i wzięła zwolnienie, potem płatne urlopy. Rozumiem, że jej się to należy. Wszystko rozumiem, też jestem matką. Ale krew mnie zalewa, bo nie mam pracownika, gdy go najbardziej potrzebuję i jeszcze muszę za niego płacić, gdy sama z trudem wiążę koniec z końcem! Nie mam nic do pracowników, ciąż i matek. Ale uwierzcie, małym pracodawcom jest dziś bardzo ciężko. Nie mogą liczyć na ulgi, o kredycie mogą pomarzyć, a prawo wobec nich jest bardzo restrykcyjne. Jak dawać umowy, gdy jest się ciągle na granicy bankructwa" - napisała Aleksandra na forum Praca.wp.pl.

Zgodnie z przepisami (ustawą z 1 lipca 2009 r. o łagodzeniu skutków kryzysu ekonomicznego) w okresie od 22 sierpnia 2009 r. do 31 grudnia 2011 r. szefów nie obowiązywał art. 251 Kodeksu pracy. Zgodnie z nim, podpisanie trzeciej umowy na czas określony z tym samym pracownikiem jest równoznaczne z zawarciem umowy stałej. Firmy mogły zawierać więc dowolną liczbę terminowych kontraktów, ale zatrudnienie na tej podstawie nie mogło przekroczyć 24 miesięcy. A od 2012 r. te przepisy przestały obowiązywać. I np. umowy na czas określony znów będzie można zawierać dwa razy z rzędu. Dopiero trzeci kontrakt z mocy prawa automatycznie przekształci się w umowę o pracę na czas nieokreślony.

- W rzeczywistości, szefowie umów terminowych nie zmieniają na umowy na czas nieokreślony. Jednak pracownik może iść do inspekcji pracy, może złożyć do sądu pozew o ustalenie istnienia stosunku pracy na czas nieokreślony. Teoretycznie. Bo w praktyce, wiadomo że pracownikom zależy na zatrudnieniu. Nie chcą wchodzić w konflikt z pracodawcą. To błędne koło – mówi Janusz Wilkowski, adwokat z Kancelarii Adwokackiej Henryka Sośnierza.

W Polsce liczba umów zawieranych na czas określony dochodzi już do 28 proc. Średnia w Unii Europejskiej jest o połowę niższa – 14,4 proc. Na przykład w Holandii odsetek takich umów osiągnął 18,6 proc., w Szwecji 16,4 proc., w Niemczech 14,6 proc., a we Francji 14,2 proc. Niektórzy specjaliści od zatrudnienia twierdzą, że pracownicy powinni się przyzwyczaić do tego stanu rzeczy – elastyczne zatrudnienie będzie coraz bardziej popularne. Inni mówią jednak, że nie można budować firmy bez stabilnego zatrudnienia.

- Dziś pracownika i pracodawcę coraz częściej łączy "luźny związek", który w każdej chwili można zakończyć bez żadnych zobowiązań. Tymczasem ludzie, jeśli mają być efektywni, potrzebują minimum zawodowej stabilizacji. No i chcą się identyfikować z przedsiębiorstwem – komentuje Andrzej Podleś, psycholog biznesu i specjalista rynku pracy z Warszawy.

Umowy na czas określony to – zdaniem Andrzeja Podlesia – nie tylko skuteczny patent na oszczędności w firmie, ale też na trzymanie pracownika "pod butem". Innym sposobem „dyscyplinowania” – wskazuje – jest wymóg stosowany przez wielu pracodawców, by zatrudniony założył własną, jednoosobową firmę. W ciągu trzech lat wzrosła liczba osób samozatrudnionych o 400 tysięcy. Jest ich teraz w kraju prawie 1,3 mln.

Krzysztof Winnicki
/ak

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (197)