Jak wywalczyć podwyżkę?
Gdzie w Polsce wzrost zarobków był najwyższy i czego nie powinniśmy robić negocjując wynagrodzenia?
22.04.2013 | aktual.: 22.04.2013 15:45
Wskazują, że inni zarabiają więcej, męczą szefa na każdym kroku lub składają wnioski o wyższą pensję. To tylko niektóre ze sposobów walki o podwyżkę stosowane przez pracowników. Gdzie w Polsce wzrost zarobków był najwyższy i czego nie powinniśmy robić negocjując wynagrodzenia?
Pracownicy z lubelskich firm otrzymali największe podwyżki w ubiegłym roku. Ich zarobki poszły w górę aż o 11 proc. Drugie miejsce pod względem wzrostu wynagrodzeń zajęły Katowice. Płace wzrosły tam o 6,1 proc. Łódź, Kielce, Rzeszów i Szczecin mogą poszczycić się wzrostem między 4–5,7 proc. Pracownicy zamieszkujący wyżej wymienione miasta mogą być zadowoleni. Ich podwyżki oznaczają realny wzrost wynagrodzeń. Przekroczyły one bowiem poziom inflacji, która wynosi 3,7 proc. Podwyżki zatrudnionych w pozostałych stolicach województw pozostawiają wiele do życzenia. Nie przekroczyły poziomu inflacji.Eksperci oceniają, że przyczyną wysokich płac w Lublinie i Katowicach są kopalnie i dobrze płatne posady górników.
*Polecamy: * Ile i na czym dorabiają studenci?
- Dzisiaj górnicy zarabiają znacznie więcej niż wielu pracowników zatrudnionych w sektorze usług czy w sektorze publicznym, a to w nich głównie pracuje się w Warszawie. Wystarczy spojrzeć na strukturę płac w Polsce. W takim obszarze jak wydobycie węgla płace są wyraźnie wyższe niż przeciętne wynagrodzenie ogółem - zwraca uwagę dr Jakub Borowski, główny ekonomista Kredyt Banku i adiunkt w Szkole Głównej Handlowej.
Najgorzej z zarobkami jest w Białymstoku, Zielonej Górze i Gorzowie Wielkopolskim. Średnia płaca wynosi tu zaledwie 3 tys. zł i jest o 600–700 zł niższa od średniej krajowej i ponad 40 proc. mniejsza od pensji katowickiej. Zarabiamy też mało jako cały naród. Jeden z głównych powodów tego stanu rzeczy znamy: to relatywnie niska wydajność. Z raportu OECD wynika, że jesteśmy ponad dwukrotnie mniej wydajni od pracowników największych europejskich gospodarek, niemieckiej i francuskiej. Wartość pracy wytwarzanej w ciągu godziny wynosi w Polsce 25 dolarów. To zaledwie 2/3 średniej wydajności unijnej. Stąd m.in. drastyczna różnica w płacach, jaka dzieli nas od zachodnich krajów.
Poczucie niedocenienia, a nawet krzywdy, nie jest rzadkie wśród polskich pracowników, bo pracują dużo. Średnio o 3 godz. tygodniowo dłużej, niż wynosi unijna średnia. Dlatego nie ma co się oszukiwać. Nawet wynegocjowanie znaczącej podwyżki, uwzględniającej naszą wartość na rynku pracy, zmieni niewiele. Według wyliczeń Eurostatu, osiągnięcie średniego unijnego poziomu zarobków może nam zająć ponad 60 lat.
Nęcenie zwierzyny
"Chcę poprosić szefa o podwyżkę, ale nie wiem nawet jak zacząć. Poradźcie - co mam powiedzieć?". Takich wpisów w internecie jest mnóstwo. Rad niewiele. Większość internautów wyraża głębokie współczucie i zrozumienie dla trudnej sytuacji, w jakiej znalazł się szukający porady pracownik i przyznaje, że sami też boją się takich rozmów. Są oczywiście osoby, którym udaje się przełamać wewnętrzny opór i stają do ciężkiej i nierównej walki o podniesienie pensji. Robią to na różne sposoby i z różnym skutkiem.
Marta pracuje w firmie ubezpieczeniowej, podwyżki nie dostała już od ponad dwóch lat. Jak sama mówi wstydzi się rozmawiać o pieniądzach, swoją batalię zaczęła więc od "nęcenia zwierzyny".
- Nie chciałam, żeby szefowa miała wrażenie, że się dopominam o pieniądze, starałam się więc aby ten temat wypływał w luźnych rozmowach. Przy okazji premii świątecznej, powiedziałam, że taki dodatek przydałby się na stałe, bo z normalnej pensji trudno się utrzymać. Innym razem "zwierzyłam" się szefowej, że z tytułu choroby męża, wzrosły domowe wydatki i przydałaby się wyższa pensja - opowiada kobieta.
Ale odzewu nie było. W końcu "dla odwagi" namówiła koleżankę, która też skarżyła się na zbyt niskie zarobki, by o podwyżkę poprosiły razem. Panie argumentowały chęć lepszych zarobków zaangażowaniem w pracę, sumiennością i tym, że nikt się nigdy na nie nie skarżył. Dodały też, że wiedzą przecież iż kilka osób z ich działu, które zajmują się tym samym, ma większe dochody. Podwyżki nie dostały.
Wypowiedzenie zamiast podwyżki?
Okazuje się jednak, że brak podwyżki lub mniejszy od oczekiwanego wzrost pensji to wcale nie największy problem. Jedna z internautek opisała na forum swoją walkę o podniesienie pensji.
"Pracując co miesiąc ponad 200 godzin, zarabiam 1300 zł. Poprosiłam szefową o podniesienie mi płacy, gdyż wydaje mi się, że to za mało za tyle godzin pracy. Oczywiście odpowiedziała: nie. Więc ja zaproponowałam, że chcę pobierać wynagrodzenie z listy, ale pracować tyle godzin, ile mam w umowie. Pracodawca stwierdził, że takie rozwiązanie mu nie odpowiada, bo jeśli ja będę pracowała mniej, to musi jeszcze kogoś zatrudnić. Więc zaczęłam podpisywać listę obecności, tak jak pracowałam - czyli jestem w pracy, to na liście podpis i wtedy zaczęły się problemy. Szefowa zaczęła mnie straszyć wypowiedzeniem i stara się wymusić na mnie, abym sama się zwolniła, twierdząc, że nie odpowiadają mi warunki pracy. Dodam jeszcze, że mam umowę na czas nieokreślony. Czy pracodawca może mnie za to zwolnić i jak mam dalej postępować" - pyta kobieta.
Życzliwi internauci podpowiedzieli, żeby absolutnie nie rezygnowała sama i pracowała tyle godzin ile wynika z jej umowy, a jeśli pracodawca ją zwolni, żeby zgłosiła się do sądu pracy. Zasugerowali jej także, by sprawę zgłosiła do inspekcji pracy, gdyż za nadgodziny pracodawca ma obowiązek zapłacić.
Wniosek o podwyżkę
Inną strategię wybrała Ola Szulczyk, która pracuje jako doradca klienta w banku. Jej głównym zadaniem jest sprzedawanie klientom produktów bankowych. Kobieta o podwyżkę walczyła ponad rok. Wygrała.
- Pierwszy raz podjęłam ten temat po roku pracy. Pracodawca odmówił, powiedział, że na takie rozmowy jest jeszcze za wcześnie i obiecał, że do tematu wrócimy. Poczekałam więc pół roku i znów podjęłam temat. Mój przełożony nawet do końca mnie nie wysłuchał. Powiedział, że jest kryzys i że porozmawiamy o tym za jakiś czas - wspomina Ola.
W końcu kobieta postanowiła zmienić strategię. Napisała podanie o podwyżkę i na piśmie uzasadniła dlaczego - jej zdaniem - zasługuje na wyższą pensję. Wykazała, że robi bardzo dużo wycen, choć oczywiście nie z każdą wyceną idzie w parze podpisana umowa. Zwróciła uwagę, jak wielu klientów zaprasza do banku i jak dużą ma skuteczność. Wskazała tez na dodatkowe zadania, które jej powierzono, a które nie są jednoznacznie związane z jej zakresem obowiązków. Podkreśliła też, że dodatkowe obowiązki, pochłaniają sporo czasu, w związku z czym na kontakt z klientem - czyli jej główne zadanie - ma tego czasu odpowiednio mniej.
- Pismo okazało się skuteczne. Szef był wprawdzie zdziwiony, ale jeszcze tego samego dnia poprosił mnie o przygotowanie zestawienia klientów, z którymi się kontaktowała i umów, które podpisałam, w ostatnich miesiącach. W efekcie dostałam ponad 200 zł podwyżki miesięcznie - chwali się Ola Szulczyk.
Jak widać sposobów na zdobycie podwyżki jest wiele. Nie każdy skuteczny. Zanim więc przystąpimy do finansowych negocjacji warto się dowiedzieć jak to robić.
*Polecamy: * Ile i na czym dorabiają studenci?
Kiedy nie należy prosić o podwyżkę?
Wybór odpowiedniej chwili jest tutaj bardzo istotny. Należy więc wykazać się dużym wyczuciem, elastycznością, a także zwykłą ludzką empatią. Istnieje kilka sytuacji, w których zdecydowanie nie warto podnosić tego tematu, bo szansa, że uzyskamy podwyżkę jest bliska zeru. Z całą pewnością taka rozmowa będzie nie na miejscu, jeśli nasze wyniki pracy w ostatnich miesiącach były przeciętne, a tym bardziej jeśli nie do końca wywiązywaliśmy się ze swoich zadań. Warto też przyjrzeć się sytuacji w naszym miejscu pracy. Jeśli firma akurat przegrała przetarg, klient zrezygnował z realizacji dużego projektu, jeden z działów ma kłopoty i generuje stratę, możemy zauważyć cięcia kosztów, czy redukcję zatrudnienia - czyli innymi słowy jeśli firma przechodzi w danym momencie kryzys - to nie warto rozpoczynać w takim momencie rozmowy o zwiększeniu wynagrodzenia.
Negocjacji finansowych nie prowadzimy też w czasie, gdy wiemy np., że nasz przełożony ma bardzo napięty okres, prowadzi ważne rozmowy z klientami, czy ma na głowie wiele spraw. Warto również zwyczajnie zwrócić uwagę na jego nastrój i samopoczucie – w gorszych momentach szanse na uzyskanie podwyżki, a nawet na to, że faktycznie znajdzie czas, by nas wysłuchać i rozważyć nasze argumenty, spadają. Niedopuszczalne jest też prowadzenie takich ustaleń w biegu - przy windzie, przez telefon, czy po godzinach pracy. Na rozmowę należy się najpierw umówić i dobrze się do niej przygotować.
Jakich argumentów w rozmowie na temat podwyższenia płacy nie powinniśmy używać?
Przede wszystkim nie porównujemy naszych zarobków z pensją kolegi czy koleżanki z pracy. Dane o zarobkach współpracowników są niejawne i nie mamy prawa się do nich odnosić. Szefowie czy menedżerowie, bardzo nie lubią, gdy ktoś motywuje swoją prośbę o podwyżkę tym, że kolega zarabia więcej. Negocjując wysokość pensji nie opierajmy się również o realizację obowiązków, które wynikają z naszej umowy o pracę. To, że jesteśmy sumienni, punktualni i wykonujemy nasze zadania nie wystarczy, by przekonać przełożonego do podniesienia naszych zarobków.
Jak negocjować podwyżkę, by zwiększyć szansę na jej uzyskanie?
Dobrze się do takiej rozmowy przygotować. Większość menedżerów czy szefów działów, którzy decydują o naszych dochodach, interesuje głównie wynik naszej pracy. Argumenty powinny więc dotyczyć tego, co robimy ponad nasze standardowe obowiązki i przede wszystkim jakie efekty osiągamy. Przygotujmy sobie listę projektów jakie zrealizowaliśmy, klientów, których namówiliśmy do współpracy, zróbmy zestawienie wyników sprzedaży... Wszystko oczywiście zależy od branży w jakiej działamy i naszego stanowiska. Na przykład w bankowości możemy pochwalić się wysoką sprzedażą produktów bankowych. Z kolei w księgowości brana będzie pod uwagę terminowość pracownika, umiejętność współpracy, to jak sobie radzi z natłokiem zadań, czy dobrze organizuje sobie pracę.
Weźmy jednak pod uwagę, że jeden miesiąc z dobrymi wynikami to za mało. O podniesienie pensji warto się starać, gdy możemy się pochwalić utrzymaniem długofalowych wyników np. wysoką sprzedażą w ciągu ostatnich 4 - 5 miesięcy. Większość szefów dokonuje oceny zero-jedynkowej, ceni więc konkrety. Nie chce od pracownika długich opowieści, tylko jasno podanych faktów - liczb, tabelek, wyników. Tak przygotowani i wcześniej umówieni na rozmowę mamy dużą szansę uzyskać podwyżkę.
Jeśli z jakichś powodów nie udaje nam się umówić z przełożonym na dłuższą rozmowę, nie ma dla nas czasu lub czujemy, że nas zbywa szybkim komunikatem o kryzysie w gospodarce, możemy złożyć podanie o podwyżkę na piśmie. Ważne by było ono konkretne i napisane w łagodnej formie. Pisemny wniosek o zwiększenie pensji nie powinien być jednak pierwszą próbą podjęcia tego tematu. Najpierw postarajmy się porozmawiać z przełożonym twarzą w twarz.
Warto też wykorzystać moment, gdy firma prowadzi wewnętrzną rekrutację i zgłosić swoją aplikację na wolne stanowisko. Po pierwsze możemy dzięki temu je zdobyć i w ten sposób zapewnić sobie i awans i wyższą pensję. Jednak nawet gdy nie zostaniemy wybrani, dzięki takiej rozmowie pokazujemy swoje zaangażowanie, inicjatywę i ambicję. Dajemy się zauważyć, co z pewnością zaprocentuje jeśli za jakiś czas będziemy chcieli postarać się o podwyżkę.
Ale przede wszystkim nie bójmy się rozmawiać o pieniądzach. W Polsce to temat uważany za bardzo trudny, niemal temat tabu. Tymczasem nie mamy co liczyć na to, że szef sam zaproponuje wyższe wynagrodzenie. W dzisiejszych czasach cenione są osoby przebojowe, odważne, wychodzące z inicjatywą i nie bojące się trudnych rozmów. To właśnie oni wygrywają w walce o podwyżkę.
AD,MA,WP.PL