Kaczmarczyk: budżet może korzystać z Funduszu Rezerwy Demograficznej

- Jeżeli w kryzysie budżet państwa potrzebuje pieniędzy z Funduszu Rezerwy Demograficznej (FRD), to nie ma problemu, by z nich skorzystać - powiedział Paweł Kaczmarczyk z Zespołu Doradców Strategicznych Premiera. Z takim stanowiskiem nie zgadzają się eksperci.

30.09.2009 | aktual.: 30.09.2009 16:54

Z zapisów przyjętego we wtorek przez rząd projektu budżetu na 2010 r. wynika, że na potrzeby budżetowe państwa zostanie przesunięte 7,5 mld zł z Funduszu Rezerwy Demograficznej.

FRD istnieje od 2002 r. Ma na celu gromadzenie rezerw finansowych przeznaczonych na uzupełnianie niedoborów funduszu emerytalnego, wynikających z przyczyn demograficznych. Jest to jedyny fundusz ZUS, który dysponuje gotówką i inwestuje swoje środki. Pieniądze FRD pochodzą m.in. z prywatyzacji mienia Skarbu Państwa oraz części składki na ubezpieczenie emerytalne, odprowadzanej przez ZUS do FRD. Jak podkreślił Kaczmarczyk, pieniądze z FRD nie były dotąd potrzebne emerytom i "nic nie wskazuje na to, by było to konieczne w najbliższej przyszłości".

- Jeżeli Fundusz nie jest w danym momencie konieczny do realizacji celów, do których został stworzony, to można tylko przyklasnąć wykorzystaniu go w sposób efektywny - w tym wypadku na potrzeby budżetu - dodał.

Jego zdaniem, gdy Polsce uda się wyjść z kryzysu, pieniądze FRD będą musiały być uzupełnione, np. wpływami z prywatyzacji.
- Wtedy może do funduszu trafić nawet więcej środków, niż teraz zostało z niego zabrane - powiedział Kaczmarczyk.

- Zabranie pieniędzy z FRD to dowód braku myślenia, co będzie za 10 czy 20 lat. To działanie przeciwko lansowanej przez rząd idei solidarności pokoleń - powiedział prezes Zarządu Instytutu Spraw Publicznych Jacek Kucharczyk.

Jego zdaniem, "łatając dziurę budżetową środkami gromadzonymi na wypłatę przyszłych emerytur, politycy pokazują, że myślą tylko o tym, jak przeżyć do jutra".

Członek rady nadzorczej ZUS z ramienia pracodawców i ekspert rynku ubezpieczeń Jeremi Mordasewicz podkreślił, że "zabezpieczenie wypłaty emerytur za 10-15 lat będzie możliwe tylko wtedy, gdy zgromadzone zostaną znaczne środki w FRD".

- Liczba osób pracujących w stosunku do pobierających świadczenia z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, stale rośnie. Około 2025 r. relacja ta będzie najgorsza, i wtedy z pewnością trzeba będzie sięgnąć do Funduszu Rezerwy Demograficznej - powiedział Mordasewicz.

Mordasewicz zaznaczył, że jest bardzo prawdopodobne, że w latach 2010-2011 trzeba będzie sięgnąć do FRD, ze względu na malejące składki do ZUS, co z kolei związane jest z kryzysem.
- Potem fundusz powinien już tylko gromadzić pieniądze - do połowy lat dwudziestych. Wtedy będą one niezbędne, już z powodów demograficznych - dodał.

Jak powiedziała rzeczniczka prasowa NSZZ "Solidarność" Marta Pióro, związek oczekuje od rządu wycofania z projektu budżetu na 2010 r. zapisu o przesunięciu pieniędzy z FRD. Również Ogólnopolskie Porozumienie Związków Zawodowych uważa, że pomysł na przesunięcie pieniędzy z funduszu "jest bulwersujący".

- To szczególnie dziwne w sytuacji, gdy jednocześnie rząd decyduje, aby z 10 do 40 proc. zwiększyć pulę środków przekazywanych do FRD z prywatyzacji. Powoduje to, że pieniądze są raz z państwowej kasy zabierane, a potem ponownie do niej ściągane - powiedział ekspert OPZZ Andrzej Strębski.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)