Kłopoty z prądem. Twój telewizor też wyłączą?
To już pewne, że po 2015 roku w Polsce zabraknie prądu - mówili eksperci podczas Europejskiego Kongresu Finansowego w Sopocie. Są już firmy, które obiecują, że za odpowiednią opłatą zrezygnują z korzystania z prądu. Czy także statystyczny Kowalski będzie musiał na godzinę dziennie wyłączyć swoją lodówkę czy telewizor?
28.06.2013 | aktual.: 29.06.2013 09:54
Sugestie dotyczące automatycznego wyłączania sprzętu AGD czy RTV pojawiły się kilka miesięcy temu w jednej z największych brytyjskich gazet „The Daily Telegraph”. Dziennik sugerował, że europejskie stowarzyszenie operatorów sieci elektroenergetycznych (European Network of Transmission System Operators for Electricity w skrócie ENTSO-E) zaproponowało Komisji Europejskie, aby urządzenia elektryczne, takie jak piekarniki, lodówki czy pralki, miały montowane specjalne czipy.
W przypadku, gdy w sieci zaczyna brakować prądu, elektrownia wysyłałaby sygnał do urządzeń, a te automatycznie by się wyłączyły. I nie ma tu znaczenia, czy właśnie robimy pranie, czy coś pieczemy. Odszkodowań za ciasta z zakalcem według „Daily Telegrpah” nie przewidziano.
Po tej publikacji polska firma Ever zaczęła nawet sugerować, że już dziś warto wyposażyć się w awaryjne zasilacze, które są w stanie zgromadzić prąd i utrzymać napięcie od kilku minut do kilku godzin.
- Polacy coraz częściej sięgają po UPS-y. Urządzenia kojarzone głównie z komputerami stacjonarnymi służą m.in akwarystom do podtrzymania pracy filtrów oraz sprzętu natleniającego. Ale zasilacz awaryjny równie dobrze może chronić sprzęt AGD, w tym domową zamrażarkę - mówi Mariusz Piątkiewicz z firmy EVER.
Po awaryjny zasilacz na razie jednak biec do sklepu nie trzeba - uspokajają ENTSO-E.
- Domowe urządzenia elektryczne nigdy nie zostaną wyłączone. Europa ma jedną z najbardziej niezawodnych sieci energetycznych na świecie, a nasze propozycje mają tylko poprawić jej niezawodność - odpowiedziało Wirtualnej Polsce w oficjalnym piśmie.
Na czym mają polegać owe ulepszenia? ENTSO-E chce montować czipy w sprzętach agd i rtv, ale nie służyłyby one do wyłączania lodówki czy klimatyzatora. Mikroprocesor na zlecenie elektrowni po prostu zmniejszałby wydajność urządzenia.
- W naszych propozycjach dla Komisji Europejskiej postulujemy, by niektóre produkty, takie jak na przykład pompy ciepła, miały ściśle określone zasady działania w sieci elektroenergetycznej. Część urządzeń będzie też funkcjonować w nieco inny sposób, ale bez zmian dla konsumentów. Na przykład może to dotyczyć zmiany temperatury klimatyzatora, temperatury wody z bojlera czy chłodzenia zamrażarki. Różnice te nie wpłyną na komfort dla ludzi czy nie zagrożą żywności trzymanej w lodówce, ale zmniejszą koszty utrzymania systemu, energii elektrycznej i rachunków za prąd - głosi oficjalne stanowisko ENTSO-E.
Wszystkie zmiany zawarte są w dokumencie o nazwie DSR i są związane z wprowadzaniem tzw. inteligentnych sieci elektroenergetycznych (z ang. smart grids). Ich protoplasty są już tworzone także w Polsce. Smart grids dziś wymienia się głównie w kontekście odczytu zużycia energii. Zamiast pana z notatnikiem, licznik sam informowałby elektrownię, ile prądu zużyliśmy i na tej podstawie dostawalibyśmy rachunek. Problem w tym, że smart grid mierzy nie tylko zużycie kilowatogodzin, ale także wie, jakie urządzenia prąd pobierają.
- Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że liczniki będą gromadziły bardzo dużą grupę informacji dotyczących naszego codziennego zachowania, a także posiadanego przez nas sprzętu technicznego. Oznacza to, że przy pomocy danych zebranych przez inteligentne liczniki można byłoby teoretycznie bardzo dokładnie opracować profil osobowy użytkowników, którzy zamieszkują pod wskazanym adresem - mówił w wywiadzie dla Smart Grids Polska Wojciecha R. Wiewiórowskiego, generalny inspektor ochrony danych osobowych.
Inteligentne sieci mają jednak ten plus, że błyskawicznie przekazują sieciom przesyłowym informację o poborze prądu. Dzięki temu system jest bezpieczniejszy oraz mniej kosztowny. Na dodatek pozwala na zaoszczędzenie energii. A dziś dla wielu krajów Unii Europejskiej, w tym Polski, to rzecz priorytetowa.
- Brak prądu, jaki zacznie nam doskwierać w 2015-2016 roku, nie oznacza, że przyjdziemy do domu, będziemy chcieli włączyć światło, a żarówka się nie zapali. Konsekwencje jednak poniesiemy. Poczuje je przede wszystkim nasza gospodarka - mówi prof. Władysław Mielczarski z Uniwersytetu Łódzkiego.
Polskie Sieci Elektroenergetyczne (PSE-Operator), które są zrzeszone w ENTSO-E, w marcu podpisały pierwszą umowę na tzw. negawaty. Firma PGE GiEK zobowiązała się, że w razie problemów z mocą w systemie przesyłowym zmniejszy pobór energii elektrycznej. Co ciekawe PGE GiEK to kopalniana część największego polskiego… producenta prądu. Za każdą niewykorzystaną megawatogodzinę dostanie 750 zł - to mniej więcej 3,5 razy tyle, ile płacą firmy za zużytą MWh.
- PSE-Operator sam elektrowni nie postawi. Jest powołany do czego innego. Na razie więc czeka z podpisywaniem kolejnych umów na negawaty. Jeśli jednak w przyszłym roku będzie widział, że inwestycje w nowe bloki energetyczne się opóźniają, to będzie musiał szukać kolejnych firm chętnych do ograniczenia poboru prądu. Alternatywą jest zakup prądu za granicą, ale to koszt przekraczający 1000 zł za MWh - mówi prof. Mielczarski.
Na razie więc brak prądu w domu nam nie grozi. Co innego gdy kierownik naszej firmy przyjdzie i w piątek o 12 powie, że zaraz gasi światło, wysyła nas kilka godzin wcześniej do domu. Na krótką metę jest się nawet z czego cieszyć.